II Rozdział 36- nocka

132 8 0
                                    

Zamek Aurory był zupełnie inny niż mój, ale miał w sobie coś wyjątkowego. Mniejszy, bardziej nowoczesny, z przestronnymi wnętrzami, które zdawały się lśnić w blasku delikatnego światła wpadającego przez wysokie, łukowate okna. Ściany były śnieżnobiałe, zdobione złotymi i srebrnymi detalami, a podłogi wyłożono marmurem, który odbijał każdy promyk światła. Wszystko tutaj wydawało się subtelne i dopracowane, jakby wyjęte z najnowszego katalogu wnętrzarskiego.
„Minimalizm, ale królewski" – tak to nazwałam w myślach, przechodząc za Aurorą przez kolejne korytarze. W moim zamku, było staromodnie, jak w typowym zamku królewskim, chociaż William zarządził, aby dodać kilka nowych elementów i działo się już dużo remontów, aby dorównać modzie. Całe szczęście, że jest telewizor.
Aurora ciągnęła mnie za rękę, rozglądając się na boki, jakby pilnowała, żebyśmy nie wpadły na nikogo, kto mógłby nas powstrzymać przed kolejnym żartem.
— Muszę przyznać, macie tutaj całkiem przytulnie — rzuciłam z lekkim uśmiechem, kiedy skręciłyśmy w kolejną galerię pełną portretów jej przodków.
Byłam u niej pierwszy raz, bo wcześniej jak to bracia uznali „nie należała mi się przepustka". Bardzo się cieszę, że mogłam ją w końcu odwiedzić.
— Przytulnie? To wszystko jest w porządku, dopóki George'a tu nie ma. — Aurora przewróciła oczami. — Ostatnio chodzi jak tykająca bomba.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, przypominając sobie jego wściekłą minę, kiedy odkrył nasz pierwszy żart jaki mu dziś zafundowałyśmy– schowanie jego ulubionej marynarki w szafie sprzątaczek.
— Może w końcu się rozluźni, jak znajdzie tę marynarkę — powiedziałam, ledwie powstrzymując kolejną falę śmiechu.
Dokuczaliśmy kuzynowi Aurory, ponieważ był dla nas wredny w aucie jak mnie odebrali z domu. Więc musiał być jakaś zemsta, co z tego, że się szykował na wyjście i akurat tą schowaną marynarkę chciał ubrać. Życie.
Niestety, nasza radość nie trwała długo. Po kolejnym dowcipie – tym razem zamienieniu dźwięku jego alarmu na coś, co brzmiało jak kwiczenie świni – George nie wytrzymał.
— Aurora, Mikane! Do komnaty, ale już! — Jego głos odbił się echem po korytarzach.
— Ups — mruknęłam, starając się nie wybuchnąć śmiechem, kiedy Aurora przewróciła oczami.
— No to chyba się zaczęło —powiedziała cicho, a potem pociągnęła mnie w stronę swojej sypialni— Dobra, zostawmy go już.
Kiedy weszłyśmy do jej pokoju, niemal zaniemówiłam. Był podobny do mojego, ale miał ładniejszy widok za oknem. Ja mogłam oglądać dziedziniec, a za nim wielkie ogrody, a ona przepiękny las. Jej komnata była ogromna i jasna. Dominowały delikatne kremowe i pastelowe barwy, które nadawały wnętrzu świeżości i lekkości. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a jego zasłony były tak delikatne, że wyglądały, jakby mogły zniknąć pod dotykiem dłoni. Ściany zdobiły subtelne, złote akcenty, a ogromne okna wpuszczały blask księżyca, który rozświetlał całą komnatę.
— Całkiem nieźle, prawda? — zapytała Aurora, siadając na brzegu łóżka.
— Całkiem nieźle? — powtórzyłam z niedowierzaniem. — Jest obłędnie, stara !
— Cóż, chyba coś w tym jest — odpowiedziała z uśmiechem.
— I jeszcze garderoba? — zapytałam, wskazując na drzwi obok.
— Oczywiście. Chodź, pokażę ci.
Jej garderoba była jeszcze bardziej imponująca. Półki pełne sukien, od casualowych po wieczorowe, wysokie na kilka metrów regały z butami, a pośrodku elegancka pikowana kanapa, na której można było usiąść i zastanowić się, co założyć.
— Aurora, poważnie, ile butów człowiek potrzebuje? — zapytałam, patrząc na dziesiątki par szpilek w różnych kolorach i stylach.
— Nigdy za dużo — odpowiedziała z uśmiechem, rzucając mi jedną z poduszek z kanapy.
— Masz bzika na punkcie butów i torebek.
— Tak jak ty na suknie balowe i wieczorowe.
Po chwili przeniosłyśmy się na taras, skąd roztaczał się widok na lasy otaczające zamek. Noc była chłodna, ale nie mogłyśmy się powstrzymać przed chwilą rozmowy na świeżym powietrzu.
— Ostatnio bracia się dziwnie zachowują.
— To znaczy?
— Chodzi o Toniego ... Bracia się nie czepiają jak spędzamy razem czas. Tony mówił, że możemy coś do siebie czuć, ale z trzymaniem się granic.
— Granic?... — zamyśliła się Aurora interpretując moje słowa.
— Pewnie chodzi im o seks, wiesz... Jest starszy i wgl... Podoba mi się, jest przystojny, atrakcyjny i uroczy, ale i tak nie poszłabym jeszcze z nim do łóżka. Widuję go jak przyjeżdża do nas, a piszemy o głupotach.
— Pewnie sam się obawia zrobić krok na przód, bo nie dajesz mu znaków, że jesteś chętna...— stwierdziła Aurora, opierając się o barierki.
Pomyślałam przez chwilę. Miała rację, trzymam przyjaciela Williama na dystans, w końcu był z nim blisko. Znają się od zawsze. W dodatku pewnie miał pełno partnerek łóżkowych, a że jestem świeża w tych sprawach nie wiem czy nawet go zadowolę... Może i jestem odważna na codzień, ale jeśli chodzi o seks jestem wstydliwa. Może potrzebuje czasu i rozmowy z nim na ten temat.
Chwilę jeszcze o tym rozmawialiśmy, obgadując wygląd Toniego. Mimo wszystko, nawet że był dużo ode mnie starszy, to bym mogła być z nim w związku. Do tej pory uznawałam go jako przyjaciela do wygłupów. Nie wiem kiedy przeszło to w uczucie...  Aby ochłonąć emocje zmieniłam temat.
— George naprawdę się dzisiaj wkurzył, co? — zapytałam, opierając się o balustradę.
— Och, to nic nowego. Po prostu ma zły humor, bo pokłócił się z narzeczoną. — Aurora wzruszyła ramionami, jakby to był najzwyklejszy fakt na świecie.
— To może my jeszcze bardziej poprawimy mu dzień? — zaproponowałam z figlarnym uśmiechem.
Aurora wybuchnęła śmiechem, ale zaraz pokręciła głową.
— Myślę, że już mu wystarczy na dziś. Jeśli zrobimy coś jeszcze, zamknie nas w piwnicy.
Wróciłyśmy do środka i rzuciłyśmy się na jej łóżko. Było naprawdę wygodne, mimo że było twardsze niż moje.
— Ja bym jeszcze coś odwaliła. Trzeba zapamiętać dzień, kiedy mnie wypuścili z więzienia. Najchętniej bym zmieniła zamek— powiedziałam, przeciągając się leniwie.— Już bym wolała mniejszy jak twój.
— Mniejszy, ale bardziej funkcjonalny. — Aurora uśmiechnęła się, a ja wiedziałam, że ta noc jeszcze długo zostanie w mojej pamięci.
Po wygrzebaniu się z królewskiego komfortu Aurory postanowiłyśmy, że czas na coś bardziej ekscytującego. Gdy tylko przyjaciółka zaproponowała mi przejażdżkę na motorach, nie wahałam się ani chwili. Miałyśmy przecież idealną okazję, skoro George, jej kuzyn, był zajęty własnymi problemami, a cała służba myślała, że siedzimy grzecznie w komnacie.
Motory były już przygotowane w garażu – lśniące, szybkie, idealne na nocne szaleństwo. Aurora usiadła na czarno-bordowym ścigaczu, a ja na błyszczącym czarnym z dopasowanym kaskiem. Nie miałam swojego, bo jechałyśmy do niej autem. I tak pewnie co niektórzy, by mieli precesję, że jeżdżę. Jednakże, teraz nich przy mnie nie było.
Po cichu wyjechałyśmy z terenu zamku i udałyśmy się na ekspresówkę, gdzie był wlot na autostradę, gdzie niby miałam zakaz jazdy. Aurora pewnie też. Richard mi kiedyś tłumaczył, że moje prawo jazdy dla piętnastolatka na motor, ma pewne ograniczenia, ale jak nie ma policji, to pominę ten fakt.
Raz, dwa, trzy, William nie patrzy hehe
Droga była idealnie pusta, jakby stworzona do szaleństw. Nocne powietrze chłodziło nasze rozgrzane twarze, a silniki motorów ryczały, odbijając się echem od pobliskich drzew. Jechałyśmy z Aurorą zdecydowanie za szybko, ale trudno było się powstrzymać. Uczucie prędkości i wolności było uzależniające.
— Aurora, chyba trochę przesadzamy z tą prędkością — rzuciłam przez słuchawkę w kasku, widząc, jak licznik zaczyna zbliżać się do 150 km/h.
— Przestań narzekać, Mikane. Jesteśmy same na drodze. Co może się stać? — odpowiedziała, śmiejąc się.
— Kurwa... Już nie jesteśmy same... Ktoś nas śledzi, to napewno nie są auto moich ochroniarzy.
— Moich też nie, ale może ktoś jedzie na wesele czy coś. Wiesz, że teraz jest moda na vinę niczym z mafii. — rzuciła z zadowoleniem.
— Wiesz co, dawaj więcej gazu to ich zgubimy— zasugerowałam przyspieszając na tyle, że czułam się mało stabilnie.
Chociaż chwilę później bym o mało co się nie wyjebała i nie dostałam palpitacji serca, bo zobaczyłam na przyczepionym telefonie przy kierownicy, kto dzwonił.
— Cholera... Wuj dzwoni... Jadę za tobą.
— Okej !
Odebrałam od wuja. Wypytywał mnie o której będę jutro w domu. Odpowiedziałam że pewnie jakoś w południe, bo miałyśmy plany na rano. Chciałyśmy odwiedzić kawiarnię śniadaniową niedaleko jej zamieszkania. Ja się modliłam, żeby nie usłyszał jak się denerwuje i głos mi się czasami załamuje, ale tylko uświadomił mnie, że mamy rezerwację w restauracji na obiad. Dlatego mam być punktualnie w domu, najlepiej o 11:00. Przytaknęłam słownie, po czym zadał jedno niepokojące pytanie.
— Ty gdzieś jedziesz?— jego głos brzmiał stanowczo, aż przełknęłam głośno ślinę co chyba usłyszał.
— Jeździmy po parkingu Aurory i się ścigamy. Spokojnie nic nie broję, George wie o wszystkim. Pozwolił nam, bo musiał załatwić sprawy z narzeczoną, a my mamy nie podsłuchiwać.
— Mam nadzieję, że to prawda. Nie jeździjcie do późna.
— Pa wujku... — rozłączyłam się z ulgą.
Spławiłam ciekawość wujka i zgubiliśmy podejrzane auta, ale jak na złość, w oddali za nami zamigotały czerwono-niebieskie światła, a w uszach rozległ się dźwięk syreny.
— No i stało się, geniuszu. Nie przejmuj się prędkością... — mruknęłam, gwałtownie zmniejszając prędkość i zjeżdżając na pobocze.
— Sama chciałaś przyspieszyć — Aurora westchnęła, ale zrobiła to samo.
Obie zatrzymałyśmy się na poboczu, a policyjny radiowóz podjechał za nami, włączając reflektory, które oświetliły nas i nasze motory. Czułam, że mamy przesrane. Nieletnie, jeżdżące po nocy tam gdzie im prawko nie pozwala i ile pozwala. Brzmi źle czy bardzo źle ?
— Świetnie. Jak myślisz, co powiedzą bracia i twój kuzyn? — zapytałam sarkastycznie, zdejmując kask.
— To tylko policja, Mikane. Damy radę. Zaufaj mi. — Aurora uśmiechnęła się, jakby wszystko było pod kontrolą.
Dwóch policjantów wysiadło z auta. Jeden z nich, młodszy, był wysoki, dobrze zbudowany, z ciemnymi włosami, które były lekko rozczochrane, jakby dopiero co wyszedł z jakiejś imprezy. Drugi, starszy, miał brodę i poważny wyraz twarzy, który nie wróżył niczego dobrego.
— Panienki chyba zapomniały, że to nie tor wyścigowy? — zapytał młodszy, podchodząc do nas z rękami w kieszeniach.
— Miałyśmy trochę problem z licznikiem — rzuciła Aurora, uśmiechając się tak niewinnie, jak tylko potrafiła.
— Licznikiem? A może bardziej z zasadami ruchu drogowego? — odparł drugi policjant, podchodząc bliżej. — Prawo jazdy, dowody rejestracyjne, poproszę.
Wyciągnęłam dokumenty z kieszeni kurtki i podałam je, starając się wyglądać spokojnie. Aurora zrobiła to samo, choć widziałam, jak jej usta drżą od powstrzymywanego śmiechu.
— Mikane Diadem... Królewskie nazwisko? — zapytał młodszy policjant, unosząc brew.
Podobno w tłumaczeniu polski język Diadem to ozdoba do włosów, tak jak u nas Ōkan.
— Cóż, takie życie — odpowiedziałam wymijająco.
Starszy spojrzał na mnie z chłodnym wyrazem twarzy.
— Królewskie czy nie, prawo jest prawem. Podajcie numery do opiekunów, do których możemy zadzwonić.
Poczułam, jak moje serce przyspiesza. Nie było mowy, żebym pozwoliła im zadzwonić do Williama, Jamesa lub broń Boże, wuja.
— Moi rodzice nie żyją — powiedziałam szybko. — Opiekuje się mną brat, ale jest bardzo zajęty, więc może załatwimy to bez dzwonienia?
— Zajęty? — zapytał starszy policjant z powątpiewaniem.
— Jest królem — dodała Aurora, zanim zdążyłam ją powstrzymać.
Policjanci wymienili spojrzenia. Młodszy wyglądał na lekko rozbawionego, bo rozpoznał nazwisko, ale starszy nie wyglądał, jakby chciał nam odpuścić.
— Prawo to prawo, panienko. Jeśli nie możemy skontaktować się z opiekunem, będziemy musieli zabrać was na komisariat — powiedział spokojnie, ale stanowczo.
Aurora rzuciła mi spojrzenie, które mówiło: "Teraz ty coś wymyśl".
— Naprawdę nie musicie dzwonić. Po prostu wystawcie nam mandat, a my wrócimy prosto do domu. Obiecujemy— Postarałam się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej przekonująco.— Miałyśmy trudny okres, w szkole królewskiej, przez egzaminy. Chciałyśmy się rozluźnić... Głupio zrobiłyśmy.
Młodszy policjant przyjrzał mi się przez chwilę, a potem spojrzał na starszego.
— Może wystarczy ostrzeżenie? — zaproponował.
Starszy policjant zmarszczył brwi, ale po chwili westchnął. Chyba też mieli dość wrażeń jak na jedną noc i patrol.
— Mandat i żadnych więcej wycieczek na tej drodze. Macie wracać prosto do domu. Jasne?
Obie energicznie pokiwałyśmy głowami, ledwo powstrzymując uśmiech.
— Jasne! — odpowiedziała Aurora, a ja czułam, jak kamień spada mi z serca.
Kiedy policjanci odjechali, wybuchłyśmy śmiechem.
— Przyznaj, byli całkiem niezłymi ciasteczkami — rzuciła Aurora przez słuchawkę w kasku, gdy wracałyśmy do zamku.
— Zgadzam się. Tylko szkoda, że musieliśmy skończyć tę przejażdżkę tak szybko. — Uśmiechnęłam się, czując wciąż adrenalinę we krwi.
Wróciłyśmy do zamku, udając przed kuzynem Aurory, że wcale nas nigdzie nie byłyśmy.  Na szczęście George niczego się nie domyślił, bo uwierzył w naszą wymówkę, że robiliśmy tylko zdjęcia na maturach. Kuzyn uznał, że to do nas podobne i nic w tym dziwnego, jedynie rzucił:
— Dobrze, że wróciłyście. Kolacja już czeka.
Obie uśmiechnęłyśmy się pod nosem, czując, że jak na razie udało nam się wyjść z opresji cało.
***
Resztę nocy spędziłyśmy w jej pokoju, jedząc ciastka, które wcześniej przemyciłyśmy, i omawiając naszą nocną przygodę. Kłopoty czy nie, ta noc była jedną z tych, które zapamiętam na długo. Nawet jeśli srałam w gacie, widząc podejrzane auta.
Późnym wieczorem, kiedy już miałyśmy iść spać, Aurora nagle złapała się za brzuch, który wydał głośne burczenie.
— To jakiś koncert? — zaśmiałam się, leżąc na jej łóżku.
— Nie śmiej się! Głodna jestem. Kolacja była wieki temu — powiedziała Aurora, robiąc minę obrażonej księżniczki.
Ledwo zdążyłam odpowiedzieć, kiedy mój brzuch odpowiedział jej podobnym burczeniem.
— I kto się teraz śmieje? — rzuciła Aurora z triumfem— Brzuchy chyba nas obgadują haha
Wybuchnęłyśmy śmiechem, ale wiedziałyśmy, że to oznacza jedno – czas na nocny wypad do kuchni.
Cicho zeszłyśmy po schodach, stąpając ostrożnie, żeby nie obudzić George'a lub służby. Kiedy otworzyłyśmy drzwi do kuchni, uderzyła nas ciemność. Światło księżyca wpadało przez wąskie okienka, ale tylko trochę rozświetlało wnętrze.
— No to gdzie są te smakołyki? — szepnęłam, starając się dostrzec cokolwiek w półmroku.
— Pewnie w spiżarni. Ale... Czemu tu jest tak ciemno? — odpowiedziała Aurora, również rozglądając się dookoła.
Kuchnia w nocy wyglądała zupełnie inaczej. Długie blaty, wielki piec i ogromne półki pełne naczyń rzucały długie, upiorne cienie na ściany. Gdy wiatr zawiał gdzieś z dalekich korytarzach, wydał przeciągły dźwięk, który przypominał jęk.
— Aurora, czuję się, jakbyśmy były w jakimś horrorze — powiedziałam, ściskając ją za ramię.
— Przestań nakręcać, to tylko wiatr albo George tak chrapie— próbowała mnie uspokoić, ale jej głos był nieco wyższy niż zwykle.
Zrobiłyśmy kilka kroków w głąb kuchni, gdy nagle coś zaszurało w rogu pomieszczenia. Zapiszczałyśmy. Obie zesztywniałyśmy.
— Co to było? — wyszeptałam, starając się opanować rosnącą panikę.
— Pewnie mysz... albo duch — odpowiedziała Aurora, próbując być zabawna, ale jej głos drżał.
— Dzięki, teraz czuję się o wiele lepiej. — Przewróciłam oczami, choć moje serce waliło jak szalone.
Nagle z półek spadła metalowa miska, uderzając z hukiem o podłogę. Obie podskoczyłyśmy, tłumiąc krzyki.
— Aurora, to miejsce jest nawiedzone. — Mówiłam to z pozornym żartem, ale sama zaczęłam w to wierzyć.— Gdzieś Ty mnie zabrała...
— Mikane, uspokój się. Pewnie to tylko przeciąg... albo kot? — Aurora spojrzała w stronę, gdzie spała zwykle jedna z zamkowych kotek. Ale tam było pusto.
Wtedy poczułyśmy na karkach chłodny powiew.
— Aurora, nie podoba mi się to — szepnęłam, odwracając się w stronę drzwi.
— Słuchaj, po prostu weźmy coś do jedzenia i zmywajmy się stąd — powiedziała, prowadząc mnie w stronę spiżarni.
Ale kiedy tylko weszłyśmy do środka, drzwi za nami zaskrzypiały i zamknęły się z trzaskiem. Tym razem nie mogłyśmy powstrzymać krzyku.
— Kurwa, jesteśmy w horrorze! — zawołałam, próbując znaleźć włącznik światła.
Kiedy w końcu udało nam się zapalić lampę, zobaczyłyśmy... Absolutnie nic. Tylko spiżarnia pełna jedzenia i żadnych duchów.
— To miejsce jest naprawdę dziwne — mruknęła Aurora, sięgając po talerz z ciastkami.
— Jeśli to duchy, to przynajmniej mają dobry gust kulinarny — dodałam, biorąc z półki kilka jabłek.
Szybko zmyłyśmy się z kuchni, obie wybuchając śmiechem, kiedy tylko znalazłyśmy się z powrotem w komnacie Aurory.
— Dobra, następnym razem nie daję się namówić na nocne wycieczki do kuchni — powiedziała Aurora, ale jej śmiech zdradzał, że i tak by to zrobiła.
— No jasne. Bo przecież nie możesz przegapić kolejnego spotkania z duchami — odparłam, podając jej ciastko.
Ta noc była dziwna, straszna i przezabawna. Idealna nocka u przyjaciółki.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz