Nielegał cz. 3

69 14 171
                                    

 *

          Mieszkali całkiem niedaleko od siebie. Ekskluzywna okolica, w której znajdowała się posiadłość Gubinovów, graniczyła z podmiejską dzielnicą, gdzie mieszkała Christina i zamieszkiwała też Jessie z ojcem. Już podczas pierwszej wizyty Ron pokazał jej niewielką furtkę na tyłach ogrodu i zdradził kod, który ją otwierał. Mogła więc dostać się do rezydencji na własną rękę, przez nikogo niezauważona. Mogła wymykać się z domu i po przebyciu kilku przecznic, na panelu otwierającym bramkę wystukać szyfr i w ten sposób dostać się do rezydencji i Rona w tajemnicy przed wszystkimi. Uznała to za ekscytujące i rozpierała ją duma, że została dopuszczona do tej specyficznej tajemnicy. A ponieważ Ron pokazał jej też wszystkie drzewa w ogrodzie, na które można było się wdrapywać, a nawet tajną kryjówkę w zaroślach – Jessie uznała, że nie tylko zostały przełamane pierwsze lody, ale i zawarli ze sobą wstępne przymierze. Bardzo szybko w obecności Rona poczuła się swobodnie i dobrze. Od razu znaleźli wspólny język, tak jakby bawili się razem od lat. Nie istniały żadne bariery, żadne ograniczenia. Ron zachowywał się spontanicznie i serdecznie, a Jessie mimowolnie przejęła taki sposób bycia.

     Kiedy tego pierwszego dnia po zakończeniu pracy babcia Christina zbierała się do powrotu, musiała szukać dziewczynki dobre pół godziny, zanim wreszcie udało jej się natknąć na Jessie i Rona w ogromnym ogrodzie otaczającym rezydencję. Ale mina wnuczki powstrzymała Christinę od jakichkolwiek wymówek. Od dawna nie miała okazji oglądać Jessie tak radosnej i... chyba szczęśliwej? A kiedy Ron spytał, albo może należałoby powiedzieć – stwierdził, że „ciocia przyjdzie w sobotę z Jess, prawda?", nie miała serca zaprzeczyć. Żywiła tylko nadzieję, że Gubinovowie nie będą mieli nic przeciwko...

     Nie mieli. Od tamtego czwartku Jessie przychodziła do posiadłości państwa Gubinov cztery razy w tygodniu, zawsze, kiedy jej babcia miała dyżur. Więź pomiędzy dziećmi z każdą wizytą stawała się coraz mocniejsza. Doskonale się rozumieli, a po kilku tygodniach Jessie już sama wymykała się do rezydencji, korzystając z furtki na tyłach ogrodu. Stała się tak częstym gościem w tym domu, że nikt już nie zwracał na nią specjalnej uwagi. Traktowano jej obecność jak coś naturalnego, a ona poruszała się po domu, jakby była u siebie.

     Ale dzieciaki nie spędzały czasu tylko na zabawie. Któregoś razu Jessie poskarżyła się na „głupią matematykę", której czasami nijak nie potrafiła zrozumieć.

     – Matematyka nie jest wcale głupia – powiedział wtedy Ron. – Jest... logiczna.

     – Co to znaczy?

     Jessie stanęła przed nim, podparła się pod boki i wpatrywała w jego twarz. Był dużo wyższy, więc musiała zadzierać głowę.

     – No... – Ron zawahał się, bo o ile wiedział, co to znaczy „logiczny", to nie potrafił tego wytłumaczyć. – Wszystko z siebie wynika. To tylko liczby.

     – Nie tylko – odparowała od razu. – Są jeszcze różne znaczki i w ogóle.

     – Dobrze. Czego nie rozumiesz? Bo może mógłbym ci jakoś wytłumaczyć?

     Więc następnym razem zabrała ze sobą podręcznik do matematyki. A potem, kiedy mijały kolejne lata, Jessie pojawiała się u Rona także z podręcznikiem do nauk przyrodniczych i wszelkimi innymi książkami szkolnymi, ilekroć czegoś nie rozumiała. A ponieważ Ron umiał wytłumaczyć każde, nawet najbardziej zawiłe zagadnienie, szybko doszła do przekonania, że jej przyjaciel jest geniuszem.

     Istotnie, Ron był zdolnym i pilnym uczniem. Nauka nigdy nie sprawiała mu kłopotów. Lubił szkołę i wydawało się, że z wzajemnością. Każdy semestr kończył z doskonałymi wynikami. Ale w klasie był lubiany. Zawsze chętnie pomagał innym, więc nawet fakt, że stanowił dla kolegów dużą konkurencję, jeśli szło o zainteresowanie dziewczyn, nie zdołał spowodować, że nie darzyli go sympatią. Zresztą ustępował im całkowicie pola we wszelkich kwestiach związanych z dziewczynami, a także z uprawianiem sportu. Nie to, że się do tego nie nadawał. Nie, Ron Gubinov był dobrze zbudowany i miał wszelkie predyspozycje, żeby zostać gwiazdą drużyny futbolowej, soccerowej czy baseballowej, ale najzwyczajniej w świecie sport kompletnie go nie interesował. Szkolne cheerleaderki były mocno zawiedzione – straciły niepowtarzalną okazję do prezentowania swoich wdzięków temu przystojnemu chłopakowi w najbardziej emocjonujących momentach międzyszkolnych rozgrywek. W dodatku w bardzo atrakcyjnych strojach. Ron okazał się jednak nieugięty. Żadne namowy, czy to ze strony kolegów, czy trenerów nie zdołały przekonać go do zaangażowania się w uprawianie sportu. Uważał, że wspinanie się na drzewa, szaleństwa na rowerze i pływanie w basenie znajdującym się na terenie posiadłości Gubinovów w zupełności wystarczają, bo zachować formę i zdrowie. Czasami przychodził na jakieś ważne rozgrywki, żeby dopingować szkolną drużynę, ale robił to bardziej z sympatii do kolegów niż z zamiłowania do sportu.

NielegałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz