Rozdział 45

44 8 16
                                    

Ani Dreon, ani Emysei nie podejrzewali, jak lichą moc przeciwstawiali przeciwko sile przejmującej władanie nad umysłem Adel. Mentalną celę, której więźniem nieoczekiwanie stała się rudowłosa, strzegły pieczęci stemplujące jej duszę. Krew wrzała, gotowała się w żyłach, jakby wcale nie należała do niej, co po części było prawdą, nawet jeśli nikt do końca nie zdawał sobie z tego sprawy.

Adel nie pojmowała, co w zasadzie się działo. Coś bądź raczej ktoś przejął nad nią panowanie, zmusił do skupienia całej uwagi oraz siły, wszelkich umiejętności na istocie wyłaniającej się spośród przerażającego światła. Takiej jasności Crow nigdy jeszcze nie spotkała, zaś bliskość nieznajomej istoty wpływała zarówno na jej umysł, jak i fizyczne ciało.

Szybko oceniła, że owa istota była jedną z harpii. Wielkie, monumentalne wręcz skrzydła przewyższały pierzaste atrybuty Dreona. Dotychczas sądziła, że nikt nie posiadał większych od władcy, ale wcale nie ta cecha skupiła jej uwagę najmocniej. Biel różniąca się od pełnej gamy szarości zdawała się tylko drobnym elementem.

Walczyła. Nie rozumiała, co się z nią działo ani dlaczego, zaś tajemnicza Uskrzydlona nie dopuszczała do siebie perspektywy odmowy. Żądała, choć ruda nie pojmowała wciąż prezentowanych oczekiwań. Jak niby miała przywrócić skrzydłu pełną sprawność, skoro w rzeczywistości nie znała się ani na pierzastych tworach, ani na leczeniu. W dodatku nie posiadała pod ręką żadnych medykamentów, szczególnie że obie znajdowały się w mentalnym wymiarze.

Brak ścian, brak przedmiotów, brak czegokolwiek poza jasnym, oślepiającym światłem przysparzał problemów. Mimo to Adel postanowiła zawalczyć i tego też nie pojmowała. Chciała naprawić krzywdę zaznaną przez harpię będącą wytworem niesprawnego, zdjętego gorączką umysłu. Czuła bowiem, że płonie, jakby prócz światła od bezimiennej emanował również gorąc.

Badanie okazało się wyzwaniem. Ilekroć Adel usiłowała dotknąć piór, pokrytego szkarłatem białego skrzydła, tyle razy bezimienna je od niej odsuwała. Komenda zostaw nie podziałała. Prośba, by przestała się wiercić oraz uciekać poszkodowanym organem, również nie odniosła skutku. Adel zatem nie mogła się nawet uważnie przyjrzeć, a co dopiero rozpocząć terapię.

Szybko zaprzestała wysiłków. Ten plan nie odniósłby skutku bez względu na to, ile razy jeszcze sięgnęłaby powykręcanych i połamanych piór. Opadły jej ręce. Uniosła głowę i wejrzała z zafrasowaniem na jasne oblicze, którego nie rozpoznała. Odniosła dziwne wrażenie, jakby harpie wcielenie nie posiadało w rzeczywistości twarzy, żadnych rysów pozwalających ustalić jej tożsamość.

– Jak mam ci pomóc, skoro mi na to nie pozwalasz? – sfrustrowana prawie wykrzyczała pytanie.

Irytujące poczucie bezsilnej niemocy wypełniło niewiastę. Klęczała, na czymkolwiek naprawdę się znajdowała, lecz nie miejsce stanowiło jej największe źródło posępnego rozeźlenia. Już kiedyś też znalazła się poza barierami znanego wszystkim świata, aczkolwiek dokładnie nie pamiętała, o co wtedy chodziło. Aromat kwiatów i obraz mieniących się liści, a także postać ogrodniczki w kapeluszu, tyle zostało w jej pamięci.

Harpia pozbawiona oblicza obserwowała ją czujnie, co Adel wnioskowała po nakierowaniu głowy w jej stronę. Temperatura rosła, a gorąc nie ułatwiał skupienia myśli ani wykombinowania skutecznego planu. Odetchnęła.

Gdy pomagała mamie wśród chorych, zawsze w pierwszej kolejności starała się zapewnić im komfort psychiczny. Odwracała uwagę, zanim medykament zaczynał działać. Rozmawiała, żartowała, a nawet wysłuchiwała prywatnych opowiadań o nie zawsze szczęśliwym życiu żołnierzy. Nigdy nie czyniła wyrzutów, jeśli im to pomagało.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz