Rozdział 31

48 9 16
                                    

Od wyjazdu Airei Okame nie wyłoniła się z własnych komnat. Wpuszczała Sarumi, chociaż ta w zasadzie wchodziła sama, a także dwie służące, które, jak się okazało, wytyczył jej Sallos. Poza tym w zasadzie nie utrzymywała kontaktów ze światem zewnętrznym.

Matka jej nie nawiedzała, ojciec też nie. Jedynie stryj zerknął kilkukrotnie, zajrzał na chwilę i wypytał o samopoczucie. Czasem zasugerował, by wyszła i zażyła nieco słońca. Ponoć kwietny taras za nią tęsknił. Prychnęła na samo wspomnienie. Kwiaty wyrażające tęsknotę, tego jeszcze nie widziała i nie zamierzała zobaczyć.

Ciocia Is też odwiedziła ją kilka razy. Najpierw usiłowała wyciągnąć ją za wszelką cenę z komnaty, później tylko sugerowała spacer bądź wyjście na miasto, zaproponowała wycieczkę oraz odwiedzenie kogoś, ale Okame wszystko było jedno, o ile tylko nie musiała wyłaniać się na zewnątrz. Później ciotka już tylko wypytywała o samopoczucie, zagadywała, próbowała zabawiać rozmową oraz opowieściami, wspominkami swego dawnego życia.

Niezmiennie Okame tkwiła w komnacie. Tu miała wszystko, czego aktualnie potrzebowała do życia, zwłaszcza że służące przychodziły regularnie. Sprzątały, przynosiły jadło i dbały, by w dzbanie nie brakowało trunku. Wieczorem szykowały kąpiel, którą zażywała w samotności. Okame wbrew pozorom nie była tak otwarta, by nago paradować przed innymi. Gdy opuszczała wasagę i komnatę kąpielową w pełnym stroju, nie musiała nawet nikogo wzywać. Szła na taras, niewielki balkonik wyłaniający się z jej komnaty, a w tym czasie zazwyczaj któraś ze służących przynosiła dodatkowy dzban na noc, po czym sprzątała łazienkę.

Drzwi rozwarły się, komnatę wypełnił dźwięk kroków. Okame znała rozkład prac służek, więc nie zdziwiło jej, że przyszły uprzątnąć po śniadaniu. Siedziała na szezlongu, co czyniła przez większość minionych dni oraz wgapiała się w widok rozciągnięty za oknem. Okna służba otwierała o poranku, jeśli wcześniej te zostały zamknięte. Gdy było tak ciepło, a nic nie zapowiadało deszczu, półbogini nie frapowała się ich zamykaniem. Wtedy przesłaniała tylko zasłonki.

Służące bez słowa zabrały się za wypełnienie obowiązków. Jedna sprzątała po posiłku, druga zaopiekowała się częścią sypialnianą. Łoże trzeba było pościelić, poduchy wytrzepać. Okame nie drgnęła, po prawdzie nawet nie spoglądała na kobiety. Obie znały swe zadania i uwijały się niczym arwuki, by zniknąć szybko sprzed oczu półbogini. 

Kiedy wyszły, Nieśmiertelna odetchnęła ciężko. Odnosiła powoli wrażenie, jakby zamknięto ją w jednym punkcie zawieszonym w czasie. Jakby wraz ze wschodem Urby od nowa przeżywała ten sam dzień.

Gdy drzwi znów zostały otwarte, a kroki rozniosły się w powietrzu, nie zmieniła pozycji. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że brzmiały ciut przyciężko jak na kobietę. Sarumi chodziła lżej, służki zwykle zaglądały w parze. Niechętnie odwróciła głowę dokładnie w tym samym momencie, kiedy zza niej wyłoniła się męska sylwetka. Napotkała miodowe, strapione spojrzenie.

– Spakuj się, Okame – polecił bez zbędnych wstępów mężczyzna.

– Słucham?

Komenda zbiła ją z pantałyku. Aż dźwignęła się nieznacznie i wyprostowała sylwetkę. Czujnym, odrobinę zlęknionym spojrzeniem przesunęła po twarzy rozmówcy. Wyglądał poważnie, nie żartował.

– Spakuj się.

– Nie rozumiem – powiedziała skonsternowana. – Niby... po co?

– Wyjeżdżasz.

Krótkie, zdawkowe odpowiedzi nie pasowały zdaniem Okame do stryja. Nawet się nie przywitał, a nigdy nie pomijał grzecznościowej formy. Komplementów również nie prawił, pierwszy raz nie padł żaden, choć wyrzekł kilka zdań. Krótkich, konkretnych zdań, które ledwie zawierały polecenie bądź nikłą informację.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz