II Rozdział 39- światełka

144 9 0
                                    

Wszystko było jak w idealnym filmie świątecznym... no, prawie. Wstałam z łóżka o wiele później niż zamierzałam, ale na szczęście czułam się o niebo lepiej niż w ostatnich dniach. Gorączka ustąpiła, a ja w końcu mogłam swobodnie oddychać. W domu panowała cisza – nikogo nie było. Pewnie wszyscy założyli, że będę spać przez cały dzień, ale jak się okazuje, byli w błędzie. Uśmiechnęłam się pod nosem, mając w głowie pewien plan. Wciąż byłam zła na wuja za wszystko, co ukrywał przez te lata. Nie mogłam po prostu o tym zapomnieć. Jeśli on myśli, że mnie przeprosi i na tym koniec, to się grubo myli. Potrzebowałam małej, niewinnej zemsty.
Zeszłam do garażu, gdzie czekało na mnie moje pole do popisu. Zaczęłam grzebać w kartonach w poszukiwaniu świątecznych światełek. Na szczęście Edward, nasz wiecznie uśmiechnięty kamerdyner, znalazł się akurat w pobliżu i zaoferował pomoc.
– Co pani właściwie zamierza z nimi zrobić, panno Mikane? – spytał uprzejmie, ale z lekką nutą podejrzliwości.
– Edwardzie, zaufaj mi. To tylko świąteczna niespodzianka – odpowiedziałam, uśmiechając się niewinnie.
Pomógł mi wyciągnąć z kartonów kilka długich sznurów lampek, a potem delikatnie zasugerował, że może mi jeszcze pomóc w rozwieszaniu ich w domu. Grzecznie podziękowałam, wyprosiłam go z garażu i zamknęłam drzwi. Miałam dla nich inne przeznaczenie.
Siedziałam w garażu, w pełnym skupieniu oplatając auto wuja lampkami świątecznymi. To była moja osobista zemsta, taki mały rewanż za to, że ukrywał przede mną i moimi braćmi całą prawdę. Lampek miałam mnóstwo – kolorowe, białe, migające, co tylko chciałam. Powoli zaczynałam rozumieć, że może trochę przesadzam, ale myśl o jego minie, gdy to zobaczy, skutecznie odganiała moje wyrzuty sumienia. Sam sobie na to zasłużył, nawet jeśli to oznacza, że zniszczę mu lakier na furce. Mało mnie to obchodziło.
Byłam w trakcie owijania lusterka, gdy nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk – brama garażowa zaczęła się podnosić. Zamarłam na miejscu, a lampki wysunęły mi się z dłoni. Ktoś wjeżdżał!
Reflektory samochodu rozświetliły wnętrze garażu. W pierwszej chwili chciałam się schować, ale to nie miało sensu. W sekundę później zobaczyłam znajome twarze – Lucas i Sebastian. Lucas wyłączył silnik, zgasił światła i wyskoczył z auta, patrząc na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
– Co ty wyprawiasz? – zapytał, marszcząc brwi, a potem jego wzrok przesunął się na auto wuja, które było już w połowie owinięte lampkami.
Sebastian wysiadł z drugiej strony, zatrzymując się obok Lucasa. Wpatrywał się w moje „dzieło" z takim wyrazem twarzy, jakbym właśnie odmalowała auto na różowo. Chociaż na początku, myślałam żeby okleić mu całe auto naklejkami z Hello Kitty, ale szkoda mi było naklejek heh
– Ty serio obklejasz auto wuja światełkami? – zapytał, próbując powstrzymać śmiech.
Podniosłam lampki, prostując się dumnie.
– A co? Masz z tym jakiś problem? – rzuciłam zaczepnie, choć czułam się, jakby mnie przyłapano na czymś zakazanym.
Lucas spojrzał na mnie, potem znowu na Mercedes Maybacha Quanga. Oparł się o maskę swojego samochodu i założył ręce na piersi.
– To jest... Kompletnie idiotyczne. Ale, nie powiem, całkiem pomysłowe – przyznał, a kąciki jego ust uniosły się lekko w górę.
Sebastian w końcu nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
– Jak już to robisz, to może weź się jeszcze za auto Williama. Żeby był komplet.
– Williama? – Spojrzałam na niego jak na wariata. – Absolutnie nie! Nie jestem aż tak szalona. Poza tym, na niego nie jestem zła. Wuj jest idiotą.
Sebastian podszedł bliżej, przyglądając się, jak pracuję.
– Wiesz, że jak się wkurzy, to będziesz miała przerąbane, prawda?
– Niech się wkurza – powiedziałam, wzruszając ramionami. – To będzie jego problem. Ja mu tylko ozdabiam mercedesa na święta, musi być w końcu w centrum uwagi hihi.
Lucas wymienił z Sebastianem znaczące spojrzenie, jakby się zastanawiali, czy powinni mnie powstrzymać i powiedzieć o tym o czym nie miałam pojęcia w tamtym momencie.
– W sumie, może być ciekawie – stwierdził w końcu Lucas, kiwając głową w kierunku auta. – Jak skończysz, daj znać. Chcę zobaczyć jego reakcję.
– Dzięki za wsparcie – odparłam ironicznie, wracając do pracy.
W środku czułam, że to może nie skończyć się najlepiej, ale satysfakcja była tego warta. W końcu, ile można być grzeczną Mikane? Przez cały okres jak byłam chora, byłam aniołkiem, więc im starczy. Niech nie myślą, że schowałam swoją wredną naturę na dno szafy.
Kiedy skończyłam, wycofałam się z garażu, zadowolona ze swojego dzieła, było obłędnie. Nawet sprawdziłam jak świeci i dawało zajebisty vibe, nie wyłączyłam ich. W końcu musiały być widoczne, więc poprostu wróciłam do domu. Właśnie miałam zacząć wspinać się po schodach, kiedy William pojawił się znikąd, jak zwykle opanowany, z rękami w kieszeniach eleganckich spodni i spojrzeniem, które od razu zdradzało, że ma mi coś ważnego do powiedzenia.
– Mikane, czekaj na chwilę – rzucił krótko, zatrzymując mnie w miejscu.
– Coś się stało? – zapytałam, próbując udawać obojętność, choć czułam, że coś jest na rzeczy.
Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. William, spokojnie, jakby mówił o pogodzie, oznajmił mi, że na Sylwestra wyjeżdżam z wujem, Richardem, Lucasem i Sebastianem do naszej zimowej rezydencji. Na początku w ogóle nie zarejestrowałam, co powiedział – za bardzo byłam zajęta przekonywaniem siebie, że lampki na aucie wuja to był świetny pomysł.
A potem mnie olśniło.
– Że co?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam pomyśleć. Wpatrywałam się w Willa, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki żartu na jego twarzy, ale oczywiście nie było ich tam ani śladu.
– Wyjeżdżasz – powtórzył spokojnie, składając ręce na piersi. – Na Sylwestra.
Zaczęłam panikować. Przypomniałam sobie każdą sekundę, którą spędziłam w garażu, owijając samochód wuja świątecznymi lampkami z czystej zemsty. A teraz miałam spędzić z nim kilka dni w jednym miejscu? W rezydencji, gdzie nie ma gdzie się ukryć? Śmierć na miejscu...
– Nie... Nie mogę jechać – powiedziałam szybko, kręcąc głową. – Will, musisz coś zrobić.
Brat uniósł brew.
– A dlaczego to ja miałbym coś robić? – zapytał, głosem pełnym sztucznego zainteresowania.
– Bo... – zawahałam się. Nie chciałam zdradzić, co zrobiłam, ale musiałam znaleźć sposób, żeby się z tego wyplątać. – Bo ja... Nie czuję się najlepiej. Może jeszcze nie wyzdrowiałam w pełni po ostatnim przeziębieniu.
Will spojrzał na mnie tak, jakby ocenił każde moje słowo. Po chwili uśmiechnął się lekko, ale to nie był przyjemny uśmiech. Pewnie wyczytał wszystko z moich oczu, co zmalowałam.
– Mikane, ty czujesz się doskonale – stwierdził spokojnie. – Poza tym, to nie mój problem. Jak się wpakowałaś w kłopoty, to teraz sobie z nimi poradzisz.
– Ale... Will! – zawołałam, czując, jak narasta we mnie frustracja. – Nie mogę jechać z wujem!
– Owszem, możesz. I pojedziesz – odpowiedział stanowczo.
Przełknęłam nerwowo ślinę, bo w tym momencie przypomniałam sobie o aucie wuja. Zaczęłam żałować swojego małego żartu, który w tamtej chwili wydawał się świetnym pomysłem.
– Will... Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, patrząc na niego niepewnie.
– Słucham – odparł, wzdychając.
– No więc... Wiesz... Bo tak się składa, że... Okleiłam auto wuja lampkami świątecznymi. Całe. I teraz trochę żałuję. Może... Mogłabym nie jechać?
Will uniósł obie brwi z zaskoczenia, a potem westchnął głęboko, jakby już w głowie analizował wszystkie konsekwencje mojego „genialnego" pomysłu. Domyślał, się, że wuj mi tego nie daruje. Mercedes dla wuja, było całym światem. Dużo w niego wkładał. Ostatnio wymienił całą tapicerkę w środku, na jakieś tam oddychające, pikowane i chuj wie jakie.
– Nie, Mikane. Teraz musisz sobie z tym poradzić. Nie będę cię ratował – powiedział stanowczo.
– Ale Will! – zaprotestowałam, czując, że ziemia usuwa mi się spod nóg.
Zacisnęłam pięści.
– A czemu ty i James nie jedziecie? – rzuciłam z wyrzutem.
Will wzruszył ramionami, jakby to pytanie było zupełnie nieistotne.
– Bo ja mam plany z moją narzeczoną. A James jedzie w góry z Elizabeth – powiedział, jakby to było oczywiste.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. Will zawsze miał talent do uciszania mnie jednym zdaniem. Wiedziałam, że nie ma sensu się kłócić, ale w środku byłam cała w nerwach. Już widziałam minę wuja, kiedy odkryje, co zrobiłam z jego autem i jak szykował do walizki przeklęty pas ze spodni... Aż mnie ciarki przeszły.
– Świetnie – mruknęłam pod nosem. – Po prostu świetnie.
William spojrzał na mnie z wyraźnym zadowoleniem.
– Powodzenia, Mikane – rzucił z lekkością.
Mogłam tylko przewrócić oczami i zacząć modlić się, żeby wuj miał tego dnia dobry humor i zrozumiał żart. W końcu nic się nie stanie jak się trochę pomęczy przy ściąganiu tych światełek. Poza tym jest teraz moda na to na tiktoku, dlatego na pamiątkę, sobie takiego nagrałam.
Poczułam, jak ogarnia mnie frustracja.
– Czyli zostawiasz mnie samą na pastwę wuja? – spytałam, krzyżując ręce na piersi.
Will rzucił mi krótkie, cierpliwe spojrzenie, które jednak mówiło jasno: Przesadzasz. Jemu było łatwo mówić, ja się stresowałam.
– Przesadzasz – powiedział, dokładnie to, co wyczytałam z jego twarzy. – To tylko kilka dni. Poradzisz sobie. Poza tym, może to nauczy cię, żeby nie wpakowywać się w kłopoty, a jak dostaniesz trochę od wuja, może spokorniejesz i wybije ci takie pomysły z głowy.
Oburzona, ale jednocześnie wiedząc, że dyskusja nie ma sensu, wzniosłam oczy do nieba.
– Super. Wspaniale. Rozkosznie. Zajebiście. Wybornie. Doskonale.– mruknęłam, odwracając się na pięcie. – Przynajmniej wiem, na kim mogę polegać! Świetnie. Fenomenalnie. Kunsztownie. Bosko. Zajebiście.
– Skończył ci się już słownik? – zaśmiał mi się w twarz.
Nie skomentowałam. Will tylko pokręcił głową, patrząc, jak odchodzę. Wiedziałam, że miał rację, ale to wcale nie znaczyło, że musiałam to przyznać.
***
Z perspektywy Quanga.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz