PROLOG

4 1 0
                                    


Tym razem nie przegram. Nie jestem już wystraszoną dziewczyną ze wsi. Ona już dawno umarła...

Przebiegając kolejne metry stanęłam na środku pola i próbowałam złapać oddech. Nie ucieknie mi, nie mogę na to znowu pozwolić. Tyle razy to zrobił, ale dziś z nim skończę. Czułam metaliczny posmak na języku. Było tak blisko. Już prawie go miałam...

Usłyszałam trzask gałęzi i obróciłam nerwowo głowę. Stał tam, niczym wystraszony jelonek bambi, który chował się przed myśliwymi.

Dobrze...

Bardzo dobrze...

Chwyciłam broń i wymierzyłam nim w swoją ofiarę. Jeden celny strzał i po nim.

Dłoń trzęsła mi się od adrenaliny i zimna. Było jakieś 10 stopni na minusie, ale nie to było najgorsze. Najgorsze miało dopiero nadejść...

Pociągnęłam za spust, ale nie usłyszałam wystrzału, jedynie cichy powiew wiatru...

Upadł. Trafiłam go.

Ruszyłam powoli skrzypiąc butami po zamarzniętej trawie. Było cicho... za cicho...

Nie słyszałam plucia krwią czy dławienia się. Czyżbym trafiła idealnie?

Stanęłam nad ciałem mężczyzny i przekręciłam głowę przyglądając mu się uważnie. Twarz miał wykrzywioną w grymasie bólu, a ręce leżały na sercu, skąd wypływała jeszcze ciepła krew.

Miałam sokole oko, wszystkie mi tego zazdrościły.

Przybiłam sobie piątkę w myślach i wyjęłam telefon pociągając przy tym nosem. Było kurewsko zimno....

- Gotowe. Wezwij ekipę. Wysyłam ci lokalizację.

MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now