Do Disneylandu dojechali tuż przed lunchem. W drodze do kompleksu sportowego zajrzała do kantyny. Nie spodziewała się, że w poniedziałek kogokolwiek tutaj zastanie, ale najwyraźniej Viper i Python nie zdążyli się jeszcze zabrać do roboty po weekendzie. Pozdrowiła ich zdawkowo i poszła z Martinezem w kierunku zabudowań mieszczących szatnię, niedużą halę sportową i strzelnicę.
– Nie moglibyśmy najpierw coś zjeść? – spytał Emilio, ale w tonie jego głosu nie było nadziei.
I słusznie, w czym utwierdził się po spojrzeniu, jakim uraczyła go Charlie.
– Zawsze myślałam, że wy tam po jedzeniu sjestę macie, a nie aktywność fizyczną – powiedziała.
– My? – podchwycił.
– Południowcy – mruknęła, tym razem oszczędzając mu określeń w stylu „Latynosi" albo „Meksykanie".
Odetchnął głęboko i nie odezwał się już więcej. Kiedy się przebrał w dresy, zaprowadziła go na bieżnię za budynkiem. Tor biegł dookoła kortu tenisowego i boiska do siatkówki i koszykówki. Obydwa pokryto syntetyczną nawierzchnią; na korcie tenisowym w kolorze czerwonym, a na boisku w zielonym. Bieżnia była czarna, o szerokości mogącej zmieścić czterech zawodników biegnących obok siebie.
– Sto jardów, Martinez – powiedziała. – Stąd startujesz, ja ze stoperem będę na setnym jardzie. Jest oznaczony białą linią.
– Do czego to jest potrzebne?
– Mówiłam już, chcę wiedzieć, z kim pracuję, czego się mogę spodziewać i na co nie mogę liczyć – odpowiedziała cierpliwie.
Tak naprawdę wcale nie musiała go sprawdzać. Martinez miał zresztą prawo, by odmówić tego rodzaju testów. Nie była pewna, czy o tym wiedział. Z drugiej strony, nie chodziło tylko o bezsensowną demonstrację swojej wątpliwej przewagi. Charlie była autentycznie ciekawa, co ten chłopak potrafi. A poza tym Valentino zawsze powtarzał, że trzeba znać możliwości partnera, bo od tego może zależeć życie podczas działań w terenie.
Ustawili się w odpowiednich miejscach bieżni, Charlie dała znak Martinezowi i jednocześnie uruchomiła stoper. Nie zamierzała oszukiwać tylko po to, żeby mu dopiec. To nie miałoby sensu i byłoby niepoważne. Kiedy ją minął, uczciwie wyłączyła pomiar i zerknęła na wynik. Nie okazał się najgorszy. Emilio przystanął obok. Zauważyła jego przyśpieszony oddech, ale nie był jakoś szczególnie zdyszany.
– Tak sobie – rzuciła. – Potrafisz się bić? Idziemy na matę.
Pokonał ją bardziej siłą fizyczną, którą w naturalny sposób dysponował jako facet, niż przewagą w technice. Potrafił się bić na przeciętnym poziomie. Uznała, że – pomijając różnice wynikające z predyspozycji charakterystycznych dla ich odmiennych płci – umiejętności Martineza były mniej więcej podobne do tych, którymi sama dysponowała. Zatem i tutaj mieścił się w średniej. Dlaczego McGoldie uznał go za wyjątkowo dobry nabytek? I przekonywał, że chłopak jest niezły i się przyda? Pewnie czcze gadanie, żeby zamydlić jej oczy po tym, jak ją wmanewrował w sytuację, która była dziewczynie tak bardzo nie na rękę. Bo jeśli Burt liczył, że w ten sposób ją przekona do Meksykanów i wyleczy z nienawiści pielęgnowanej od tamtego dnia, kiedy na progu opuszczonego domu w Tampa usłyszała, że ludzie, którzy obrócili w gruzy całą jej przyszłość i wszystkie marzenia, odezwali się po hiszpańsku, to stanowczo się przeliczył. Ta nienawiść w jej własnym przekonaniu była nieusuwalna, nie istniał żaden powód, który skłoniłby ją, by odpuściła Meksykanom. Fakt, że tamtego dnia w Tampa nie strzelał cały naród, nie miał absolutnie żadnego znaczenia.

CZYTASZ
Nielegał
General FictionHistoria trudnego wkroczenia w dorosłość (choć absolutnie nie YA i NA) i zmagania się z demonami przeszłości, z motywami wywiadowczymi w tle. Również miłośnicy romansu znajdą tu wątek dla siebie. Akcja toczy się na przełomie lat 80. i 90. Publikacja...