Dreszcz przeszył Hebete kontemplującego od dłuższego czasu w komnacie tronowej. Wyglądał właśnie przez otwarte okiennice utworzone z ustawionych rzędem arkad. Znikąd owionął go specyficzny, słodkawy zapach. Woń kwiatów spleciona z odorem śmierci wypełniła powietrze, pozostawiając na języku rdzawy posmak krwi.
Stąd nie mógł spoglądać w kierunku, skąd docierała do niego potężna energia. Pewien był zatem, iż nie w Tiamiździe doszło do przebudzenia złowrogiej, morderczej siły. Westchnął ciężko, a przymknąwszy powieki, wspomniał rzewnie Beliona, domyślając się całokształtu historii. Nie zamierzał go jednak opłakiwać.
Wielokrotnie w wyrazie uznania ostrzegał półboga, prosząc, by ten przystopował z krwawymi praktykami. Od dawna wiedział bowiem, jakich bezeceństw dopuszczał się Nieśmiertelny, mimo że zarazem przestrzegał dekretu o niemordowaniu ludzi. Owszem, nie pozbawiał ich życia, lecz torturował, batożył oraz gnębił, czego monarcha nie przewidział odpowiednio wcześnie, zatem również niezdolny był podjąć właściwej reakcji. Gdy natomiast dotarła do Hebete prawda o Belionie, wiążąca go z nim umowa nie pozwoliła na zmianę ustaleń.
Automatycznie wyczuł pojawiającą się w pomieszczeniu bez wcześniejszego zaanonsowania osobę. Jej słodki, delikatny zapach przywodzący monarsze na myśl smakowity, aksamitny deser splótł się nierozerwalnie z odorem wypełnionym mordem. Kroki rozdzwoniły się w jego uszach, a gdy spuścił głowę, dojrzał przystającą przy jego boku zmartwioną połowicę.
– To już – rzekła z przejęciem wypływającym również z tęczowego spojrzenia.
Twarz niewiasty zdobiły symbole runiczne. Dojrzał je także na odkrytym fragmencie szyi, a choć Izanami wybrała dziś mocno zabudowaną, ciemną suknię, domyślił się, że znaki spływały wzdłuż całego jej ciała. Nie zamierzał nawet wnikać, po cóż naznaczyła skórę runami. Belion przeszedł do historii, a ponieważ Alloces wciąż jeszcze nie witał w królewskich komnatach Mangalii, Hebete szczerze wątpił, by mężczyzna doznał cudu śmierci.
– To już – powtórzył.
Otoczył Izanami ramieniem, przyciągając zmartwioną półboginię do swego korpusu. Sam przybrał niedawno swą boską formę, jakby cząsteczka przekazana im w dziedzictwie od samej Eremiel przewidziała, co nastąpi. Nie zamierzał jednak zbędnie przywoływać swej mocy, zatem tylko nikła, biała mgiełka niczym poświata otulała jego ciało. Dzięki temu nie krzywdził Izanami, która z ufnością wtuliła policzek w pierś męża i przymknęła powieki. Stało się to, czego lękali się od stuleci. Pierwsze ofiary poległy wskutek niezawisłych wyroków, jakim musieli się podporządkować.
W głowie Hebete odtworzył słowa proroctwa, które wryły się w jego świadomość. Pojęcia nie miał, iż wybrzmiewały one również w myślach małżonki. Cichcem oboje recytowali przepowiednię wyrzeczoną niegdyś przez Nankutsu niczym modlitwę wznoszoną do Eremiel o zmiłowanie. Ich zdaniem działo się to wszystko zbyt szybko, bowiem sądzili, że mimo odnalezienia istoty z pierwszych strof objawienia, dysponowali jeszcze odrobiną czasu. Wciąż brakowało dwóch innych, a przecież każda posiadała ściśle wytyczoną rolę.
Trwali w milczeniu wtuleni w siebie, jakby już teraz zabić miała ich kobieta wypełniająca wyrocznię. Po prawdzie, oboje nie posiadali wiedzy, co stanie się dalej ani ile czasu przyjdzie im oczekiwać na werdykt oceniający ich grzechy. Nie posiadali wątpliwości, iż te ciążyły im na sumieniu liczne oraz wielkie. Wszak w ciągu trwania całej mozolnej egzystencji popełnili wiele hańbiących czynów, a części prawdopodobnie nawet nie żałowali, gdyż zwyczajnie nie przyuważali swych win.
Ziemia zadrżała nieznacznie, a wraz z nią cały zamek. Siwowłosy półbóg mocniej przygarnął do siebie żonę, dziękując Eremiel za spędzone z nią lata oraz trójkę dzieci. Nie chciał odejść z eserberdzkiego padołu bez wcześniejszego wyrażenia bodajby krztyny wdzięczności. Monarcha miał wszak za co dziękować, szczególnie że mimo upływających z wolna sekund nadal trzymał w ramionach kobietę, która z biegiem czasu stała się epicentrum jego egzystencji, a także jego słońcem oraz pełnią w Równonoc.
CZYTASZ
Eserbert. Refleksy przeszłości - tom II
FantasíaNa Ziemi mawia się, że jeśli człowiek chce rozśmieszyć boga, powinien opowiedzieć mu o swych planach. W Eserbert półbogowie tylko wrogom śmieją się prosto w twarz na chwilę przed ich egzekucją, resztę zwyczajnie niszczą. Świat toczony przez rozlicz...