*
Martinez znalazł przytulny hotel niewiele ponad kwadrans drogi od centrum medycznego Orlando Health i zajął się wszystkimi formalnościami. Znów była mu wdzięczna, bo choć mogła zrobić to sama, to jednak doceniła, że Emilio tym razem ją wyręczył. Dostali dosyć przyjemne pokoje sąsiadujące ze sobą, z widokiem na jakiś niewielki lokalny park. Martinez nalegał, by wspólnie zjedli kolację w hotelowej restauracji, a choć Charlie nie odczuwała głodu i nie wiedziała, czy w ogóle zdoła cokolwiek przełknąć, to jednak się zgodziła – jedynie dla świętego spokoju i trochę może po to, by pokazać, że jednak docenia to, co robi dla niej Emilio. Poprosiła tylko, żeby dał jej trochę czasu, bo musiała zadzwonić do Antona Gubinova. To nie mogło czekać. Ustalili, że dziewczyna przyjdzie po Martineza, jak tylko skończy rozmawiać z ojcem Rona.
Kiedy już znalazła się w pokoju, rzuciła torbę podróżną obok łóżka i spojrzała na spoczywający na nocnej szafce aparat telefoniczny w nieokreślonym szarozielonym kolorze. Ogarnęło ją zmęczenie i kolejna tego dnia fala rezygnacji. Żeby odpędzić to, co nie było w tamtym momencie do niczego potrzebne, zdecydowanym ruchem podniosła słuchawkę. Połączyła się z centralą i poprosiła o rozmowę z Tampa, podyktowała numer Gubinova i przez chwilę czekała w ciszy, wpatrując się w starannie zaścielone łóżko. Starała się nie myśleć o niczym, przez tę krótką chwilę odetchnąć od ciężaru rzeczywistości. Kiedy w końcu w słuchawce odezwał się znajomy głos, powiedziała:
– To ja, panie Gubinov. Jessie. Muszę z panem porozmawiać. To ważne. Byłam u Rona... – Przełknęła ślinę, głos na mgnienie oka uwiązł jej w gardle, ale słowa popłynęły znów, monotonne, niemal senne. – On tam nie może zostać. Nie może zostać tam sam. Chcę zabrać go do domu. Ale pan musi wyrazić zgodę.
– Jess, posłuchaj mnie. Wiem, rozumiem, co czujesz, ale zabieranie Rona z kliniki nie jest...
– On powinien być z rodziną, z tymi, którzy go kochają i których on kocha. A tam jest zupełnie sam. Tylko jacyś obcy ludzie przychodzą czasami poprawić mu poduszkę...
– Przecież widziałaś, że on nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. –
Gubinov mówił łagodnym, spokojnym tonem. – Wymaga profesjonalnej, całodobowej opieki, specjalistycznego sprzętu, zabiegów pielęgnacyjnych, które...– Przecież pan może za to zapłacić. Stać pana na urządzenie mu w rezydencji tak wyposażonego pokoju i zapewnienie takiej opieki, jakiej wymaga. A ja będę przy nim przez całą dobę. Błagam, niech pan go zabierze do domu.
– Jessie... Byłaś tam dzisiaj. Widziałaś Rona. Będziesz w stanie żyć, patrząc na niego każdego dnia, ze świadomością, że nigdy się do ciebie nie odezwie ani jednym słowem, nie spojrzy nawet jeden raz...
– Dość! Dość! Niech pan przestanie! Na pewno jest jakiś sposób, na pewno można mu jakoś pomóc. Trzeba się tylko postarać. A pan chce go tak po prostu zostawić. On nie zasłużył na coś takiego.
Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki panowała cisza, a potem rozległ się głos Antona Gubinova:
– Masz rację. Uciekałem od tego, bo nie byłem wystarczająco silny, by patrzeć, w jakim stanie jest Ron.
„Bo wiedziałeś, że to twoja wina, że to ty jesteś odpowiedzialny za to, co stało się z Ronem – pomyślała. – Co stało się z twoim synem, który także przez ciebie stracił matkę."
– To znaczy, że zabierze go pan do domu?
– To nie jest coś, co powinniśmy omawiać przez telefon. Obiecuję, że o tym porozmawiamy. Osobiście. Zrobię to, co będzie najlepsze dla Rona.

CZYTASZ
Nielegał
General FictionHistoria trudnego wkroczenia w dorosłość (choć absolutnie nie YA i NA) i zmagania się z demonami przeszłości, z motywami wywiadowczymi w tle. Również miłośnicy romansu znajdą tu wątek dla siebie. Akcja toczy się na przełomie lat 80. i 90. Publikacja...