II Rozdział 40- Zimowa rezydencja

168 9 0
                                    

Dzień wyjazdu zaczął się dość spokojnie, przynajmniej z początku. Spakowałam walizkę i zeszłam na dół, gdzie czekali już wszyscy – wuj Quang, Richard, Lucas i Sebastian. Will i James przyszli tylko nas pożegnać na progu, oczywiście z tymi swoimi pouczającymi spojrzeniami.
– Bądź grzeczna i żadnych głupot – powiedział Will, ale wszyscy wiemy, że nie ja jestem tu problemem. Wuj to ten, który szuka pretekstu do wbijania szpilek, a nie ja – To samo tyczy się was, chłopaki. Nie kombinujcie i pilnujcie tego małego łobuza. Macie się słuchać wuja, cała czwórka.
Przytaknęliśmy widząc jego minę. W końcu tego od nas oczekiwał, bo hrabia patrzył. Jednakże, byliśmy świadomi, że wuj da nam jeszcze popalić, z specjalnymi zasadami. Zwłaszcza mi...
– Jak wszystko dobrze pójdzie, może dolecimy na dwa dni – dodał James – Ale nic nie obiecuję.
– Dobrze... – rzuciłam smutno i go mocno przytuliłam, tak jak Williama, a święta trójca przybiła z nimi piony.
Wsiedliśmy do czarnego SUV-a, który miał nas zawieźć na lotnisko. Oczywiście, wuj wybrał sobie miejsce obok kierowcy, co oznaczało, że był wystarczająco blisko, by kontrolować wszystko i wszystkich. Ja siedziałam w tyle, obok Lucasa, a Richard za nami z  Sebastianem, którzy wyraźnie starali się nie roześmiać, widząc moją ponurą minę. Czemu się dziwić? Miałam, tak przesrane u wuja, że domyślam się, że to nie będzie dla mnie wyjazd wspomnień, tylko wyrok do odbycia.
– Mam nadzieję, że wzięłaś ciepłe ubrania, Mikane – rzucił wuj tonem, który był zbyt uprzejmy, żeby był szczery. – Nie chciałbym, żebyś marudziła przez cały wyjazd, że jest ci zimno. Bo znając twoje pomysły, będziesz chodziła z tyłkiem na wieszku.
Przewróciłam oczami, ale odpowiedziałam, próbując być uprzejma:
– Spokojnie, wujku. To jest twój najmniejszy problem.
– Dobrze, bo chciałbym, żebyś też przygotowała się psychicznie – kontynuował, odwracając się na chwilę w moją stronę. – Wiesz, wyjazd, wyjazdem, ale będziemy w zimowej rezydencji, gdzie obowiązują pewne zasady. Mam nadzieję, że zamierzasz być grzeczna.
Sebastian, który siedział obok mnie, ukrył śmiech w dłoni.
– Grzeczna? – powtórzyłam, starając się, żeby moje słowa zabrzmiały jak najspokojniej. – Zawsze jestem grzeczna, a ty kapryśny.
– Ty grzeczna? Ja kapryśny? – powtórzył wuj z lekkim uśmieszkiem, który sprawił, że włosy stanęły mi na karku. – Och, Mikane, po twoim ostatnim „artystycznym projekcie" z moim samochodem, mam pewne wątpliwości.
Lucas parsknął, a ja szybko rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Wujku, przecież to było, abyś poczuł  świątecznego ducha – odparłam z przekąsem. – Trochę poczucia humoru nikomu nie zaszkodzi.
– Poczucie humoru to jedno, ale jeśli zdecydujesz się na kolejny taki „projekt" podczas wyjazdu, to zapewniam cię, że szybko zmienisz zdanie co do tego, co jest śmieszne.
– Przesadzasz – mruknęłam, ale głos miałam już cichszy.
– Nie, Mikane – powiedział z naciskiem, spoglądając na mnie w lusterku wstecznym. – To ty przesadzasz. I uprzedzam, lepiej, żebyś była grzeczna. Inaczej może być... kiepsko.
– Kiepsko? – powtórzyłam, udając niewinność.
– Tak, kiepsko – odparł sucho.
Sebastian w końcu nie wytrzymał i zaczął chichotać, a Lucas dodał:
– Lepiej się pilnuj, Mikane. Wujek Quang potrafi dotrzymać, obietnic. Ja bym się bał na twoim miejscu.
Przygryzłam wargę, starając się nie powiedzieć czegoś, co mogłoby mnie jeszcze bardziej wpakować w kłopoty. Ale w środku już wiedziałam – ten tydzień będzie koszmarem, jeśli wuj postanowi na każdym kroku mnie pouczać,  byłam świadoma, że będą mnie prowokować.
Gdy dotarliśmy na lotnisko, prywatny samolot czekał już na nas na płycie. Wyglądał jak zwykle – luksusowo, ale przytłaczająco. Uwielbiam podróże, ale loty? To zupełnie inna historia. Każdy start i każde lądowanie to dla mnie test nerwów. Tym razem nie było inaczej. Pomyślałam, że może uda mi się zniknąć gdzieś w kącie i przeczekać podróż w ciszy. Ale wuj, oczywiście, musiał jeszcze dorzucić:
– No to lecimy, Mikane. Mam nadzieję, że będzie to dla ciebie niezapomniany wyjazd.
Jego głos brzmiał, jakby właśnie zapowiedział początek gry, w której tylko on zna zasady. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam, że choćby nie wiem co, nie dam mu tej satysfakcji, żeby mnie złamać. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Podczas wchodzenia na pokład czułam, jak serce bije mi szybciej. Starałam się nie zdradzać swojego niepokoju, ale Sebastian musiał coś zauważyć, bo lekko szturchnął mnie łokciem, gdy tylko usiedliśmy na naszych miejscach.
– Wszystko w porządku, Mikuś? – zapytał, przyglądając mi się z troską.
– Tak, jasne. – Uśmiechnęłam się nerwowo i zerknęłam na niego z ukosa. – Po prostu... no wiesz, loty to nie moja ulubiona rzecz.
Sebastian skinął głową z lekkim uśmiechem, jakby wszystko rozumiał, i pozwolił mi zająć miejsce obok siebie. To dziwne, ale przy nim zawsze czułam się odrobinę bezpieczniej. Richard i Lucas, oczywiście, mieli zupełnie inne podejście do podróży. Zaraz po wejściu na pokład rzucili swoje rzeczy na fotele i podłączyli PlayStation do ekranu w jednym z kątów. Już po chwili zaczęli się przekrzykiwać, kto lepiej prowadzi samochód w jakiejś grze wyścigowej.
– Patrz na to, Richard! – zawołał Lucas, pochylając się do przodu z padem w dłoniach. – Przecież cię zmiażdżę!
– Już to widzę! – odpyskował Richard i dodał trochę głośniej: – Mikane, nie chcesz zagrać? Lubisz wyzwania, a ze mną za szybko nie wygrasz hehe.
– Dzięki, ale chyba jednak pasuję – odpowiedziałam, starając się zignorować ich zaczepki.
Quang natomiast, jak to Quang, nie mógł nie rzucić swojego zdania. Zanim jeszcze samolot wystartował, zdążył ponarzekać na to, jak głośno chłopaki się zachowują, na to, że „młodzi ludzie nie potrafią cenić ciszy", a nawet na to, że Sebastian nie zwrócił im uwagi.
– Powinieneś ich trochę utemperować, bo z całej trójki to ty jesteś najbardziej wychowany– rzucił w końcu do Sebastiana, który wzruszył ramionami i odpowiedział:
– Oni są dorośli, wujku. Mają prawo się bawić.
Wuj tylko prychnął pod nosem, kręcąc głową, po czym zniknął w jednej z prywatnych kabin na pokładzie.
– Oczywiście, pan Quang potrzebuje swojej ciszy – wymruczałam z sarkazmem pod nosem, tak cicho, żeby tylko Sebastian to usłyszał.
– A ty pewnie potrzebujesz czegoś mocniejszego na nerwy – zażartował, wskazując na moje dłonie, które kurczowo trzymały podłokietnik.
– Może. – Wymusiłam lekki uśmiech i spojrzałam na okno, starając się nie myśleć o nadchodzącym starcie.
Kiedy samolot w końcu ruszył, czułam, jak serce mi wali, a żołądek skręca się w supeł. Zacisnęłam oczy i starałam się oddychać głęboko, licząc w myślach. Sebastian musiał to zauważyć, bo nagle poczułam jego rękę delikatnie kładącą się na mojej.
– Spokojnie, to tylko kilka minut. – jego głos był cichy, ale dziwnie kojący.
– Dzięki – wymamrotałam, nie otwierając oczu.
Kiedy w końcu byliśmy w powietrzu, napięcie nieco opadło. Lucas i Richard wciąż grali, Sebastian rozłożył się w fotelu obok, a ja mogłam przez chwilę udawać, że to wszystko to tylko zwykły dzień. Niestety, wiedziałam, że kiedy tylko wylądujemy, wuj znajdzie kolejny pretekst, żeby mnie zaczepić. Ale przynajmniej przez ten lot miałam chwilę spokoju – albo tak sobie wmawiałam.
***
– No to zaczynamy – mruknął Sebastian, przewracając oczami.
– Zaczynamy co? – zapytałam podejrzliwie.
Richard odchylił się w swoim fotelu i spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Powtórkę z rozrywki. Masz prawo wiedzieć, na co się szykujemy, bo mamy trochę wspomnień z zimowej rezydencji.
– Czy to jakaś forma ostrzeżenia? – spytałam, unosząc brew.
Lucas klepnął mnie w ramię.
– Raczej forma przygotowania na wspaniałą zabawę – powiedział z szerokim sarkastycznym uśmiechem.
– I potencjalne wciry od wuja – dodał Richard, czym wywołał kolejny wybuch śmiechu.
– Ej, pamiętasz, jak wuj znalazł nasze "sekretne laboratorium"? – zapytał Lucas, ledwo powstrzymując śmiech.
– Sekretne laboratorium? – zapytałam, podnosząc brew, bo aż mnie zaciekawili. Nie wiedziałam, że umieli się bawić w marmoladę zabawy, a nie tylko w bijatyki.
Richard zaśmiał się, opierając ręce na oparciu fotela.
– Tak je nazwaliśmy. To było małe pomieszczenie w piwnicy rezydencji. Trzymaliśmy tam wszystko, co zabronione: petardy, farby w sprayu, a nawet parę butelek... no, wiesz.
– Nie wiem – odparłam, choć coś mi mówiło, że chodziło o alkohol.
Sebastian przewrócił oczami.
– Mówisz, jakbyście byli geniuszami, a przecież wpadliście już po dwóch dniach.
– Wuj złapał nas na gorącym uczynku – przyznał Richard, kręcąc głową. – Wszedł do środka akurat wtedy, gdy Lucas odpalał jedną z petard.
– Powiedział, że jeśli chcemy wywołać wojnę, to przynajmniej powinniśmy robić to na zewnątrz – dodał Lucas, śmiejąc się.
Sebastian zaśmiał się pod nosem.
– Potem przez tydzień musieli sprzątać piwnicę, a ja musiałem ich kryć przed Williem.
– Ale to nic – wtrącił Richard, przechylając się w stronę Lucasa. – Opowiedz jej o domówce.
– Domówka? – zapytałam, czując, że zapowiada się dobra historia.
Lucas zaczął uspokajać oddech. – Najgorsze było to, jak zorganizowaliśmy ją , gdy wuj wyjechał na dwa dni.
– Cóż, to był szczyt naszej głupoty – przyznał Lucas, spoglądając w sufit z udawanym żalem. – Zaprosiliśmy połowę miasteczka.
– I jak się skończyło? – zapytałam, chociaż już mogłam przewidzieć odpowiedź. Pewnie skończyło się jak mój powrót do pokoju na wycieczce szkolnej, jak była mini imprezka.
– Wuj wrócił dzień wcześniej – wyjaśnił Richard, robiąc dramatyczną pauzę. – Byliśmy w samym środku imprezy, kiedy drzwi się otworzyły, a on stanął w progu.
– I co? – zapytałam, wciągnięta w ich historię.
– Krzyki wuja było słychać na całej posesji – powiedział Sebastian, który tym razem dołączył do opowieści. – Ludzie zaczęli uciekać przez okna, inni chowali się po kątach, ale nie miało to znaczenia. Wuj znalazł nas wszystkich.
Lucas pokręcił głową.
– I dał nam taki wycisk, że przez dwa tygodnie nie mogliśmy usiąść.
– Dosłownie – dodał Richard, masując się teatralnie po plecach.
– Dlatego – odezwał się Sebastian, patrząc na mnie z powagą – trzymaj się regulaminu wuja. To moja rada, albo skończysz jak my i uprzedzam to nic w porównaniu od lania na wycieczce.
– Regulaminu wuja? – powtórzyłam, unosząc brew.
– Punkt pierwszy – nie wkurzaj wuja. Punkt drugi – jeśli już go wkurzysz, znajdź sposób, żeby się dobrze ukryć.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale jednocześnie czułam, że te wspomnienia nie były tylko dla zabawy. Bracia naprawdę mnie ostrzegali – a ja zaczynałam rozumieć, że tydzień w zimowej rezydencji z wujem Guange'em może być bardziej wymagający, niż sądziłam. Chyba będę musiała się poświęcić i zmusisz się, abym była dla niego chodź odrobinę miła.
***
Kiedy samolot zaczął zniżać się do lądowania, poczułam, jak w żołądku robi mi się dziwnie. Nie lubię latać, a ten moment, gdy masz wrażenie, że zaraz spadniesz, zawsze mnie przerażał. Ponownie trzymałam się mocno podłokietników, a Sebastian obok mnie rzucił żarcikiem, który mnie bardziej wkurzył niż uspokoił:
– Mikane, spokojnie. To tylko grawitacja próbuje przypomnieć ci, że istnieje.
– Bardzo zabawne – mruknęłam, zaciskając palce mocniej.
Richard i Lucas, zupełnie niewzruszeni, grali dalej na PlayStation w jakąś strzelankę czy bitkę, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy samolot trząsł się od turbulencji. Ich śmiechy i okrzyki: „Nie! Uderzyłeś mnie!" albo „Poddaj się, Lucas!" irytowały mnie jeszcze bardziej.
Wuj Guang, który wcześniej wyszedł do osobnej kabiny, wrócił w tym momencie i z westchnieniem rzucił:
– Uciszcie się, zanim wylądujemy. Jak tak dalej pójdzie, pilot osobiście was wyrzuci z samolotu.
Oczywiście nikt się nim nie przejął, a Richard zdążył jeszcze triumfalnie wykrzyknąć:
– Gol!
W końcu wielka maszyna dotknęła ziemi. Kiedy tylko koła zetknęły się z pasem startowym, wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Lucas, jak zwykle, zgubił słuchawki, a Richard zaczął kopać walizki, szukając swojej kurtki.
– Mikane, wstań, musisz iść – Sebastian delikatnie popchnął mnie do przodu, gdy wciąż siedziałam w fotelu, starając się złapać równowagę po tym stresującym lądowaniu.
– Już, już – burknęłam, podnosząc się na drżących nogach.
Razem z otwieranymi drzwiami samolotu, do środka wpadł zimny powiew powietrza. Prawie natychmiast zaczęłam się trząść z zimna, a Lucas, przechodząc obok mnie, rzucił:
– Zapomniałaś czapki, księżniczko? A gdzie szalik? Będziesz znowu chora.
– Nie zaczynaj – mruknęłam, naciągając na głowę kaptur.
Zeskoczyłam po schodach na pokrytą śniegiem płytę lotniska i rozejrzałam się dookoła. Było ciemno, a światła reflektorów oświetlały pas startowy. W tle czekała na nas czarna limuzyna, która wyglądała niemal jak wyjęta z filmu gangsterskiego. Wuj wysiadł jako ostatni, ubrany w elegancki płaszcz i szalik, który wyglądał, jakby kosztował więcej, niż cały mój strój.
– Wsiadajcie szybko, nie mamy całego wieczora – rzucił, wskazując na samochód.
W drodze do auta Richard, oczywiście, zdążył wepchnąć mnie w śnieg. Teraz dopiero było mi zimno, a moje spodnie z cienkiego jeansu, całe przemokły. Nawet moje nie odpowiednie buty, na śnieg były calutkie mokre, w tym skarpetka na mojej stopie. Byłam taka mądra, że założyłam adidasy.
– Ej! – wrzasnęłam, strzepując śnieg z płaszcza.
– Po prostu szybciej wsiadaj – zaśmiał się, a ja rzuciłam w niego grudką, która trafiła go prosto w kark.
Kierowca – starszy mężczyzna w grubej, futrzanej czapce – szybko pomógł nam zapakować bagaże. Ja i Richard usiedliśmy w jednym rzędzie, Lucas i Sebastian w drugim, a wuj... no cóż, obowiązkowo wuj zajął miejsce z przodu.
Przez całą drogę do rezydencji słuchałam, jak Lucas i Richard przekomarzają się o to, kto wygrał ostatnią rundę w grze. Wuj od czasu do czasu rzucał złośliwe komentarze w stylu:
– Może zamiast zajmować się bzdurami, zainteresowalibyście się czymś pożytecznym.
Nawet nie reagowali, jakby byli do tego przyzwyczajeni. Sebastian zerknął na mnie z kątem ust uniesionym w lekkim uśmiechu, jakby chciał powiedzieć: „Tak to wygląda zawsze, lepiej się przyzwyczaj".
Podróż do rezydencji była spokojna, a ja spoglądałam przez okno, podziwiając zasypane śniegiem drzewa i góry w oddali. Było coś magicznego w tym miejscu – jakby wyciągniętego z baśni. Richard i Lucas szybko zaczęli się przekomarzać, a Sebastian, siedzący obok Lucasa, przysypiał z głową opartą o szybę.
Samochód powoli wjechał na długi, wybrukowany podjazd otoczony gęstym lasem. Zza zasłony ośnieżonych drzew wyłoniła się imponująca rezydencja. Była ogromna, z wysokimi, strzelistymi wieżyczkami, ozdobionymi gzymsami, na których wisiały sople lodu, skrzące się w świetle ustawionych lampionów. Śnieg pokrywał dach jak warstwa puszystej kołdry, a z komina wydobywał się delikatny dym, nadając budynkowi przytulnego charakteru. Okna były podświetlone ciepłym światłem, które odbijało się na zaśnieżonym dziedzińcu.
Rezydencję otaczał rozległy ogród zimowy – małe ścieżki, ławki i zamarznięte fontanny wyglądały, jakby ktoś je żywcem wyjął z bajki. Tu i ówdzie można było dostrzec dekoracje świąteczne: wieńce na drzwiach, girlandy światełek wokół balustrad, a nawet duży, ozdobiony choinkowy wieniec nad głównym wejściem.
– Robi wrażenie, co? – rzucił Richard, opierając się o szybę. – Jak z jakiegoś filmu o arystokratach.
– Albo o duchach – mruknęłam, przypominając sobie, jak mroczne potrafiły być takie stare budynki w nocy.
Wuj Guang, który siedział z przodu, spojrzał na nas przez ramię i powiedział z chłodnym uśmiechem:
– Lepiej, żebyście docenili to miejsce i nie zrobili z niego ruin. Ta rezydencja przetrwała wieki – w przeciwieństwie do waszych pomysłów.
Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, poczułam, jak zimno uderza mnie w twarz. Sebastian pomógł mi wyciągnąć walizkę, a Lucas, oczywiście, żartował:
– Mikane, już wyglądasz, jakbyś marzyła o powrocie do domu.
– Może marzę – burknęłam, poprawiając kaptur.
Wuj już czekał przy drzwiach wejściowych, patrząc na nas z wyczekiwaniem. Gdy tylko weszliśmy do środka, ciepło uderzyło nas jak fala. Wysokie sklepienia holu wejściowego były ozdobione świątecznymi girlandami i ogromnym żyrandolem, a na środku stała gigantyczna choinka, której szczyt sięgał niemal sufitu. Pachniało sosną, cynamonem i świeżo zaparzoną kawą.
– W porządku – zaczął wuj, gdy weszliśmy do dużego salonu, gdzie płonął ogień w kominku, a kanapy i fotele wyglądały na tak wygodne, że chciało się w nich zatonąć na zawsze. – Teraz posłuchajcie mnie uważnie.
Stanął na środku z rękami splecionymi za plecami, przypominając surowego nauczyciela.
– Po pierwsze: pokoje mają być czyste. Żadnych porozrzucanych ubrań, kubków, talerzy. Sprzątacie sami albo poniesiecie konsekwencje.
– Co to za konsekwencje? – wtrącił Lucas, unosząc brew.
– U mnie sprzątanie zaczyna się od podłóg. Na kolanach – odparł Guang, a Lucas natychmiast ucichł.
Wuj mimo, naszych grymasów kontynuował:
– Po drugie: łóżka mają być pościelone każdego ranka. Nie chcę widzieć burdelu w żadnym pokoju. Po trzecie: żadnych imprez. Ani w tym domu, ani w jego pobliżu. Jeśli ktokolwiek z sąsiadów doniesie mi, że było głośno, odpowiecie za to wszyscy. Oczywiście, odrazu będziecie się spowiadać także Willowi.
W salonie zapadła jeszcze gorsza cisza, przerywana tylko trzaskiem ognia w kominku.
– Po czwarte: możecie chodzić, gdzie chcecie, również do miasta, ale tylko za moją zgodą. Muszę wiedzieć, gdzie was szukać w razie potrzeby.
Richard przewrócił oczami, ale nic nie powiedział.
– I ostatnie: żadnych głupich pomysłów. – tutaj jego wzrok zatrzymał się na mnie – Mikane. Mam na myśli przede wszystkim ciebie.
Poczułam, jak Sebastian obok mnie tłumi śmiech, a Lucas spojrzał na mnie z zadowolonym uśmiechem.
– To wszystko. Możecie się rozpakować – zakończył wuj, rzucając ostatnie, chłodne spojrzenie w moim kierunku.
Wiedziałam jedno – ten tydzień zapowiadał się bardzo wymagający jeśli chodzi o cierpliwość, niż mogłam to sobie wyobrazić. Gdy tylko wuj skończył przemówienie i usiadł na fotelu z miną człowieka, który oczekuje natychmiastowego posłuszeństwa, nie wytrzymałam.
– Serio, wujku? – zapytałam z przekąsem, unosząc brew. – Łóżka pościelone, zero imprez, meldowanie się? Jak w wojsku, a nie na wyjeździe.
Wuj Guang uniósł głowę, jego spojrzenie przeszło po mnie jak zimny wiatr.
– Mikane, to są zasady, które obowiązują w tym domu. Nie podlegają dyskusji. W końcu jest przypisany mnie, więc są tutaj moje zasady.
– Zasady, zasady – westchnęłam teatralnie, opierając ręce na biodrach. – Może jeszcze wprowadź godzinę policyjną.
– Jeśli będziesz kontynuować ten ton, to tak właśnie zrobię – odparł spokojnie, ale w jego głosie czuć było ostrzeżenie.
Lucas parsknął śmiechem, próbując ukryć to za kaszlem, a Sebastian delikatnie kopnął mnie w kostkę, dając znać, żebym przestała, ale było już za późno.
– A co, boisz się, że coś popsuję? – rzuciłam z lekkim uśmiechem. – Może po prostu za dużo się przejmujesz?
Wuj powoli wstał z fotela, z taką precyzją, jakby każde jego ruchy miały mnie zastraszyć. Trochę mi się to udało.
– Mikane – zaczął powoli, a w jego oczach błysnęło coś niepokojącego – Może ci się wydawać, że żarty są tu na miejscu, ale szybko przekonasz się, że nie mam zamiaru tolerować braku szacunku.
– Och, wyluzuj, wujku – odpowiedziałam z uśmiechem, choć serce zaczęło mi bić szybciej. – Może trochę rozrywki by ci nie zaszkodziło.
– Mikane – wtrącił Richard, jakby próbował mnie ostrzec, ale Guang podniósł rękę, uciszając go.
– Nie. Pozwól jej mówić – rzucił zimno. – Widzę, że Mikane ma dużo do powiedzenia.
– Mam! – odparłam z zuchwałym uśmiechem. – Na przykład to, że te zasady są śmieszne. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, nie dzieciakami, które musisz pilnować na każdym kroku.
Wuj spojrzał na mnie tak lodowato, że Lucas dosłownie cofnął się na kanapie.
– Doprawdy? – powiedział cicho. – Może dorosły człowiek powinien zacząć od przyznania się, że potrafi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Zamarłam, a Sebastian cicho westchnął.
– Mikane, to nie miejsce na te dyskusje – szepnął brat, ale Guang go zignorował.
– Skoro nie podoba ci się moje podejście, Mikane, może sama zajmiesz się wszystkimi obowiązkami? – zaproponował, unosząc brew. – Łącznie z tym, żeby trzymać porządek w rezydencji i pilnować reszty.
– Jasne, mogę to zrobić – rzuciłam bez zastanowienia. – I może jeszcze lepiej bym to zrobiła.
Guang uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.
– No to zobaczymy, jak długo wytrzymasz. A teraz, jeśli skończyłaś, wróćmy do rzeczywistości. Te zasady obowiązują, czy ci się to podoba, czy nie. I dlaczego, drogie dziecko, pora spania zaczyna się o 22:00.
Zacisnęłam usta, czując, że atmosfera w pokoju stała się nie do zniesienia. Ale w mojej głowie już kiełkował plan, jak mu się sprzeciwić. Choć teraz może faktycznie powinnam była odpuścić...


***************************************
Hejka, chciałam tylko poinformować czytelników, że nowe rozdziały pojawią się dopiero bliżej nowego roku.
Muszę znowu trochę nadrobić rozdziałów, aby je wam udostępniać ^^

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz