Nielegał cz. 12

51 12 111
                                    

 *

          Czy przemyślała wszystko dogłębnie i szczegółowo? Nie potrafiłaby odpowiedzieć na to pytanie, kiedy dwa dni później wyszła z domu i udała się w przypadkowym kierunku, po prostu jedną z ulic, która nie prowadziła w żadne konkretne miejsce. Ale już się nie zastanawiała, jak bardzo ryzykuje, przyjmując propozycję nieznajomego mężczyzny. Wszystko było lepsze od nieustannego ostrza bólu przeszywającego ciało – ale i umysł – ciągle i bezustannie, za każdym razem, kiedy jej wzrok padł na coś, co przypominało czas spędzony z Ronem, co miało jego twarz. Nawet najbardziej ponury scenariusz wydawał się lepszy od tego cierpienia. Jeśli nawet się jej stanie coś złego, coś najgorszego – cóż z tego? Czy w jej sytuacji jeszcze w ogóle mogło być gorzej? Ale jeśli ten facet mówił prawdę, to oznaczało ogromną szansę. Nie tylko na ułożenie życia w stosunkowo sensowny sposób, tak sensowny,  jak mógł być. Nie tylko możliwość zajęcia myśli ciekawą pracą, bo przecież Centralna Agencja Wywiadowcza to nie byle co. Nie tylko odsunięcie w niebyt kłopotów z zakwaterowaniem i opłaceniem jakiegoś lokum. Przede wszystkim oznaczało szansę na chwilę wytchnienia, złagodzenie cierpienia, odsunięcie od siebie bolesnych obrazów. I to przeważyło szalę. Stało się ostatecznym argumentem, który skłonił ją tamtego dnia do wyjścia z domu.

     Szła przed siebie dobre trzy kwadranse, kiedy na pustawej ulicy kątem oka dostrzegła zatrzymujący się przy niej samochód, beżowy buick roadmaster. Za kierownicą dostrzegła brodatego agenta – jeśli rzeczywiście był agentem, jak twierdził. Opuścił szybę i samym tylko ruchem głowy dał jej znak, by wsiadła.

     – Zdecydowana? – spytał, kiedy zajęła miejsce pasażera.

     Przyszło jej na myśl, że facet nie ma w zwyczaju używać jakichkolwiek słów powitania. Ale ostatecznie doszła do wniosku, że i ona się przecież nie przywitała, a chyba powinna to zrobić pierwsza. Mężczyzna ruszył przed siebie. Jechał dosyć wolno i wyczuwała, że nie kieruje się do żadnego określonego celu.

     – To dla mnie spore ryzyko – odparła.

     – Sporym ryzykiem jest już samo to, że wsiadłaś do samochodu z obcym facetem. Tak, z twojego punktu widzenia to może wyglądać jak spore ryzyko. Ale możesz mi wierzyć, że nim nie jest. Wyjedziemy jutro z rana. Zaczekasz na mnie o ósmej, dwie przecznice na wschód od twojego domu. Stamtąd cię zabiorę. Nie powiedziałaś nikomu ani słowa? – Dopiero teraz rzucił jej przelotne spojrzenie.

     – Nie wiem, czy ktoś uwierzyłby, że szpieg próbował mnie zwerbować u Rory'ego – rzuciła obojętnym tonem.

     – Nie jestem szpiegiem. Masz... niepełne wyobrażenie o pracy naszej agencji. Ale to da się nadrobić. Osobiście będę czuwał nad przebiegiem twojego szkolenia.

     – Skąd pewność, że się nadaję? – zapytała przytomnie.

     – W tej chwili się nie nadajesz, ale jak powiedziałem, osobiście dopilnuję, żebyś zaczęła się nadawać. Po prostu mi zaufaj.

     Kiedy to powiedział, odwróciła głowę i obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem.

     – Dlaczego ja?

     – Na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas – uciął.

     Niewiele ponad kwadrans po tym, jak wsiadła do roadmastera, była z powrotem na ulicy, w pobliżu miejsca, gdzie się spotkali. Wszystkie szczegóły zostały ustalone. Zapewniła, że nie powie nikomu ani słowa i że jutro o umówionej porze będzie w miejscu, o którym wspomniał. Pozostawało jej jeszcze tylko jedno: powiedzieć jakoś babci Christinie, że wyjeżdża i nie podawać przy tym żadnych szczegółów. W drodze do domu myślała intensywnie, jak to zrobić. Ostatecznie postanowiła, że powie część prawdy – że znalazła pracę, ale nie może zdradzić ani jaką, ani gdzie. Babcia zapewne nie zrozumie, dlaczego Jessie robi z tego aż taką tajemnicę, ale nie było innego wyjścia – Christina musiała jej zaufać. I dziewczyna wiedziała, że tak się stanie. Ale rozmowa okazała się trudniejsza, niż się można było spodziewać. Jessie musiała zapewnić, że to nic złego i nielegalnego, że będzie bezpieczna i że się odezwie, jak tylko będzie mogła. Ile z tego, co mówiła, odpowiadało rzeczywistości? Sama wolała się nad tym nie zastanawiać. Poprosiła babcię Christinę, by porozmawiała z ojcem, żeby wytłumaczyła mu jakoś tę decyzję – bo Jessie nie miała sił na konfrontację z nim. Widziała wyraźnie, że kobieta nie jest przekonana. Zbyt dobrze znała Christinę, by nie wyczuwać subtelnych zmian w tonie jej głosu, nie rozpoznawać tego specyficznego spojrzenia... Gardło zaciskało się mimowolnie, kiedy sobie to uświadamiała. Ale nie miała wyjścia, nie wymyśliła niczego lepszego. Nie dysponowała też wystarczającą ilością czasu, by wpaść na jakiś sensowny pomysł i rozegrać to inaczej.

NielegałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz