Rozdział 43

49 8 14
                                    

Jak każdego minionego ostatnio dnia tuż o poranku zeszła na dół. Kaptur przesłaniał jej oblicze, a ona zajęła stolik w strategicznym miejscu. Szyby zdawały się przykurzone, ale niebo też przybrało ciężkiego, burego koloru. Chmury zbierały się nad Wardamash, aczkolwiek nie wyczuwała tej przyciężkiej wilgoci zwiastującej deszcz.

Gospodarz ustawił przed nią kufel wypełniony po brzegi tanim piwem, po chwili obok wylądował też talerz z jadłem. Bokiem wychodziła już jej rzadka jajecznica, ale nie protestowała. Coś jeść musiała. Usiłowała pocieszyć się świadomością, iż Orias dotarł wczoraj do Wardamash. Wyczuła jego energię, Forasa również. Nie wyczuła jednak, by zniknęli. Inaczej machnęłaby ręką na tę podrzędną spelunę i dziś na łóżku zostałaby po niej tylko sakwa.

Sięgnęła po łopatkę, by nabrać jajek. Zanurzyła ją w posiłku, ale zanim wsunęła jedzenie do ust, dostrzegła zamieszanie na ulicy. Pięć. Tyle naliczyła huriogonów zmierzających do bramy. Przyjrzała się jeźdźcom i omal nie rozrzuciła przelewającego się śniadania na blat stolika. Omiotła ich jeszcze raz wzrokiem, lecz nie dojrzała brata.

Dech zaparło jej w piersi, gdy jeźdźcy przystanęli przy gospodzie. Serce zaczęło kołatać mocniej na widok zsiadającej ze zwierza jasnowłosej niewiasty. Opończa Kiarkatos osłaniała jej ramiona. Mówiła coś do swych towarzyszy, spoglądając w zachmurzone niebo, lecz Freja nie potrafiła rozróżnić poszczególnych komunikatów z ruchu warg, szczególnie że nie widziała całości wypowiedzi.

Foras też zszedł, ale wycofał się i oparł plecy o wierzchowca. Pierwszy raz Freja obserwowała, jak jej nienawykły do jazdy na masywnych zwierzętach kuzyn ujeżdża huriogona. Szybko pojęła, iż przybył w pośpiechu dzięki swym boskim mocom, a Asura, jego zadrun, została prawdopodobnie w Tiamiździe.

Jasmin wkroczyła do środka. Freja słyszała skrzypnięcie drzwi i ich trzaśnięcie. Poprawiła się na siedzisku, na wypadek spuściła mocniej głowę, choć kaptur maskował jej oblicze. Poczuła na sobie wzrok bratanicy, lecz chwila ta nie trwała długo. Uniosła spojrzenie, by móc pilnować jej kroków, które skierowała do lady.

– Jaśnie półbogini. – Z zaplecza wyłoniła się rozradowana gospodyni. Gospodarz też starał się sprawić jak najlepsze wrażenie. Odłożył ocierane kufle na ladę, wyprostował się i przyjął minę świadczącą o serdecznym uwielbieniu oraz całkowitym oddaniu. – Czymże zasłużylim sobie na twą wizytę, pani? Coś podać? Jadła i napitków u nas pod dostatkiem, dla twego orszaku też starczy – zapewniła.

Freja ścisnęła wargi. Tego właśnie próbowała uniknąć, zachowując swoją tożsamość w sekrecie. Obserwowała jednak uważnie, jak Jasmin mimo konieczności podeszła do lady i oparła się na niej tak, iż zamanifestowała dodatkowo wyeksponowany gorsetem biust. Niemal dostrzegła pracę serca właściciela, którego lubieżny wzrok na moment spoczął mimowolnie na walorach urody jej bratanicy. Już prawie wstała, prawie złapała oręż, kiedy głos Jasmin doprowadził ją do porządku. Nie mogła reagować, jeszcze nie.

– Jadła nam nie brak, trunków też nie. Wpadłam, by nieco się tu rozejrzeć.

– Jaśnie panienka chce się rozejrzeć... tu? – powtórzyła zdumiona kobieta o masywnym ciele. – Jaśnie półbogini wybaczy, ale tu nie ma co się rozglądać. Gospoda jak każda inna. Biedna, lecz radzimy sobie.

– Jakie macie opłaty?

– Opłaty? – zdumiony głos gospodarza poniósł się echem.

Zmarszczył brwi. Już nie podobała mu się rozmowa. Freja pojmowała. Każda konwersacja o pieniądzach zwykle kończyła się podwyżką. Półboskie skarbce przecież potrzebowały hojnych darczyńców, a za możliwość spokojnego prowadzenia biznesu też należała się skromna opłata.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz