Siedziałam przy stole, wpatrując się w swoją miskę płatków, które wyglądały na mniej apetyczne niż zazwyczaj. Czułam się jak zombie – ledwo żywa, z mętlikiem w głowie i jakąś dziwną ciężkością w ramionach. Przeczesałam palcami włosy, które zdecydowanie potrzebowały szczotki, ale szczerze mówiąc, nie miałam na to siły. Obok mnie siedzieli: Sebastian, Richard i Lucas. Jak na ironię, wyglądali jak reklama zdrowego stylu życia – wyprostowani, uśmiechnięci i pełni energii. Oczywiście, w ich oczach widziałam nutę satysfakcji, bo wiedzieli, że ja jestem w totalnym dołku, a oni czuli się jak bogowie. Wujek Quang siedział na końcu stołu, z kubkiem kawy w dłoni. Jego spojrzenie co chwilę przenosiło się z moich braci na mnie, jakby próbował rozgryźć, co się właściwie wydarzyło poprzedniej nocy.
– Coś wczoraj było nie tak? – zapytał w końcu, łamiąc ciszę, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność.
Uniknęłam jego spojrzenia, udając, że jestem niezwykle zainteresowana swoim mlekiem. Ale Lucas, jak zwykle, postanowił się odezwać.
– Mikane była trochę... niegrzeczna na imprezie – rzucił z lekkim uśmiechem, jakby to był żart.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z oburzeniem, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, Richard wtrącił się:
– Nic takiego się nie stało. Po prostu trochę późno poszła spać, dlatego teraz wygląda jak... no, wygląda na zmęczoną.
– "Zmęczoną"? – mruknęłam pod nosem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
Sebastian siedział cicho, jak zawsze, kiedy wujek zaczynał swoje przesłuchanie. Przypuszczam, że nie chciał dolewać oliwy do ognia, co akurat mogłam mu zapisać na plus. Wujek uniósł brew, popijając kawę, ale nie wyglądał na do końca przekonanego. Jego wzrok zatrzymał się na mnie, a ja poczułam, jak powietrze w pokoju robi się cięższe.
– Mikane? – zapytał, a w jego głosie było coś, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej.
– Co? – odpowiedziałam szybko, może zbyt szybko.
– Nie masz mi czegoś do powiedzenia?
Otworzyłam usta, by coś wymyślić, ale Lucas kopnął mnie pod stołem. Spojrzałam na niego z ukosa, a on rzucił mi wymowne spojrzenie, które mówiło jasno: "Zamknij się". Chyba zapomniał, że nie jestem taka głupia, aby się sama wkopać.
– Nic takiego – odpowiedziałam w końcu, próbując wyglądać niewinnie.
Wuj przyjrzał mi się jeszcze chwilę, ale ostatecznie chyba zdecydował się odpuścić. Całe szczęście, bo zaczęłam się pocić ze stresu.
– Dobrze. Lepiej, żeby tak było – powiedział, a jego ton sprawił, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Podniosłam łyżkę do ust, starając się wyglądać naturalnie, ale wiedziałam, że moi bracia właśnie wymieniali triumfalne spojrzenia nad moją głową. W głębi duszy obiecałam sobie, że im się za to odwdzięczę, w końcu uniknęłam konsekwencji. Ale najpierw musiałam jakoś przeżyć ten poranek. Byłam chodzącym zombi. Nic mi nie dała woda z cytryną i większy posiłek.
Wujek odstawił kubek kawy na stół i spojrzał na nas wszystkich z wyczekiwaniem.
– Mam nadzieję, że jesteście przygotowani na rozrywkę, bo dzisiaj jedziemy na stoki – oznajmił, a w jego głosie pobrzmiewała nuta autorytetu. – Narty, snowboard, świeże powietrze, wszystko, co trzeba.
Chłopaki od razu podłapali temat. Richard pokiwał głową, jakby nie mógł się już doczekać, a Lucas rzucił coś o tym, że w zeszłym roku rozwalił rekord prędkości na jednym z bardziej stromych stoków. Sebastian, jak zawsze, zachował spokój i tylko uśmiechnął się lekko. Ja? Zastygłam w miejscu, z łyżką płatków w dłoni, jakbym właśnie usłyszała, że ktoś zapisał mnie na jakieś wojskowe manewry.
– Ale ja... – zaczęłam, ale wujek spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu przestałam.
– Nie ma żadnego "ale" – powiedział stanowczo. – Wszyscy jedziemy. Nie będziesz się obijać w domu, bo to miejsce nie jest hotelem, w którym można robić, co się chce.
Przewróciłam oczami i odsunęłam miskę na bok. Czyli to nie są ferie zimowe, tylko wymysł wuja, jak nas dręczyć...
– Wuju, ale ja naprawdę nie lubię nart ani snowboardu – zaczęłam, próbując brzmieć jak najbardziej przekonująco. – Po co mam jechać, skoro i tak będę siedzieć na ławce?
Wujek uniósł brew, a Richard i Lucas zaczęli chichotać. Wiedziałam, że ich to bawi – zwłaszcza gdy ja próbuję negocjować z Quangiem. Mój charakter, nie przyjmował do świadomości, że z tym człowiekiem się nie negocjuje.
– Mikane – powiedział mężczyzna z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach widać było stanowczość. – Nie zostaniesz sama w domu. Koniec dyskusji.
– Zajebiście... – wymamrotałam pod nosem, na tyle cicho, żeby nie dosłyszał.
– Coś mówiłaś? – zapytał, a ja natychmiast potrząsnęłam głową.
Lucas klepnął mnie w ramię, jakby chciał mnie podnieść na duchu.
– Nie marudź. Może ci się spodoba. Jak nie, zawsze możesz sobie wziąć gorącą czekoladę w kawiarni przy stoku i sobie tam coś pooglądać na telefonie. To tylko cztery godzinki, naszej zabawy.
– Waszej? Dzięki, wielka pociecha – odpowiedziałam, patrząc na niego z irytacją.
Richard westchnął teatralnie.
– Mikane, nie rób z tego tragedii. Jesteśmy w górach, aby się dobrze bawić.
– Łatwo wam mówić – odburknęłam. – Wy wszyscy jesteście jak z jakiegoś klubu olimpijskiego, a ja... no cóż, ja wolę inne sporty.
Moim sportem mógłby być seks, albo śpiew na czas. Nie powiedziałam tego głośno, bo by mnie zamordowali.
Wujek spojrzał na zegar na ścianie i wstał z miejsca.
– Za godzinę chcę was widzieć gotowych do wyjścia. Zabierajcie sprzęt i ubierzcie się odpowiednio. Zwłaszcza ty Mikane, nie chcę żebyś mi tu zachorowała.
– Cudownie – mruknęłam z sarkazmem, wstając od stołu. Wiedziałam, że nie mam wyjścia, ale to nie znaczyło, że zamierzałam udawać entuzjazm.
Podczas gdy bracia zaczęli rozmawiać o tym, jakie trasy wybiorą, ja poszłam do swojego pokoju, żeby znaleźć coś odpowiedniego do ubrania. Może ten dzień nie byłby taki zły, gdybym naprawdę mogła zostać na tej ławce z gorącą czekoladą...
Lucas rzucił mi spojrzenie z półuśmiechem, gdy wspinałam się po schodach w stronę pokoju, a on szedł kilka schodków niżej.
– Mikane, idź weź szybką chłodną kąpiel, mówię ci, od razu ci się poprawi.
– Serio? – spytałam z ironią, przewracając oczami.
– Zaufaj mi, młoda– odpowiedział, jakby był ekspertem od wszystkich życiowych problemów.
Richard, idący przede mną, spojrzał na mnie z uniesioną brwią, a jego wzrok jasno mówił: Nie rób żadnych głupot. Nie odezwał się jednak ani słowem, co mnie zdziwiło – chyba wolał oszczędzać energię na później. Chociaż opieprzanie mnie, było przecież jego hobby.
Wzdychając, w końcu postanowiłam zrobić, jak radził Lucas. Gdy weszłam do łazienki, odkręciłam zimną wodę do wanny i zmusiłam się, żeby zanurzyć się w niej choć na chwilę. Na początku miałam ochotę krzyknąć, ale po kilku minutach poczułam, jak mój mózg wraca na swoje miejsce, a senność i irytacja odchodzą w niepamięć. Może Lucas jednak miał rację... Ciekawe, po jakim czasie na to wpadł. Po kąpieli od razu poczułam się lepiej. Związałam włosy w wysoki kucyk, przetarłam twarz ręcznikiem i spojrzałam w lustro. No, może wyglądam trochę mniej jak zombie, pomyślałam z lekkim uśmiechem. Wyciągnęłam swoje rzeczy narciarskie z torby. Zdecydowałam się na czarne, obcisłe spodnie termiczne, które były wygodne, ale i ciepłe, i do tego biały, przylegający golf. Na to założyłam gruby, fioletowy polar oraz różową, pikowaną kurtkę, która była lekka, ale świetnie chroniła przed zimnem. Na nogi wciągnęłam grube skarpety i swoje solidne buty narciarskie. Do kompletu miałam czapkę w kolorze babypink i rękawice w odcieniu czerni, które pasowały do spodni.
Zerkając na siebie w lustrze, musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem dobrze, jak na kogoś, kto ledwo żył rano.
Gdy zeszłam do salonu, Richard spojrzał na mnie z lekko unoszącą się brwią, jakby oceniając, czy tym razem jestem odpowiednio ubrana. Lucas siedział na kanapie i poprawiał sznurówki w butach, a Sebastian z wujkiem przeglądali mapy tras narciarskich.
– No proszę – rzucił Lucas z lekkim uśmiechem. – Od razu lepiej wyglądasz.
– Dzięki za kąpielową radę, geniuszu – powiedziałam, robiąc ukłon i siadając obok niego.
Richard tylko westchnął, ale nie powiedział nic. Sebastian spojrzał na mnie z ledwo widocznym uśmiechem, a wujek rzucił tylko:
– Gotowi? Bo za pięć minut wychodzimy.
No to jazda – pomyślałam, zawiązując sznurówki. Stoki czekały, a ja już wiedziałam, że ten dzień będzie wyzwaniem.
***
Stojąc na stoku, czułam, jak śnieg skrzypi pod moimi butami narciarskimi. Wokół nas było tłoczno – ludzie jeździli w różne strony, zjeżdżali z dużą prędkością, a ja próbowałam wyglądać jak ktoś, kto wie, co robi. W rzeczywistości czułam się jak małe dziecko, które pierwszy raz dostało się na lodowisko.
Lucas zjechał w dół stoku, jakby robił to od dziecka. Richard, oczywiście, perfekcyjny jak zawsze, dostojnie przesuwał się w dół, kontrolując każdy ruch. Sebastian, spokojny i precyzyjny, też radził sobie świetnie. A ja? Ja byłam po prostu... katastrofą na nartach.
– No dawaj, Mikane! – krzyknął Lucas z dołu. – Tylko nie skręcaj w drzewo!
– Bardzo śmieszne! – odkrzyknęłam, próbując utrzymać równowagę.
Ruszyłam w dół. Na początku szło nieźle, choć szybko zorientowałam się, że za szybko nabieram prędkości. Moje nogi jakby przestały współpracować. Próbowałam hamować, ale nagle zobaczyłam przed sobą Sebastiana, który zjeżdżał spokojnie i kompletnie nie zdawał sobie sprawy z mojej nadciągającej katastrofy.
– Sebaaaaastiaan, uwaga! – wrzasnęłam, ale było za późno.
Wjechałam prosto w niego, oboje runęliśmy w śnieg jak worek kartofli. Śmiałam się tak głośno, że aż nie mogłam wstać. Było zabawnie, a mina brata wynagrodziła upadek.
– Naprawdę, Mikane?! – Sebastian odgarniał śnieg z kurtki, patrząc na mnie z niedowierzaniem, choć z jego miny wiedziałam, że nie jest na mnie zły. – Mogłaś wybrać dowolny kierunek, ale nie, musiałaś wybrać mnie!
– Przepraszam, ale to była... kontrolowana kolizja – zaśmiałam się, ledwo łapiąc oddech.
Kiedy w końcu się pozbieraliśmy, ruszyłam dalej. Tym razem kierowałam się w stronę Lucasa, który zjeżdżał wolno, jakby chciał mi pokazać, jak to się robi. Chciałam mu zrobić nagłość, więc na jego niekorzyść stanął mi na drodze. Znowu nabrałam prędkości i nie mogłam już zapanować nad nartami.
– Lucas, uwaga! – zawołałam.
– Nie, nie, nie... Mikane, nie waż się...! – Ale zanim dokończył, wpadłam prosto na niego, przewracając go na bok.
Oboje wylądowaliśmy w zaspie. Śnieg wleciał mi za kołnierz, przez co piszczałam jak idiotka, a Lucas wyciągał sobie białe grudki z kaptura, kręcąc głową.
– Jesteś absolutnie nie do ogarnięcia – powiedział, ale widać było, że ledwo powstrzymuje śmiech, no nie chciał tracić powagi przy mnie.
Richard zjechał do nas i spojrzał na scenę z rękami na biodrach, też miałam na niego chrapkę.
– Serio? Znowu? – zapytał, patrząc na mnie.
– Przysięgam, to te narty! – broniłam się, chichocząc. – One mają coś przeciwko mnie i przyciągają was.
– Zabawne... – mruknął do mnie Lucas, otrzepując włosy.
Niestety, nie był to koniec moich przygód, bo chwilę później, próbując ponownie ruszyć, zobaczyłam, że wuj Quang stoi nieco niżej stoku. Mój wzrok zwiastował kłopoty, nawet bracia to zobaczyli. Uznałam, że to lepszy cel, niż gburowaty Richard, więc kierowałam się wprost na niego.
– Nie, Mikane, nie, trzymaj się z dala ode mnie! Dostaniesz szlaban! Ostrzegam cię!– krzyknął wuj, ale za późno.
Chwilę później wjechałam prosto w jego bok, a oboje zatoczyliśmy się, lądując w śniegu.
– To jest jakiś żart! – wykrzyknął, podnosząc się i otrzepując kurtkę.
Nie mogłam przestać się śmiać. Brakowało mi zabawy w śniegu. Sebastian i Lucas śmiali się ze mną, choć Richard próbował zachować powagę.
– Ty naprawdę jesteś zagrożeniem na stoku – stwierdził Richard, kiedy wuj mierzył mnie wzrokiem.
– Przynajmniej było zabawnie! – odpowiedziałam, wycierając łzy śmiechu z policzków.
Mimo ich narzekań, wiedziałam, że i tak wszyscy mieli niezły ubaw. W końcu, kto by nie chciał trochę chaosu na idealnie uporządkowanym rodzinnym wyjeździe?
Gdy tylko zaczęło być jasne, że na stoku nie znajdę swojego miejsca, bracia i wujek szybko wyrazili swoją opinię – a dokładniej Lucas, który rzucił:
– Mikane, tam na dole jest lodowisko. Może lepiej będzie, jak tam będziesz.
Sebastian parsknął śmiechem, poprawiając gogle.
– Dokładnie, stok to nie twój klimat. Lepiej nie ryzykować, że znów ktoś oberwie.
Spojrzałam na nich z wyrzutem, ale prawda była taka, że wcale nie miałam ochoty ponownie zjeżdżać. Zawału bym szybciej dostała. Męczyły mnie te wszystkie narty, snowboardy i ciągłe próby utrzymania równowagi. Lodowisko, które widziałam z góry, wyglądało dużo bardziej kusząco. Zwłaszcza, że całkiem nieźle sobie na nich radziłam za dzieciaka.
– No dobra– rzuciłam, wzruszając ramionami. – Przynajmniej ktoś tu będzie się dobrze bawił, a nie ryzykował życiem, na te durne szczudła śnieżne.
– Narty to nie szczudła – nakreślił Sebastian, a ja przewróciłam oczami.
Richard tylko uniósł brew i pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Wujek machnął ręką, wskazując w stronę lodowiska.
– Dobra, tylko się nie zgub – rzucił krótko.
Nie czekając, aż zmienią zdanie, ruszyłam w stronę wyciągu, który prowadził na dół stoku. Lodowisko było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam – niewielkie, ale bardzo klimatyczne. Otoczone ośnieżonymi drzewami i małymi lampkami, wyglądało jak z jakiejś zimowej pocztówki. W budce przy wejściu wypożyczyłam łyżwy, które były trochę niewygodne, ale pasowały.
Gdy tylko weszłam na lód, poczułam, że to moje miejsce. Ludzie jeździli w różnym tempie – dzieci trzymały się barierki, pary kręciły kółka, a ktoś w rogu próbował zrobić piruet i prawie wylądował na kolanach. A ja? Po prostu jechałam, ciesząc się, że mogę być chwilę sama.
Moja różowa narciarska kurtka była jak latarnia – wyróżniały się na tle innych, ciemnych strojów. Gdyby bracia spojrzeli na lodowisko z góry, od razu by mnie wypatrzyli. Czułam, jak śnieżny wiatr smaga moje policzki, a delikatna muzyka z małych głośników dodaje temu wszystkiemu uroku. Z każdym okrążeniem czułam się coraz pewniej. Przyspieszałam, hamowałam i robiłam pewne obroty, wyprzedzając powolnych jeźdźców. Miałam wrażenie, że wszyscy wokół patrzą na mnie z lekkim zdziwieniem, jakbym była jedyną osobą, która naprawdę cieszy się jazdą. Nawet zaczęłam wykonywać jakieś figury do rytmu muzyki, która leciała w tle.
Po jakimś czasie zauważyłam Richarda stojącego na górze stoku w neonowej czapce, wyglądał jak patyczkowy ludek. Wpatrywał się w lodowisko, jakby sprawdzał, czy przypadkiem nie zrobiłam czegoś głupiego. Pomachałam do niego z szerokim uśmiechem, a on chyba tylko pokręcił głową. Lucas i Sebastian dołączyli do niego, a Lucas podniósł rękę w górę, dając znak, że mnie widzą.
Po godzinie zeszli na dół, gotowi wrócić do rezydencji. Spotkaliśmy się przy wypożyczalni, gdzie oddawałam łyżwy.
– No i jak? – zapytał Lucas z półuśmiechem.
– Cudownie – odpowiedziałam z przekonaniem. – Powinniście spróbować, zamiast zjeżdżać jak szaleńcy.
Richard spojrzał na mnie krytycznie.
– Przynajmniej tutaj nikogo nie stratowałaś. Chociaż widziałem, jak kilka razy ktoś w ciebie wjechał.
– Ta... Bardzo zabawne – rzuciłam, przewracając oczami. – Ale wiecie co? Naprawdę dobrze się bawiłam.
Sebastian klepnął mnie lekko w ramię.
– To dobrze, Mikane. W końcu chyba znalazłaś coś, co ci wychodzi.
Chociaż jego ton był lekko sarkastyczny, nie przejęłam się. Bo faktycznie – dzisiejszy dzień był jednym z najlepszych tej zimy.
Usiedliśmy w ciepłej, drewnianej karczmie, która pachniała świeżo pieczonymi bułeczkami i gorącą czekoladą. Wszyscy byli trochę zmarznięci, więc od razu zamówiliśmy sobie coś ciepłego – gorącą czekoladę i kilka szybkich przekąsek. Ja wzięłam bułkę z cynamonem, Lucas jakieś gigantyczne precle, a Richard i Sebastian postawili na kanapki z szynką i z innymi dodatkami.
Rozsiadłam się przy stole i zaczęłam powoli sączyć gorącą czekoladę, która była tak słodka, że aż mi się twarz rozpromieniła. Lucas spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– Co tak się szczerzysz?
– Bo czekolada jest cudowna – odpowiedziałam, oblizując łyżeczkę.
Sebastian, siedząc obok, nagle sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął telefon.
– Dobra, zadzwońmy do Williama. Czas zdać raport.
Na te słowa niemal zakrztusiłam się gorącą czekoladą.
– Serio? Teraz? – zapytałam, starając się brzmieć naturalnie, choć trochę mnie to zestresowało.
Richard spojrzał na mnie jakby z premedytacją, a potem uśmiechnął się pod nosem.
– Tak, teraz. Lepiej, żebyś zachowywała się grzecznie.
– Przecież zawsze jestem grzeczna – rzuciłam, choć wiedziałam, że i tak mi nie uwierzą.
Sebastian włączył kamerę, a na ekranie pojawiła się twarz Williama. Raz, dwa, trzy, Will patrzy... Wyglądał, jak zawsze, elegancko, choć widać było, że jest zmęczony – zapewne przez nadmiar obowiązków. Chyba, że jego księżniczka go tak wymęczyła w łóżku hehe.
– No, no, wszyscy razem – powiedział z lekkim uśmiechem. – Jak wam idzie?
– Dobrze – zaczął Lucas, jakby automatycznie, a Richard od razu dodał:
– Byliśmy na stoku, Mikane poszła na łyżwy bo by nas zabiła, a teraz się rozgrzewamy w karczmie.
William spojrzał na mnie przez ekran, jakby chciał upewnić się, czy faktycznie wszystko jest w porządku.
– Mikane? Jak się sprawujesz?
– Idealnie – odpowiedziałam szybko, posyłając mu mój najbardziej niewinny uśmiech.
Richard zaśmiał się pod nosem.
– Owszem, ale tylko dlatego, że trzymamy ją na krótkiej smyczy.
– Ej! – zaprotestowałam, ale William tylko pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.
– Mam nadzieję, że tak zostanie. Mikane, bądź grzeczna.
– Zawsze jestem grzeczna – powiedziałam, odwracając wzrok i popijając czekoladę, żeby ukryć lekki rumieniec.
Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. William wypytywał o plany na resztę dnia i wieczór, a bracia szybko zbywali go odpowiedziami w stylu "nic szczególnego" albo "relaks". Ja siedziałam cicho, próbując nie zwracać na siebie uwagi.
Gdy wuj coś mówił Williamowi, Richard szepnął mi do ucha:
– Lepiej, żebyś nie odstawiała więcej żadnych numerów. Jak coś, pokażemy mu twoje zdjęcia z Instagrama.
– O mój Boże, serio? Przecież obiecałam, że będę grzeczna – jęknęłam, przewracając oczami.
Lucas uśmiechnął się złośliwie.
– Tak, ale ty zawsze coś odstawiasz.
Nie odpowiedziałam, tylko skupiłam się na kończeniu mojej czekolady. W myślach obiecałam sobie, że dzisiaj faktycznie spróbuję nie robić nic głupiego... przynajmniej do wieczora.
– Mikane, porozmawiamy chwilę? – zapytał William, a ja skinęłam głową, przejmując telefon.
Ruszyłam kilka stolików dalej, poza zasięg wzroku braci i wuja. Serce waliło mi jak szalone, bo wiedziałam, że to nie zwiastowało przyjemnej rozmowy. Pewnie już wszystko wiedział co odwaliłam i chciał abym się przyznała. Nie doczekanie...
– Co tam, Will? – zapytałam, próbując brzmieć naturalnie.
Na początku rozmowa wydawała się spokojna. William pytał o stok, łyżwy, jak się bawiłam. Odpowiadałam jak najbardziej normalnie, z lekkim uśmiechem, licząc, że na tym się skończy. Niestety, jego wyraz twarzy nagle spoważniał.
– A teraz do rzeczy – rzucił chłodno. – Co takiego robiłaś w klubie?
Zamarłam, czując, jak mój żołądek zaciska się w supeł.
– W klubie? No... nic wielkiego – odparłam, starając się brzmieć swobodnie. – Jeden drineczek, poznałam fajnych ludzi... naprawdę nic takiego.
William uniósł brew, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej przenikliwe.
– Na filmikach ze strony klubu widziałem „to nic wielkiego". A teraz spróbuj jeszcze raz, ale tym razem bez ściemniania.
Zaschło mi w gardle. No pięknie, czyli widział. Przeklęty internet.
– No dobra, może trochę się rozkręciłam – przyznałam, wzruszając ramionami. – Ale nic złego się nie stało. Obiecuję.
William westchnął, a w jego oczach pojawiła się irytacja.
– Mikane, ty naprawdę nie potrafisz się nigdzie zachować. To jest po prostu... – Pokręcił głową, jakby brakowało mu słów. – Nie można cię spuścić z oka, bo od razu dzieją się cuda.
– Will, proszę, nie teraz – jęknęłam, próbując go uspokoić. – Możemy do tego wrócić później? Jak się zobaczymy?
– A czemu nie teraz? – zapytał podejrzliwie.
– Bo wuj nic nie wie i nie chcę, żeby się dowiedział. Proszę... Ukarzesz mnie w domu...– wyjaśniłam szybko, ściszając głos.
William przez chwilę nic nie mówił, jakby ważył moje słowa.
– Dobra – powiedział w końcu, choć w jego głosie słychać było wyraźną frustrację. – Ale wiedz, że nie odpuszczę tego tematu. Jak tylko wrócicie, chyba że jednak przyjedziemy, czeka nas długa rozmowa. I lepiej, żebyś do tego czasu przemyślała swoje zachowanie.
– Jasne, jasne – rzuciłam szybko, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
Oddałam telefon Sebastianowi, który spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.
– I? Co chciał? – zapytał, unosząc brew.
– Nic ważnego – skłamałam, wracając na swoje miejsce.
Richard rzucił mi krótkie, badawcze spojrzenie, ale na szczęście nie dopytywał. A ja mogłam w końcu wziąć łyk czekolady, próbując udawać, że cała sytuacja mnie nie stresuje. Choć wiedziałam, że William nie zapomni o tej rozmowie tak łatwo.

CZYTASZ
DIADEM
FantasyOto historia piętnastoletniej dziewczyny, której życie zmieniło się w jednej chwili. Pewnego dnia straciła rodziców, lecz wkrótce odkryła, że nie byli oni tymi, za kogo się podawali. Czy jednak można ich za to winić? Zmusiło ją to do całkowitej zmia...