Rozdział 23

37 8 38
                                    

Natria przesunęła opuszkami po miękkiej, chłodnej pościeli, kiedy przeszła spacerowym krokiem wzdłuż boku łoża przygotowanego przez kapłanów. Gdyby nie widziała tego teraz na własne oczy, w życiu nie pomyślałaby, że coś takiego było w ogóle możliwe. Nawet jej nie udało się niegdyś sprawić, by Ghotom spoczął bez tchu.

Tymczasem mężczyzna, który przywrócił ją do życia, leżał nieruchomo. Jego klatka piersiowa nie unosiła się ani nie opadała, przez co sprawiał wrażenie martwego. Przyjrzała mu się czujniej, wolno przesunęła wzrokiem z punktu A do punktu B, przez co zjechała od twarzy aż po ułożone równolegle do siebie stopy. Zdaniem wiedźmy brakowało tylko szklanej kopuły, aczkolwiek jej pan wcale nie umarł.

Odpoczywał, w związku z czym bardzo dużo spał, ażeby należycie zregenerować siły, jakie rozproszono podczas walki z tamtą niewiastą. Niewiastą, którą swoją drogą to właśnie Natria nieopatrznie sprowadziła do Eserbert, by pojmać Forasa i zlikwidować go. Wtedy absolutnie nie pomyślała, że niewinne, niepozorne dziewczę mogłoby okazać się równie potężną bronią co prastwór, któremu służyła. Teraz również spał, a odkąd zasnął po raz kolejny, minęła bodajże piąta tida.

Drobny, pokraczny stwór przyczłapał bliżej łoża. W dłoniach niósł szeroką, masywną misę, zaś tą wypełniały płatki kwiecia. Natria nie do końca pojmowała, dlaczego regularnie kapłani służący w Akhii rozsypywali wokół nieruchomego ciała rośliny, ale podejrzewała, iż posiadały one ważną rolę w procesie regeneracyjnym. Wszak te pokraki niczego nie czyniły bez konkretnej przyczyny, tymczasem regularnie donoszono nowe porcje.

– Stebo, ileż to jeszcze potrwa?

Zwróciła się do stworzenia, które przed momentem również weszło do środka. Stebo należał do najstarszych wśród swej rasy i to on wszystkim tutaj kierował pod mentalną nieobecność ich władcy. Uniósł łeb, by skupić uwagę na niewieście, a jego przydługi, nieco kulfoniasty nochal zakołysał się w powietrzu.

Ignorowanie istoty, jaką ich pan regularnie przyjmował w swym buduarze, nie byłoby mądrym posunięciem, zatem Stebo nosił się z zamiarem, by udzielić odpowiedzi. Pewien nie był tylko jakiej, zaś wiedźmę cechowała nadmierna porywczość. Doskonale pamiętał, jak potraktowała jego współbraci kapłanów, kiedy ich pan udał się bez zapowiedzi do walki z istotą, jakiej moc wszystkim sługom świątyni przywodziła na myśl bliźniacze byty powołane do życia przez niego i Eremiel.

– Stebo trudno oszacować – wyznał z patetycznie. – Pan wymaga solidnej regeneracji, jego moc została rozbita.

– Więc... teraz jest bezsilny? – spytała cicho.

Natria zerknęła czujnie na Stebo. Kapłan, podobnie jak pozostali słudzy Akhii, spiął się na dźwięk słów kobiety. Zgodnie z głęboko wpojonym im obowiązkiem dbali o dobro pana, po to istnieli. Tymczasem ton głosu wiedźmy sugerował, jakby rozważała wykorzystanie okazji i usunięcie ze świata żywych spoczywającego bez tchnienia mężczyzny.

Ghotom nie marnował zbędnie energii na oddech. Jak każda inna czynność wykonywana za pomocą ciała, wypełnianie płuc powietrzem marnowało jego zdaniem siły. Fakt, funkcjonował w Eserbert niczym podrzędna, cielesna istota, mimo to mógł pozwolić sobie na znaczne spowolnienie działania powłoki, którą niegdyś dobrowolnie przyjął. Ta cecha wyróżniała go spośród innych stworzeń żyjących w stworzonym przez niego świecie.

Niemniej jednak słyszał, co rzekła trwająca przy nim niewiasta. Dodatkowo postanowił odnotować w pamięci jej zachowanie, a sam przeszedł w stan wzmożonej czujności. Pamiętał, by nikomu nie ufać zanadto, zaś aktualnie Natria otrzymała idealną okazję, by zaatakować. Zarejestrował jej delikatny dotyk, gdy opuszkiem przesunęła po nagim torsie.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz