Nielegał cz. 15

39 12 199
                                    

 *

          „A teraz muszę zrobić coś znacznie trudniejszego – pomyślała, ukradkiem zerkając na Martineza, który podążał razem z nią do głównego budynku ośrodka służb wywiadowczych, zwanego przez jego użytkowników Disneylandem. – Muszę się przyzwyczaić do obecności meksykańskiego..."

     Uświadomiła sobie, że nie powinna myśleć o nim w taki sposób. W końcu mieli współpracować, nawet jeśli nie na stałe, to przy tej konkretnej robocie, a w takiej sytuacji nie powinna traktować go z tak wielką niechęcią, wrogością niemalże.

     – Czy to jest Przystań Abelarda? – zapytał Emilio nieoczekiwanie.

     – Co takiego?!

     – Przystań Abelarda – powtórzył. – Takie miejsce, gdzie agenci wszystkich wywiadów mogą przebywać, mając pewność, że włos im z głowy nie spadnie.

     – O czym ty mówisz?

     – No... Oglądałem kiedyś taki film...

     – Martinez, my nie gramy teraz w filmie. To jest rzeczywistość. I to nie żadna cholerna przystań kogośtam, tylko ośrodek Firmy, gdzie możesz się napić, zjeść, zagrać w tenisa, poćwiczyć kondycję albo odbywać szkolenie. Ja się tu szkoliłam i mogę cię zapewnić, że nazwa Disneyland oddaje w pełni charakter tego miejsca.

     – Tutaj? – Spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Szkoliłaś się tutaj? Nie na Farmie?

     – Nie – odparła z naciskiem. – Nie na Farmie. Widzisz w tym coś osobliwego? Bo jeśli tak, to ja za chwilę sprawdzę, czego ciebie nauczyli w Virginii. Co ty na to, agencie Martinez? Przekonamy się, czy faktycznie jesteś tak świetnie wyszkolony, jak twierdzi Burt.

     Nie zdążył odpowiedzieć, bo Charlie otworzyła szerokie dwuskrzydłowe drzwi i ich oczom ukazała się sala wykończona ciemnym drewnem, z rozstawionymi tu i tam stolikami różnej wielkości i stołem bilardowym po prawej, w pobliżu ściany z rzędem prostokątnych okien. W głębi znajdował się bar; półokrągły kontuar z umieszczonymi za nim półkami, na których odbijając światło, połyskiwały wszelkiego rodzaju butelki. Kiedy się pojawili w drzwiach, siedzący za barem jasnowłosy mężczyzna w średnim wieku uniósł głowę i kiwnął nieznacznie w geście powitania. Przy stole bilardowym dwu agentów rozgrywało partyjkę, a pozostali trzej się przyglądali i dopingowali ich, siedząc przy stoliku usytuowanym najbliżej. Kiedy Charlie, a za nią Emilio weszli do kantyny, cała piątka zwróciła spojrzenia w ich stronę.

     – Cześć, orły, sokoły! – rzuciła ich standardowe powitanie. – Zamów mi kawę i ciastko – zwróciła się do Martineza. – Wiesz, jaką kawę, a Josh będzie wiedział, jakie ciastko. Przynieś wszystko tutaj. – Wskazała mały, dwuosobowy stolik w pobliżu. – Ja zaraz wrócę.

     – Charlie! Znalazłaś sobie wreszcie faceta? – zawołał Shaggy.

     – Masz jakiś problem, Shag? – zwróciła się do niego. – Gumka od majtek cię uwiera?

     – Sam się wystroił w ten gajerek czy ktoś mu kazał? – spytał ktoś inny, na tyle głośno, żeby mieć pewność, że Martinez usłyszy.

     Charlie się przysiadła do stolika zajmowanego przez agentów. Grający w bilard przerwali teraz i podeszli do reszty.

     – Skąd ty go wytrzasnęłaś? – Valentino śledził spojrzeniem nowego.

     – Nie ja. Burt. Z Farmy – odparła.

     – Kurczaczek z Farmy! – To znów było na tyle głośne, że musiało dotrzeć do stojącego przy kontuarze Martineza.

NielegałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz