Rozdział 50

44 10 18
                                    

Zaczynał rozumieć, mimo to wciąż nie umiał wyjść z szoku. We wspomnieniach odszukał dzień, kiedy Freji w akcie złośliwości wymknęło się o dwa słowa za dużo. Zrugał ją później srodze i przeprosiła jego wybrankę, ale to nie cofnęło czasu.

Vibia była inteligentna, zaczęła drążyć, rozpytywała przy każdej okazji. Nie umiał uniknąć poważnej rozmowy, zresztą w przeciwieństwie do niego perfekcyjnie opanowała działanie strategiczne, zwłaszcza w ich wzajemnych kontaktach. Musiał jej powiedzieć.

Fakt, zapewniał, że ich to nie spotka. Dzieci ze znamieniem rodziły się rzadko, jego wuj był ostatnim. Zeo nosił znamię. Zeo oszpecił dziadka. Ynd nigdy nie był już taki sam, choć to babce Cerelli wiele brakowało do normalności. Podobnież. Nie znał jej, ale mawiano, że nosiła na twarzy maskę bladego uśmiechu.

Ojciec Oriasa dorósł, został złączony z jego matką, Mirajane, ale babka Cerella już nie oglądała ich szczęśliwego życia. Tęsknota za Zeo, poczucie winy, żal, ból i rozpacz doprowadziły ją na skraj. Świadomie sięgnęła po półśmierć. Nazajutrz od złożenia przysięgi znaleziono martwe ciało półbogini. Zakrwawione palce owinęła mocno wokół rękojeści krwawego sztyletu, który wbiła sobie prosto w serce. Takim samym zadźgała synka.

Orias nie wierzył, by kolejny naznaczony miał urodzić się w ich familii. Nie byli przeklęci. Jego wuj Hebete władał Eserbert, jego kuzyn miał przejąć po nim panowanie nad światem, a on sam zarządzał rozległymi terenami Kiarkatos sięgającymi aż po granice ze sferą Beliona. Półboga, którego zamordowała jego naznaczona córka.

Miał ochotę coś rozpieprzyć, potrzebował dać ujście nagromadzonym w ciele emocjom. W przeciwnym razie istniała szansa, że naprawdę coś zniszczy, a przede wszystkim nie chciał unicestwić relacji, która już wisiała na włosku. Jednakże zaczynał rozumieć. Vibia odeszła z premedytacją.

Harpie ponad wszystko stawiały rodzinę, młode były nietykalne. Każde odpowiadało za siebie dopiero po skończeniu dorosłości, a ta nadchodziła w dwudzieste pierwsze urodziny. Dzieci nigdy nie ponosiły grzechów rodziców, choć z opowieści niedoszłej żony wiedział, że stado dla Uskrzydlonych równało się rodzinie.

Żyli dla siebie nawzajem, walczyli ramię w ramię i umierali z radością, że reszta przetrwała. Młode jednocześnie było wszystkich, podobnie jak harpie w kwiecie wieku, jeśli takowego dożywali. Byli wojownikami, ich życie bazowało na walkach oraz wojnach. Vibia nie podjęła ryzyka.

W głowie półboga pojawiła się myśl, alternatywna historia tłumacząca wydarzenia sprzed osiemdziesięciu lat, choć i tę wciąż wypełniały luki. Dziur fabularnych nie umiał uzupełnić, jeszcze, ale potrafił wskazać pobieżny przebieg historii. Dopadły go refleksy przeszłości.

Jego partnerka dowiedziała się o ciąży. Znała już półboskie prawo na tyle, by wiedzieć, co stanie się z dzieckiem, jeśli to narodzi się ze znamieniem. Nawet Orias nie miałby mocy powstrzymać Hebete przed dokonaniem wyroku, a wuj od narodzin Forasa podobnież osobiście oglądał dokładnie każde niemowlę. Uciekła i zaszyła się gdzieś, by doczekać narodzin ich dziecka. Siedem pełni.

Tyle w sumie czekała na poznanie wyroków losu, a on bał się nawet myśleć, a jakich warunkach spędziła ten czas. Jednego był pewien, nie rodziła w Terehapan. Inaczej Dreon nie pozwoliłby Jasmin opuścić skalnego miasta.

Chroniłby siostrzenicę, nawet jeśli siostrę skazałby za stosunki z wrogiem. Praworządny Dreon, tak czasem mawiała o nim Vibia. Prawa Takhvy, prawa stada stanowiły dla niego większą wartość niż pojedyncze życie. Rozumiał już, dlaczego uprowadził Jasmin tamtego dnia. Rozpoznał w niej Vibię. Zrobił to, co Orias bał się wcześniej bodajby sugerować. Jasmin Burns wszak pochodziła z Ziemi.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz