II Rozdział 46- Zderzenie z mrokiem

73 3 0
                                    

W sali treningowej panowała ciężka, duszna atmosfera, jakby mroczna magia której się uczę, przytłaczała wszystko dookoła. Była to przestronna komnata z wysokimi kamiennymi ścianami, na których widniały wypalone symbole. Kilka pochodni o słabym, chłodnym świetle rzucało cienie, które zdawały się żyć własnym życiem. Stojąc na środku, czułam, jak pot spływa mi po karku. Moja dłoń wciąż ściskała kryształowy fokus – mały, ale niepokojąco ciężki, jakby przechowywał w sobie coś, co tylko czekało, by się uwolnić.
Naprzeciwko mnie stał Analaz – wysoki, smukły, z aurą chłodnego autorytetu. Jego oczy, stalowe i nieustępliwe, świdrowały mnie na wskroś. Will, James i wuj siedzieli na ławce przy bocznej ścianie. Obserwowali w ciszy, choć wiedziałam, że ich spojrzenia są pełne uwag i zmartwień, nawet jeśli ich nie wypowiadali na głos.
– Dziś zajmiemy się podstawami – powiedział Analaz spokojnym, ale stanowczym tonem. – Tarcze ochronne i zaklęcia ofensywne. Magia obronna nie jest tylko dla tchórzy. To fundament. Jeśli nie opanujesz tarcz, nie przetrwasz.
Przytaknęłam lekko, choć w środku czułam rosnący niepokój.
– Pamiętaj, że tarcza musi być przedłużeniem twojej woli. To nie bariera fizyczna, a energia, którą kontrolujesz. Wyciągnij rękę. Poczuj fokus w dłoni. Teraz wyobraź sobie, że twoja energia otacza cię jak kokon.
Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na jego słowach. Czułam, jak magia kryształu, który pomagał kontrolować moją wewnętrzną moc, zaczyna wibrować w mojej dłoni, jakby ożyła. Skierowałam energię do przodu, próbując stworzyć coś na kształt niewidzialnej tarczy.
– Więcej skupienia – warknął Analaz. – Tarcza musi być mocna, elastyczna, ale przede wszystkim musi działać natychmiast. Wrogowie nie dadzą ci czasu na namysł.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić...
Próbowałam jeszcze raz. Tym razem poczułam, jak energia przepływa przez moje ciało i zderza się ze światem na zewnątrz. Przed sobą zauważyłam lekkie zniekształcenie powietrza – coś jak delikatny blask.
– Lepsze – powiedział Analaz z uznaniem. – Ale to nie wystarczy. Przygotuj się.
Zanim zdążyłam zapytać, co ma na myśli, Analaz machnął ręką. Z jego dłoni wystrzelił strumień mrocznej energii, który z głośnym świstem zmierzał w moją stronę. Instynktownie wzmocniłam tarczę, czując, jak energia uderza w nią z siłą, która niemal rzuciła mnie na kolana.
– Utrzymaj ją! – krzyknął Analaz, a jego głos odbił się echem po sali.
Zacisnęłam zęby, skupiając się na tym, by tarcza wytrzymała. Powietrze wokół mnie wibrowało, a napięcie w moim ciele rosło z każdą sekundą. Po chwili atak ustał, a ja opuściłam rękę, dysząc ciężko.
– Zaczynasz rozumieć – powiedział Analaz, choć w jego głosie wciąż wyczuwałam surowość. – Teraz atak.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Ale...
– Bez ale – przerwał mi ostro. – W realnej walce nie masz czasu na wahanie. Wyceluj fokus w cel i uwolnij energię. Myśl o tym, co chcesz osiągnąć. Zniszcz przeszkodę.
Przede mną pojawiła się drewniana figura humanoida, na której Analaz chciał, bym się skupiła. Wzięłam głęboki oddech, uniosłam dłoń z kryształem i spróbowałam wyzwolić energię. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem poczułam, jak magia przepływa przez mnie.
Z mojej dłoni wystrzelił strumień ciemnej energii, który z impetem uderzył w figurę, pozostawiając na niej ślad. Nie była zniszczona, ale atak był zauważalny.
– Nieźle, ale w walce to za mało. Zwiększ intensywność. Nie oszczędzaj się.
Salę treningową wypełniał huk kolejnych zaklęć i uderzeń energii. Byłam coraz bardziej zmęczona, a frustracja we mnie rosła. Analaz wywierał na mnie presję, rzucając krótkie, cięte komentarze, które coraz bardziej mnie irytowały.
– To było żałosne, Mikane – rzucił surowo po mojej ostatniej próbie. – Tarcza pęka, ataki ledwie sięgają celu. Jeśli tak zamierzasz walczyć, lepiej od razu się poddaj, niech cię pojmą i zaciukają.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, jak krew we mnie wrze.
– Przecież próbuję! – warknęłam, odwracając się w jego stronę.
– Próbujesz? – Analaz uniósł brew, krzyżując ramiona. – Twoi przeciwnicy nie będą na ciebie czekać, Mikane. „Próby" to masz w szkole na egzaminach. A tu jest rzeczywistość. Albo dasz z siebie wszystko, albo zginiesz.
Will, który do tej pory siedział cicho, odchrząknął.
– Analaz, daj jej chwilę – powiedział, ale demon nawet nie spojrzał w jego stronę.
– Nie potrzebuje chwili. Potrzebuje zrozumieć, że magia to nie zabawa. To narzędzie do przetrwania.
Czułam, jak narasta we mnie złość. Serce biło mi szybciej, a dłonie zaczęły drżeć. Wszystko to wydawało się zbyt trudne, zbyt wymagające. Analaz był bezlitosny, a jego słowa wbijały się we mnie jak ciernie.
– Jeszcze raz – rozkazał, wskazując na stojącego przede mną drewnianego manekina. – Skup całą energię. Wyrzuć ją z siebie. Jeśli nie chcesz być słaba, to teraz to udowodnij.
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam zęby i uniosłam rękę z fokusem. Czułam, jak wewnątrz mnie narasta coś, czego nie potrafiłam do końca kontrolować – jak ciemna, dzika siła, która czekała tylko na moment, by się uwolnić.
Analaz zbliżył się, patrząc na mnie wyczekująco.
– No dalej, Mikane. Pokaż mi, co potrafisz.
To był moment, w którym coś we mnie pękło. Wszystkie emocje – gniew, zmęczenie, frustracja – zlały się w jedno. Wycelowałam fokus w manekina, a z mojej dłoni wystrzelił potężny strumień mrocznej energii. Był o wiele silniejszy niż cokolwiek, co wcześniej udało mi się stworzyć.W ułamku sekundy drewniana figura eksplodowała, rozpryskując się na kawałki, które spadły na podłogę w płonących odłamkach. Cała sala wypełniła się dymem i zapachem spalonego drewna.
Zapadła cisza.
Will i James siedzieli z otwartymi ustami, patrząc na mnie w osłupieniu. Nawet wuj, który rzadko pokazywał emocje, wyglądał na zaskoczonego.
Analaz natomiast... uśmiechnął się. Po raz pierwszy od początku naszych treningów widziałam na jego twarzy coś, co przypominało uznanie.
– I właśnie to chciałem zobaczyć – powiedział, podchodząc bliżej. – Złość to siła, Mikane. Jeśli ją odpowiednio wykorzystasz, stanie się twoją bronią. Ale musisz nauczyć się ją kontrolować.
Oddychałam ciężko, czując, jak moje ciało drży z wyczerpania. Spojrzałam na swoje dłonie – wciąż czułam w nich resztki mocy, która jeszcze chwilę temu niemal mnie pochłonęła.
– To było... – zaczęłam, ale James mi przerwał.
– To było przerażające – rzucił, kręcąc głową. – Mikane, co ty właśnie zrobiłaś?
– Spaliła drewnianą kukłę – odparł Analaz, zanim zdążyłam odpowiedzieć. – I udowodniła, że ma w sobie potencjał, którego się nie spodziewałem.
Will zmrużył oczy, wpatrując się we mnie z niepokojem.
– Mikane, to była jej moc?
– Taa... I to jaka zajebiście potężna – wtrącił Analaz, przerywając mu. – Dzika, nieoszlifowana, ale jej.
– Nie sądzę, żeby to było coś, czym powinna się cieszyć – dodał Will, marszcząc brwi.
Czułam, jak ich spojrzenia ciążyły na mnie, ale nie miałam siły, żeby cokolwiek wyjaśniać. Byłam wyczerpana, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
– Wystarczy na dziś – oznajmił w końcu wuj, podnosząc się z miejsca. – Mikane, idź odpocząć. Analaz, zajmij się tą... destrukcją.
Demon skinął głową, wciąż uśmiechając się pod nosem.
Zanim wyszłam z sali, spojrzałam jeszcze raz na zgliszcza manekina. To był moment, w którym zrozumiałam, że moja moc jest większa, niż myślałam. Ale była też o wiele bardziej przerażająca.
Wróciłam do swojego pokoju, zmęczona i przytłoczona tym, co się wydarzyło. Czułam na sobie ciężar spojrzeń moich braci i wuja, a ich milczenie w tamtej chwili mówiło więcej, niż jakiekolwiek słowa. Sama byłam przerażona, tym co ze mnie wyszło. Zamknęłam drzwi, osunęłam się na łóżko i próbowałam zebrać myśli, ale gdzieś w głębi wiedziałam, że dyskusja o tym, co się wydarzyło, dopiero się zaczynała.
***
Na dole w salonie atmosfera była napięta. Wuj Quang usiadł przy kominku, opierając łokcie na kolanach, a jego zwykle spokojne oczy były pełne zamyślenia. Will krążył po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, a James siedzieł na kanapie, wymieniając zaniepokojone spojrzenia.
– To było za dużo – rzucił Will nagle, zatrzymując się przy fotelu wuja. – Zbyt wiele mocy na raz. Ona jeszcze nie jest gotowa, żeby sobie z tym poradzić.
Quang westchnął ciężko, splatając dłonie.
– Wiem, co widzieliśmy. Jej magia jest... bardziej nieprzewidywalna, niż sądziłem.
– Nie tylko nieprzewidywalna – wtrącił James. – Ona była jak bomba. Gdyby nie trafiła w tego manekina, mogłaby poważnie kogoś zranić.
– Myślisz, że Analaz wie, co robi wuju? – głos Williama był pełen powątpiewania. – Pozwalając jej na takie wybuchy złości? Ona się na tym jeszcze nie zna, a on wygląda, jakby się tym bawił.
– Właśnie – dodał James, marszcząc brwi. – Analaz cieszył się, widząc to, co zrobiła. To nie jest normalne.
Quang podniósł wzrok, spoglądając na swoich siostrzeńców.
–Ten kretyn  może być demoniczny w swoich metodach, ale zna się na magii bardziej niż ktokolwiek z nas. Mikane potrzebuje tej nauki, jeśli ma przeżyć.
Will skrzyżował ramiona, nie kryjąc swojego sprzeciwu.
– Ale za jaką cenę? Jeśli będzie uczył ją tylko, jak wybuchać, zamiast kontrolować swoją moc, skończy się to tragicznie. A co, jeśli... – Zawahał się, ale wszyscy wiedzieli, do czego zmierza. – Co, jeśli w końcu straci nad tym panowanie?
Quang milczał przez chwilę, ważąc swoje słowa.
– Mikane musi nauczyć się panować nad swoimi emocjami – powiedział w końcu. – To klucz do kontrolowania jej mocy. Ale masz rację, Will. Analaz musi być bardziej ostrożny w swoich metodach. Porozmawiam z nim.
– Lepiej, żebyś zrobił to szybko – rzucił James. – Bo jeśli Mikane straci kontrolę w niewłaściwym momencie...
Król westchnął, przeczesując dłonią włosy.
– Ona jest silniejsza, niż myśleliśmy – powiedział cicho. – Ale może to właśnie jest problem.
Quang spojrzał na siostrzeńców.
– Wszyscy wiedzieliśmy, że jej moc jest wyjątkowa – powiedział powoli. – Ale to, co zobaczyliśmy dziś, to dopiero początek. I musimy zrobić wszystko, żeby upewnić się, że Mikane będzie umiała to wykorzystać, zanim ktoś inny spróbuje to zrobić za nią.
Williama to nie chyba uspokoiło.
– Mam tylko nadzieję, że Analaz nie przesadza. Bo jeśli zrobi to kolejny raz, sam mu przerwę i zaklnę.
– Porozmawiam z nim jutro rano. A teraz... – wuj spojrzał na zegar. – Czas przygotować Mikane do kolejnych kroków. Ale na razie pozwólcie jej odpocząć.
Chłopcy zgodzili się, choć niechętnie. Jednak atmosfera w salonie pozostawała napięta, pełna obaw o przyszłość ich siostry i moc, która coraz bardziej ich przerażała.
***
Następnego ranka atmosfera w domu była ciężka. Cisza przy śniadaniu była niemal namacalna, jakby każdy bał się rozpocząć rozmowę. Will wpatrywał się w talerz, James zajął się przewracaniem stron gazety, a Sebastian przeglądał telefon, ale widać było, że nikt tak naprawdę nie jest skupiony na tym, co robi. Lucas i Richard jakby w nerwach jedli kanapki. Coś czułam że reszcie powiedzieli co działo się na treningu, cud by był jakby to było tajemnicą. Wuj Quang siedział na swoim miejscu z poważnym wyrazem twarzy. W końcu przerwał ciszę, odstawiając filiżankę z herbatą.
– Mikane, dziś z rana chcę, żebyś poćwiczyła kontrolę nad tarczami ochronnymi. Bez ataków, bez emocji. Tylko defensywa. Analaz przyjdzie nieco później.
Podniosłam wzrok, czując, jak wszyscy na mnie patrzą. Było coś w ich spojrzeniach, co wywoływało u mnie niepewność.
– Jasne, w porządku – odpowiedziałam cicho, mieszając owsiankę na talerzu, mimo że nie byłam głodna.
Lucas spojrzał na mnie spod oka, a potem sięgnął po szklankę z sokiem.
– Tylko postaraj się niczego nie podpalić, okej? Też tam ćwiczyliśmy, ale nie dokonywaliśmy destrukcji, na biednym manekinie Stefanie. Pewnie się teraz gubi w niebie.
– On to pewnie odrazu do piekła poszedł... Pomyśleć co zrobi z prawdziwym człowiekiem... – dodał Richard.
Will rzucił im ostre spojrzenie, a ja przewróciłam oczami.
– Bardzo śmieszne – burknęłam.
Quang westchnął ciężko, unosząc rękę, by uciszyć dwójkę gburów.
– Mikane, wszyscy tutaj chcą twojego dobra. To, co wydarzyło się wczoraj, było przejawem ogromnej mocy, ale musisz nauczyć się ją kontrolować. Bez tej kontroli jesteś jak otwarty ogień.
– Rozumiem – powiedziałam cicho, czując, jak ciężar tych słów opada na moje ramiona.
Po śniadaniu przeszłam do ogrodu treningowego, gdzie czekały na mnie drewniane manekiny i wyznaczony obszar do ćwiczeń. Sebastian po drodze rzucił że kukły to Heniek i Bożydar, dodał że mam być dla nich miła. Rzuciłam mu srogie spojrzenie. Wuj stał z boku, obserwując mnie z surowym spojrzeniem, podczas gdy Will i James zajęli miejsca na ławce w cieniu.
– Dobra, Mikane – zaczął wuj, krzyżując ramiona. – Twoim zadaniem jest utrzymać tarczę przez pięć minut, niezależnie od tego, co się stanie. Jeśli poczujesz, że tracisz kontrolę, od razu to przerwij. Rozumiesz?
Skinęłam głową, zaciskając pięści.
Zaczęłam od podstawowego zaklęcia ochronnego bez kamienia, wyciągając przed siebie ręce i tworząc wokół siebie niewidzialną barierę. Poczułam znajome mrowienie w dłoniach, a potem lekki ciężar, jakby powietrze wokół mnie zgęstniało.
Wuj rzucił w moim kierunku pierwszy magiczny pocisk. Uderzył w tarczę z głośnym hukiem, ale udało mi się ją utrzymać. Serce mi przyspieszyło, a w głowie powtarzałam sobie, że muszę zachować spokój.
Kolejne pociski były silniejsze, bardziej wymagające. Czułam, jak moje ręce drżą, a bariera zaczyna pękać na krawędziach.
– Skup się, Mikane! – zawołał Will.
Zmarszczyłam brwi, starając się zignorować narastającą frustrację. Jednak za każdym razem, gdy tarcza zaczynała słabnąć, ogarniała mnie złość na samą siebie.
– Nie wkurzaj się! – rzucił James z ławki, jakby czytał mi w myślach.
Niestety, łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić. Przy kolejnym uderzeniu tarcza pękła, a ja poczułam, jak energia wyrywa się ze mnie w postaci krótkiego, ale silnego wybuchu, który odepchnął wszystkie manekiny do tyłu.
Will zerwał się z miejsca, a Quang podniósł rękę, by go powstrzymać.
– Spokój! – zawołał wuj, patrząc na mnie uważnie.
– Przepraszam – powiedziałam szybko, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Ja po prostu... Nie umiem tego kontrolować, to nie takie proste niż myślałam.
Staruszek podszedł do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
– Dlatego ćwiczymy, Mikane. Każdy błąd to krok w stronę kontroli. Ale musisz nad sobą panować, nawet jeśli jest trudno. Jak się wkurzasz krzyknij stop i damy sobie chwilę.
Will wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć i wysłać mnie do pokoju, ale tylko zacisnął usta i pokręcił głową. Pewnie już planował budowę schronu, gdzie mnie zamknie na wieki.
– Zróbmy przerwę jednak – zaproponował wuj. – Musisz odpocząć i spróbujemy jeszcze raz.
Odeszłam na bok, czując, jak ciężar nerwów ściska mi gardło. Było jasne, że droga do kontroli nad moją mocą będzie o wiele trudniejsza, niż sobie wyobrażałam.
Siedziałam na schodach prowadzących do ogrodu, zaciskając dłonie na butelce z wodą. Serce wciąż waliło mi jak młot, a frustracja z czekania gotowała się we mnie, jakbym miała zaraz wybuchnąć po raz kolejny. Obserwowałam, jak Will i James rozmawiają cicho z wujem kilka kroków dalej. Mimo że starali się mówić szeptem, czułam na sobie ich spojrzenia.
Sebastian pojawił się znikąd, siadając obok mnie z lekkim uśmiechem.
– I co, zaczęli już planować, jak cię wywieźć do jakiejś magicznej izolatki? – rzucił żartobliwie, ale w jego tonie wyczułam troskę.
– Śmieszne, Seba – mruknęłam, nie odrywając wzroku od ziemi. – Nie jestem jakimś potworem.
Sebastian westchnął, opierając się łokciami o kolana.
– Nikt nie mówi, że jesteś. Ale musisz trzymać nerwy na wodzy. Will i James... Wiesz, jacy oni są. Wszystko musi być pod kontrolą, a ty ostatnio... no wiesz.
Spojrzałam na niego z ukosa, a on wzruszył ramionami.
– Co? Mówię tylko, że nie chcą, żebyś zrobiła sobie albo komuś krzywdę.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że miał rację, ale to nie zmieniało faktu, że czułam się osaczona.
Wuj przerwał naszą rozmowę, podchodząc bliżej. Jego twarz była poważna, ale ton głosu spokojny.
– Mikane, spróbujemy jeszcze raz, ale teraz skupimy się tylko na defensywie. Żadnych emocji. Masz po prostu utrzymać tarczę i pozwolić jej przejąć ataki. Rozumiesz?
Skinęłam głową, wstając powoli. Wciąż czułam napięcie w ciele, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać.
Wróciłam na środek ogrodu, gdzie ustawiono nowe manekiny. Tym razem wuj stał bliżej mnie, gotowy w razie potrzeby przejąć kontrolę nad sytuacją. Will i James znów zajęli swoje miejsca na ławce, ale ich spojrzenia były teraz jeszcze bardziej uważne.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. Wyciągnęłam ręce przed siebie, formując tarczę z samej energii. Czułam, jak pulsuje wokół mnie, stabilna, ale wciąż delikatna.
Wuj rzucił pierwszy magiczny pocisk. Tarcza drgnęła, ale wytrzymała. Tym razem skupiłam się na utrzymaniu kontroli, ignorując rosnące zmęczenie.
Kolejne uderzenia były silniejsze, ale udawało mi się je zablokować. W końcu wuj przestał i uniósł rękę w geście, bym się zatrzymała.
– Dobrze – powiedział, a w jego głosie słychać było nutę uznania. – Jeszcze dużo pracy przed tobą, ale to był solidny postęp. I co najważniejsze, nie poddałaś się emocją.
Will podszedł bliżej, przyglądając się mi z wyrazem mieszanki troski i dumy.
– Może jednak nie jesteś beznadziejna – rzucił z lekkim uśmiechem, próbując rozładować napięcie.
– Dzięki za wsparcie – odpowiedziałam sarkastycznie, ale poczułam, że moje ramiona się rozluźniają.
James wstał z ławki, przecierając dłonie i przytulając mnie od tyłu.
– Myślę, że to wystarczy na dziś. Może zamiast wykańczać Mikane, zjemy coś? Może pizza?
Wuj skinął głową, a ja odetchnęłam z ulgą, czując, jak ciężar całego dnia powoli zaczyna się ze mnie zsuwać. Choć droga do opanowania mojej mocy była daleka, wiedziałam, że przynajmniej nie jestem w tym sama.


————————————————
Robię sobie dłuższą przerwę od pisania, przez brak weny, ale napewno wrócę^^

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz