II Rozdział 33- młot

133 9 0
                                    

Do naszego kraju, zawitało wesołe miasteczko. Wyglądało jak coś wyjętego z filmu. Światełka migotały, muzyka grała z głośników, a tłumy ludzi kręciły się wokół stoisk z popcornem, watą cukrową i balonami. Od razu poczułam, że to był strzał w dziesiątkę, żeby ich tu przyciągnąć. Namówienie wuja Quanga i braci na tę wycieczkę nie było łatwe, ale wiedziałam, że kiedy już tu dotrą, nie będą mogli się oprzeć.
Przez cały tydzień byłam istnym aniołkiem, aby Lucas nie miał na mnie haczyka, w razie jakieś dramy. Poza tym chyba byliśmy pogodzeni, przeprosiliśmy się wzajemnie, ale tylko dlatego, bo Will naciskał. Z drugiej strony może i dobrze się stało. Był dobrym towarzyszem do zabaw, niż Sebastian, James czy broń Boże Will.
Byłam w towarzystwie jego, Richarda i wuja. Bracia wyglądali na podekscytowanych, choć Richard jak zawsze starał się zachować chłodny wyraz twarzy. Wuj, natomiast, trzymał swoje typowe, surowe spojrzenie, choć zauważyłam, że jego wzrok co chwilę uciekał w stronę atrakcji, jakby próbował oswoić się z tym miejscem. Pewnie dawno nie był w takim miejscu, w dodatku tak niesfornymi siostrzeńcami.
— Patrzcie na to! — zawołałam, wskazując na gigantyczną karuzelę w kształcie młota, która obracała się z zawrotną prędkością. — Musimy na to pójść! To będzie epickie!
Lucas natychmiast się zgodził, uśmiechając się szeroko.
— Jestem za! Wygląda, jakby to miało roznieść żołądek na strzępy. Idealnie.Mikane pewnie już ma cykora~
— Bardzo śmieszne. Nie boje się takich rzeczy!
Richard spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, ale nie mógł się powstrzymać od sarkastycznego komentarza.
— Myślisz, że to coś dla ciebie, Mikane? Nie wyobrażam sobie ciebie na czymś takim.
— Przekonasz się, Richard. Zobaczymy, kto pierwszy zacznie krzyczeć — odpowiedziałam z wyzwaniem w głosie.
Spojrzałam na wuja, który przyglądał się atrakcji z zaciśniętymi ustami.
— Wujku, chodź z nami! — zawołałam, uśmiechając się szeroko. — Nie możesz być gorszy od nas, chyba że tchórzysz?
Quang zmarszczył brwi, próbując zachować spokój.
— To dziecinna zabawa. Ale skoro tak bardzo ci zależy, Mikane, pójdę specjalnie dla ciebie, żeby trzymać cię za rączkę.
— To może siedź tutaj...
Wiedziałam, że próbował brzmieć jak zwykle, ale jego wzrok zdradzał, że karuzela nie była jego ulubionym pomysłem.
Kilka minut później siedzieliśmy już przypięci pasami w gigantycznych ramionach młota. Karuzela powoli zaczęła się poruszać, unosząc nas coraz wyżej. Byłam zachwycona. Wiatr rozwiewał mi włosy, a serce przyspieszyło z ekscytacji, a serce łomotało w klatce z adrenaliny.
— Ale jazda! — krzyknęłam, trzymając w ręce kamerkę na sticku, żeby wszystko nagrywać.
Richard siedział obok mnie, śmiejąc się z Lucasa, który wyraźnie cieszył się jak dziecko. Wuj Quang, siedzący po drugiej stronie, wyglądał na niewzruszonego... Przynajmniej na początku. Kiedy młot osiągnął najwyższy punkt, zatrzymał się na chwilę, a potem nagle runął w dół, obracając się z zawrotną prędkością.
— Aaaaaaa! — krzyknął wujaszek Quang, a jego głos przebijał się przez wiatr.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu i zaczęłam się nabijać z niego. Wuj był wyraźnie przerażony, a jego twarz, która zwykle pozostawała kamienna, teraz była biała jak śnieg. Piękny to był widok, dobrze, że to uwieczniłam. Richard i Lucas też zaczęli się śmiać, gdy widzieli, jak ich poważny wujek trzyma się pasów, jakby od tego zależało jego życie.
— Wujku, wszystko dobrze? Może potrzymać cię za rączkę? — zawołałam drwiąco, ledwo mogąc mówić przez śmiech.
— Zamknij się, Mikane! — odpowiedział, ale jego głos drżał.
— Wuj chyba się zawstydził, ojoj...
— Mikane!!!
Karuzela obróciła się kilka razy, zatrzymując się na górze i spadając w dół w taki sposób, że miałam wrażenie, jakbyśmy zaraz mieli wylecieć z siedzeń. Ja, Richard i Lucas bawiliśmy się wyśmienicie, ale Quang z każdym obrotem wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć lub zwymiotować.
Po zejściu z młota, cała nasza trójka – ja, Lucas i Richard – była w doskonałym humorze. Śmialiśmy się, wymieniając się wrażeniami i komentując miny wuja Quanga na karuzeli. Jego blada twarz i drżący głos podczas każdego obrotu były hitem, który nie dawał nam spokoju. On sam próbował odzyskać swoją dostojność, stojąc z rękami w kieszeniach i udając, że nie słyszy naszych żartów.
— Wujku, nie wiedziałam, że tak świetnie się bawisz! — zażartowałam, trzymając w ręku kamerkę. — Myślisz, że mogę wrzucić ten filmik na Instagram?
Lucas i Richard wybuchnęli śmiechem.
— Wujek, twój krzyk przebijał nawet Lucasa! — rzucił Richard, rozbawiony widokiem stryja.
Quang spojrzał na nas morderczym wzrokiem. Coś czuje, że będzie na nas cięty przez dłuższy czas, ale dla takiego wspomnienia zrobiłabym to drugi raz.
— Ani słowa więcej. Richard, Lucas, jeśli nie zamkniecie się natychmiast, zablokuję wam konta bankowe na tydzień.
— William, ma nad nimi nadzór odkąd do nas się wprowadziłeś, a że jesteśmy pełnoletni, więc mało możecie nam zrobić— wymądrzył się Richard— No oprócz Sebastiana, bo mu rok został.
— A co do ciebie, Mikane... — dodał wuj, patrząc na mnie. — Porozmawiam z Williamem o twoim zachowaniu. Zobaczymy, co on na to powie. Może być, że i ty stracisz dostęp do swojego konta.
Uciszyłam się z chłopakami mało przerażeni, choć każde z nas miało na twarzy szeroki uśmiech, próbując tłumić śmiech. Wiedziałam jednak, że to był dopiero początek tego, jak zamierzaliśmy go jeszcze rozbawić tego dnia.
— Co następne? — zapytał Lucas, ocierając łzy śmiechu. — Może coś jeszcze bardziej ekstremalnego?
Spojrzałam na jedną z wielkich atrakcji – diabelską wieżę, która wznosiła się na wysokość kilku pięter, a potem nagle spadała z ogromną prędkością.
— To musi być to! — wskazałam palcem na wieżę, a Richard od razu się uśmiechnął.
— Idealnie! Może wujek teraz udowodni, że nie jest tchórzem — rzucił z wyraźną prowokacją, patrząc na Quanga z lekkim uśmieszkiem.
Quang spojrzał na nas surowo, jakby sam fakt, że sugerujemy jego strach, był obelgą.
— Dzieciaku, ja nie muszę niczego udowadniać. Po prostu wolę twardy grunt pod nogami — odpowiedział z lodowatą pewnością siebie, która tylko podkręciła naszą zabawę.
Lucas zaśmiał się cicho.
— Czyli srasz w gacie, wujku. Spoko, rozumiemy. Wiek robi swoje.
— Lucas! — warknął Quang, mrużąc oczy. — Uważaj na słowa, bo jeszcze dziś pokażę ci, jak bardzo się mylisz.
Nie mogłam powstrzymać chichotu, widząc, jak wuj próbował zachować swoją godność. Zamiast się poddać, postanowiłam zmienić taktykę i zaproponowałam coś, co nie mogło go przerosnąć.
— Dobra, dobra, bo wuj nas w końcu spierze, a co powiecie na samochodziki? Te elektryczne, gdzie można wjeżdżać w innych? — zapytałam, wskazując na mały tor, który widziałam po drugiej stronie placu.
Lucas i Richard spojrzeli na siebie z uśmiechem, a potem jednocześnie zawołali:
— Jesteśmy za!
— Mikane, to lepsze niż twoje młoty. W końcu coś, co nie wywraca żołądków — rzucił wuj, ruszając w stronę atrakcji.
Zaskakująco zgodził się wsiąść do samochodzika, chociaż było jasne, że robi to tylko dlatego, żeby „utrzymać kontrolę". Nasze elektryczne auta były małe, ale idealnie sprawdzały się do rozbijania o siebie nawzajem. Już od pierwszego startu cała nasza czwórka – ja, Lucas, Richard i Quang – ruszyła z pełną energią na tor.
Lucas, oczywiście, był pierwszy, który wjechał we mnie z całym impetem, przez co obróciło mnie o prawie 180 stopni.
— Ej! — krzyknęłam, próbując wrócić na właściwy tor, ale zanim zdążyłam, Richard wbił się w bok mojego samochodzika z jeszcze większą siłą i znowu byłam poza torem.
— Punkt dla mnie! — zawołał, śmiejąc się, a ja poczułam, jak adrenalina rośnie.
— To wojna! — rzuciłam, wciskając pedał gazu i pędząc w kierunku Lucasa— Już ja wam pokażę!!
Quang z początku jechał ostrożnie, próbując unikać kolizji, ale nie minęła chwila, a Lucas celowo wbił się w jego samochodzik, tak jak ja z drugiej strony.
— Wuju, nie możesz unikać zabawy! — zawołał Lucas, robiąc kolejny obrót i niemal wjeżdżając w Richarda.
— Lucas! Uważaj, co robisz! — warknął Quang, ale jego ton był już mniej surowy, a bardziej rozbawiony.
Nie minęła chwila, a Quang w końcu się rozkręcił. Z impetem wjechał w mój samochodzik, co sprawiło, że pisnęłam z zaskoczenia.
— Zdradzasz swoich ludzi? Mieliśmy być razem w drużynie!— krzyknęłam przez śmiech.
— Wszystkie chwyty dozwolone, Mikane — odpowiedział z uśmiechem, który był bardziej triumfalny, niż kiedykolwiek widziałam.
Tor samochodzików wypełnił się naszym śmiechem i dźwiękiem zderzających się aut. Richard próbował trafić w Lucasa, ale nie zdążył, bo ja wjechałam w jego bok. Lucas za to celował w Quanga, a nasz wuj, ku zaskoczeniu wszystkich, całkiem nieźle radził sobie z unikaniem i jak nazłość zaczął mnie wybijać na boki. Więc nie byłam mu dłużna i robiłam to samo.
Ząb za ząb!
Kiedy czas na torze dobiegł końca, wyszliśmy z samochodzików, wciąż śmiejąc się jak dzieci.
— No dobra, wuju, muszę przyznać, że masz zaskakujące umiejętności. Wjechałeś we mnie tak, że jeszcze to czuję — powiedział Lucas, poklepując Quanga po ramieniu.
— Mówiłem, że jestem w formie tylko musze się rozkręcić — odpowiedział z udawaną powagą, choć widać było, że bawił się równie dobrze co my.
— To może jednak. Pójdziemy na tą wielką wieże?
— Mikane, nie! Nawet o tym nie myśl!— wuj chwycił mnie nawet za rękę, ale szybko się wyrwałam i podbiegłam do braci, aby trochę pospiskować.
To był idealny sposób, żeby rozładować atmosferę i wspólnie się pośmiać. Nawet Quang, choć pewnie nigdy by tego nie przyznał, wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego.
Kiedy zobaczyliśmy ogromną fasadę Domu Strachu, z oświetlonymi na czerwono oknami i upiornymi dekoracjami, wiedziałam, że musimy tam wejść. Przed wejściem rozbrzmiewały przeraźliwe dźwięki krzyków i śmiechu ludzi wychodzących na miękkich nogach. Nawet Richard, który zwykle starał się być poważny, wyglądał, jakby był zainteresowany.
— Okej, musimy tam wejść  i to koniecznie!— rzucił Lucas z szerokim uśmiechem. — Postraszymy się trochę~
Spojrzałam na wuja Quanga, który od razu przyjął swoją zwykłą, surową postawę. Cały czas się zastanawiałam, po co udaje takiego odważnego, jak każdy może pokazać, że czegoś się boi.
Też się dużo rzeczy boję... Zwłaszcza wkurwionego Williama...
— Jakie to żenujące... To atrakcje dla dzieci. Jeśli was to przeraża, niech was Bóg ma w opiece — powiedział tonem pełnym wyższości. Ale jego mina, gdy spojrzał na mroczne wnętrze, zdradzała, że wcale nie jest taki pewny siebie.
— No to idź jako pierwszy wujku — powiedziałam, uśmiechając się wyzywająco.— Staruszki przodem~
— Grabisz sobie, młoda— warknął na mnie— Jak będzie okazja, oddam cię klauną z płami mechanicznymi.
— Spoko. To będę z nimi ciebie straszyć, może dadzą mi też piłę hihi
— Pewnie się przestraszy jako pierwszy — dodał Lucas z przekąsem.
— Dobrze. Ale pamiętajcie, że sobie to zapamiętam. Jak będziecie potrzebować mojej pomocy — odpowiedział, wchodząc pierwszy przez drzwi.
Gdy tylko weszliśmy do środka, temperatura wydawała się spaść o kilka stopni, a światło zmieniło się na pulsujące czerwienie i ciemne błękity. Mroczne dźwięki – jak skrobanie, szepty i odległe wrzaski – rozbrzmiewały z każdej strony. Ruszyliśmy powoli przez wąski korytarz, gdzie z każdej strony wystawały fałszywe pajęczyny, a z sufitu zwisały manekiny w szpitalnych ubraniach, wyglądające jak postacie z horroru. Gdy mijaliśmy jedną z figur, ta nagle zaczęła się poruszać.
— Aaaa! — krzyknął Lucas, odskakując do tyłu.
— Serio, Lucas? — zapytał Richard, wybuchając śmiechem. — To nawet nie wyglądało realistycznie.
— Odwróć się! — wrzasnęłam, wskazując za Richarda, gdzie właśnie otworzyła się szafa, a z niej wyskoczyła postać w masce klauna. Tym razem wszyscy drgnęliśmy, a Richard przybrał minę, która mówiła: „Nie, wcale się nie przestraszyłem".
Quang, idąc z tyłu, próbował zachować spokój, ale gdy mijaliśmy kolejną sekcję, gdzie manekiny powoli się poruszały, zauważyłam, jak jego ręka lekko drży. Oczywiście, nie mogłam przepuścić okazji.
— Wujku, widzę, że ci się podoba. Może po prostu Zaproś tego manekina na kawę?— zapytałam, odwracając się z uśmiechem.
— Mikane, nie denerwuj mnie— syknął Quang, ale jego głos zdradzał, że wcale nie czuje się tak pewnie, jak chciałby to pokazać.
Kiedy dotarliśmy do ostatniej części Domu Strachu, wąskiego korytarza, nagle zrobiło się ciemno. Rozległ się dźwięk piły mechanicznej, a przez mrok wybiegł mężczyzna w masce przypominającej postać z „Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną".
— Aaaaaa! — krzyknęłam, popychając Lucasa przed siebie.
— Co to jest?! — zawołał Richard, próbując jednocześnie biec i śmiać się.
— Skąd mam kurwa wiedzieć ? Niech wuja zje, a nas zostawi!
— Ciesz się, że tego nie słyszał— krzyknął biegnący obok mnie Lucas.
— Biegnijcie, a nie psioczycie! Gdzie jest wuj?— spytał Richard zatrzymując się nagle.
Quang stał jak wryty, a gdy tylko postać z piłą zbliżyła się do niego, nagle zaczął biec w naszym kierunku. To był moment, na który czekałam. Zatrzymałam się, wyciągnęłam telefon i włączyłam nagrywanie, celując prosto na wuja. To było lepsze niż to ma młocie.
— Dawaj Quang, biegniesz szybciej niż myślałam! — zawołałam, śmiejąc się na cały głos.
— Ja ci dam smarkulo, mówić mi po imieniu! —chwycił za jakąś miotłę i zaczął mnie gonić— Ja ci zaraz pokaże jak szybko umie biegać jak cię dorwę!
— Dobra, przepraszam!— krzyknęłam biegnąc, a zaraz za nami podążali chłopacy, chachanie po uszy.
W końcu wybiegliśmy na zewnątrz, śmiejąc się i łapiąc oddech. Ja na wszelki wypadek schowałam się za Richardem, jakby jednak wuj się pokusił trzepnąć mnie miotłą. Quang stał chwilę z rękami na biodrach, próbując odzyskać swoją powagę.
— Tylko dzieciaki boją się takich rzeczy — powiedział sucho, choć jego rozczochrane włosy i blada twarz zdradzały coś zupełnie innego.
— Jasne, wujku. Czyli zaliczasz się do tych dzieciaków — powiedział Lucas, poklepując go po ramieniu.
Richard wybuchł śmiechem, a ja podniosłam telefon, pokazując wszystkim nagranie z ostatnich chwil w Domu Strachu.
— Wujku, jak chcesz, możemy to wrzucić na grupowy czat rodzinny. Co ty na to? — zapytałam z szerokim uśmiechem.
— Mikane, ino sprobuj! — warknął Quang, rzucając mi groźne spojrzenie— Bo dostaniesz szlaban.
Ciekawe na co? Na oddychanie?
Lucas i Richard ryknęli śmiechem, a ja przygryzłam wargę, próbując zachować spokój. Nawet Quangowi, choć próbował udawać, że to wszystko jest dziecinne, uniosły mu się lekko kąciki ust.
***
Po całym dniu spędzonym w wesołym miasteczku wracaliśmy w doskonałych humorach. Chociaż wuj rzucał im od czasu do czasu karcące spojrzenia, ale nawet on nie wyglądał na takiego, który miałby ochotę nas teraz zganić.
Kiedy dotarliśmy do domu, Will czekał na nas w salonie z książką w dłoni. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy zobaczył, że wszyscy wchodzimy zadowoleni, rozbawieni, a przede wszystkim cali. Pewnie myślał, że w takim składzie się pozabijamy czy coś, ponieważ każdy cos miał do kogoś.
— Widzę, że bawiliście się dobrze — rzucił, odkładając książkę na stolik.
— Było super! — zawołałam, rzucając mu się na szyję i przytulając go mocno. — Will, musisz zobaczyć filmiki!
— Filmiki? — zapytał, unosząc brew, ale odwzajemnił mój uścisk. — Co takiego nagrywałaś, że aż muszę to zobaczyć?
— Przekonasz się! — odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, wyciągając telefon.
Usiadłam na kanapie, a Lucas i Richard od razu dosiedli się obok, ciekawi jego reakcji. Ja obstawiałam, że nawet się nie uśmiechnie. Wuj, oczywiście, stanął z boku, próbując wyglądać na niezainteresowanego, choć widziałam, jak zerkał na ekran telefonu. Pewnie czekał, aby zareagować na nasze docinki.
Odpaliłam pierwszy filmik, ten z młota, gdzie wszyscy wrzeszczeliśmy z radości i strachu. Jednak największym hitem było ujęcie, gdzie kamera uchwyciła blady jak ściana wyraz twarzy wuja Quanga oraz jego głośny, przeciągły krzyk podczas nagłego spadku.
William zmrużył oczy, wpatrując się w ekran, a jego usta zadrżały, jakby walczył ze sobą, żeby zachować spokój i nie dobić leżącego.
— No i co? — zapytał wuj Quang tonem, który miał być surowy, ale widać było, że jest lekko spięty. — Niech ci nawet nie przyjdzie do głowy się śmiać, Williamie.
Will zacisnął wargi, wpatrując się w ekran z jeszcze większym skupieniem.
— Wyglądasz... całkiem odważnie, wujku — powiedział z kamienną twarzą, ale widać było, że to była jego ostatnia próba walczenia ze sobą.
Lucas parsknął śmiechem pierwszy, co było jak domino – Richard wybuchnął zaraz po nim, a ja ledwo trzymałam telefon, bo sama śmiałam się do łez. William w końcu przestał walczyć i roześmiał się, choć próbował to stłumić w dłoni.
— Wuju, nie sadziłem, że jesteś taki... Głośny — rzucił przez śmiech, wskazując na ekran— Masz idealny głos do opery... Tej damskiej części.
Quang wyprostował się jeszcze bardziej i spojrzał na nas z powagą, która była jednak podważona przez lekkie zaczerwienienie na jego twarzy. Chyba uderzyliśmy w jego ego.  
— Smarkacze — powiedział z westchnieniem, ale jego ton zdradzał, że nie jest na nas naprawdę zły. — Cieszcie się, że to ja was pilnowałem, a nie William. Inaczej byście dzisiaj wszyscy cicho siedzieli w swoich pokojach.
— Całe szczęście, że guzik możesz nam zrobić~ — wyszczerzyłam swoje ząbki.
Richard odsunął się z szerokim uśmiechem.
— Pewnie masz rację, wuju, ale przynajmniej mieliśmy co nagrać! — odpowiedział, wskazując na telefon.
— Ja ci zaraz pokażę, co zrobię z tym nagraniem— rzucił Quang, ale nawet on nie potrafił całkiem ukryć lekkiego uśmiechu.
Will pokręcił głową, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
— Dobra, wystarczy tego. Mikane, Richard, Lucas, nie przesadzajcie z dokuczaniem wujkowi. W końcu zgodził się was tam zabrać, inaczej byście tam nie pojechali.
— Jasne, Will — odpowiedziałam, chichocząc pod nosem. — Ale przyznaj, że jego krzyk to hit.
William spojrzał na mnie z uniesioną brwią, już wracając do swojej zimnej natury.
— Lepiej schowaj ten telefon, zanim wujek faktycznie coś z nim zrobi.
— No dobraaaa...— wstałam z kanapy i podeszłam do starszego mężczyzny, nie sadziłam, że kiedykolwiek coś takiego uczynię, ale go przytuliłam, aż mnie trochę ciarki przeszły— Dziękuję.
— Wow, zebrało ci się na czułości, milusio. Pamiętaj, że dalej mam cię na oku.
— Mikane, chyba przewiało i ma gorączkę...— skrzywił się Lucas.
— Dobra, spadajcie. Próbuje być miła to źle! Idę do siebie!
— I po co psujecie pojednanie?— spytał obwiniająco siostrzeńców— Może by była mniej pyskata.
— Na to bym nie liczył wuju— podniósł się król, biorąc swoją książkę— Jak coś znajdziecie mnie w moim gabinecie, choć mam nadzieję, że nie będziecie mnie nawiedzać.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz