Stałam przed lustrem w moim pokoju, dumna z siebie. Założyłam krótką spódniczkę, niezbyt grube rajstopy, ciepły sweter, kurtkę i zimowe buty – wyglądałam obłędnie. No i, szczerze, nie widziałam powodu, żeby wyglądać inaczej. Przecież to nie Syberia. W dodatku mieliśmy tylko pojechać na szybki wypad do miasta. Na dworze było tylko -5 stopni, więc bez tragedii. Tam skąd pochodziłam bywało nawet -15 stopni, nawet wtedy chodziłam w letnich sukienkach.
Z uśmiechem zeszłam na dół, a w salonie czekali już Lucas, Richard i Sebastian, każdy zajęty sobą, ale wystarczyło jedno spojrzenie na mnie, żeby przestali. Cała trójka zamarła, wlepiając we mnie wzrok, jakbym właśnie spadła z kosmosu. Może wyrosły mi wielkie rogi?
– Co? – spytałam, unosząc brwi. – Co wam? Mam coś na twarzy?
Richard, pierwszy odzyskawszy głos, rzucił:
– Idź się przebrać.
Zatrzymałam się w połowie kroku.
– Słucham?
Lucas, zamiast odpowiedzieć, zaczął wymachiwać ręką w moim kierunku, od dołu do góry, jakby tym gestem chciał mi coś przekazać. Udawałam, że nie wiem o co mu biega, chociaż dobrze wiedziałam co.
– O co wam chodzi? – spytałam, spoglądając na siebie. – Przecież wyglądam dobrze.
Sebastian już otwierał usta, ale zanim zdążył coś powiedzieć, usłyszałam groźny głos wuja:
– Mikane!
Jeszcze tego brakowało... A miał siedzieć w swoim pokoju i się nudzić.
Odwróciłam się powoli. Quang stał w drzwiach, z rękami założonymi na piersi i wyrazem twarzy, który mówił wszystko.
– Masz natychmiast się przebrać – rzucił stanowczo.
– Dlaczego? – zapytałam, unosząc brew. – To tylko spódniczka.
– To nie wygląda odpowiednio, na taką porę roku. Nie pojedziesz tak. Jest zima, dziecko!
Przewróciłam oczami.
– Och, proszę cię, wujku. To miasto, nie śnieżna pustynia.
Wuj zrobił krok do przodu, a jego wzrok zrobił się jeszcze bardziej surowy.
– To było twoje ostatnie ostrzeżenie, Mikane. Nie każ mi się powtarzać.
Zacisnęłam zęby, walcząc z pokusą, żeby odpyskować coś więcej. Nie warto było ryzykować kolejnej tyrady.
– Dobra, dobra, już idę – burknęłam i odwróciłam się na pięcie.
Idąc do swojego pokoju, mamrotałam pod nosem o durnych zasadach i jeszcze durniejszych mężczyznach, którzy je wymyślili. Chociaż w tamtym momencie przeklnęłam tylko wuja. Jakim cudem dopasowane jeansy z wysokim stanem były bardziej "odpowiednie"? Idiotyczne. Jest w nich tak samo zimno. Ale przebrałam się, bo co miałam zrobić? Zobaczyłam się w lustrze, dupka wyglądała dobrze, więc mogłam iść, z drugiej strony chciałam dać za wygraną i iść po swojemu, ale chcę fajnie spędzić wyjazd poza domem.
Kiedy wróciłam na dół, bracia ledwo ukrywali swoje rozbawienie. Richard nawet rzucił cicho:
– I taka była uparta.
– Słyszałam! – rzuciłam w jego stronę, zakładając kurtkę.
Wuj spojrzał na mnie jeszcze raz, ale tym razem tylko pokiwał głową z aprobatą. Chyba mu się spodobały te spodnie, chciałam mu krzyknąć, że nie wciśnie w nie swojego grubego dupska.
– Możesz jechać. Ale pamiętaj, Mikane – zaczął, zanim zdążyłam otworzyć drzwi. – Żadnych głupot.
– Tak, tak, jasne – rzuciłam szybko i wyszłam za braćmi, zanim zdążył dorzucić jeszcze coś.
W końcu znaleźliśmy się w samochodzie. Lucas prowadził, Richard siedział obok niego, a ja z Sebastianem zajęliśmy tył. Byłam w tym mieście pierwszy raz i wszystko mnie zachwycało. Śnieżne uliczki otoczone wysokimi budynkami z drewnianymi zdobieniami wyglądały jak z obrazka. Lampki świąteczne, które wisiały niemal na każdym rogu, tworzyły ciepłą, magiczną atmosferę, a zapach gorącej czekolady i pieczonych kasztanów unosił się w powietrzu.
Gdy wyszliśmy z auta, udaliśmy się w kierunku rynku. Zapatrzyłam się na witrynę sklepu z pamiątkami, kiedy usłyszałam głos Richarda:
– Lepiej, żebyś dzisiaj nie wchodziła w żadne pyskówki z wujem, Mikane. Już jest na granicy eksplozji.
Odwróciłam się do niego, krzyżując ręce na piersi.
– A co ja niby takiego robię? Jestem grzeczna – odpowiedziałam, unosząc brew.
Lucas, który szedł z drugiej strony, parsknął śmiechem.
– Grzeczna? – powtórzył. – To chyba twoje nowe hobby: prowokowanie wuja.
– Proszę cię – rzuciłam, przewracając oczami. – Jego granica cierpliwości to jakaś fikcja. Wystarczy, że oddycham, i już mam przechlapane.
– Mówimy poważnie – wtrącił Sebastian. – Nie zaczynaj. My mamy plany na wieczór, a ostatnie, czego nam trzeba, to żebyś wpakowała nas w jakieś kłopoty i uziemiła w domu.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nich podejrzliwie.
– Plany? Jakie plany?
Richard rzucił Lucasowi szybkie spojrzenie, jakby szukając wsparcia, ale ten tylko wzruszył ramionami.
– Nic wielkiego – odpowiedział wymijająco.
– Przestańcie ściemniać – powiedziałam, podchodząc bliżej. – Co kombinujecie?
– To nie jest nic, czym musiałabyś się martwić – wtrącił Lucas, próbując zakończyć temat.
– Jasne, już wam wierzę – powiedziałam sarkastycznie. – Albo mnie bierzecie ze sobą, albo sprawię, że wuj uziemi was wszystkich w tym pięknym, lodowatym domu na całą noc.
Sebastian jęknął, a Richard westchnął głęboko, patrząc na mnie z mieszaniną irytacji i rezygnacji.
– Naprawdę? – zapytał.
– Naprawdę, wiecie, że mogę wam to załatwić jak w banku – odpowiedziałam, uśmiechając się słodko.
Lucas załamał ręce.
– Dobra, idziemy na imprezę. Możesz iść z nami. Ale pod jednym warunkiem: nie będziesz od nas odchodzić. Ani na sekundę.
– Zgoda – powiedziałam szybko, zanim zdążyli zmienić zdanie.
Chwilę później zaczęłam się rozglądać po sklepach.
– W sumie... nie wzięłam nic odpowiedniego na imprezę – powiedziałam, zerkając na wystawę sklepu z ubraniami.
– Serio? – zapytał Sebastian, patrząc na mnie jak na dziecko, które po raz setny wymyśla nowy problem.
– A co mam zrobić? Nie pójdę w jeansach – odparłam. – Potrzebuję sukienki.
Chłopacy jęknęli niemal jednocześnie, ale wiedzieli, że już nie mają wyjścia.
– Dobra – rzucił Lucas. – Ale szybko.
Szybko? Z sukienkami nie ma czegoś takiego. Przeszliśmy przez kilka sklepów, aż w końcu znalazłam ją – idealną krótką białą sukienkę z delikatnymi falbankami po bokach i subtelnym przedłużeniem. Była jednocześnie dziewczęca i elegancka.
– To ta – powiedziałam, trzymając ją przed sobą w lustrze.
– Kup ją, tylko się pospiesz – westchnął Richard, rzucając kartę na ladę.
Uśmiechnęłam się triumfalnie i poszłam do kasy. Wieczór zapowiadał się coraz ciekawiej.
***
Po zakupach spacerowaliśmy jeszcze chwilę po centrum miasta, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Na początku myślałam, że to tylko paranoja, ale kiedy skręciliśmy za róg, usłyszałam, jak ktoś mnie woła.
– Przepraszam! Czy to ty jesteś Mikane? – zapytała jakaś dziewczyna z grupy nastolatków, która podeszła do nas z uśmiechem. Towarzyszyło jej kilku chłopaków i koleżanki, wszyscy wyraźnie podekscytowani.
Stanęłam jak wryta, a moi bracia spojrzeli na mnie pytająco.
– Yyy... Tak, to ja – odpowiedziałam, starając się nie wyglądać na zaskoczoną.
– Wow, to naprawdę ty! – pisnęła dziewczyna, chwytając mnie za rękę. – Możemy prosić o autograf? Jesteś tak popularna na Instagramie, uwielbiamy cię oglądać!
Zrobiłam się trochę zawstydzona, ale tylko na pokaz – w końcu nie chciałam wyglądać na zbyt pewną siebie. Zerknęłam na moich braci. Richard i Lucas patrzyli na mnie, jakby dopiero odkryli, że mają obok siebie celebrytkę, a Sebastian stał z rękami w kieszeniach i uśmiechał się z rozbawieniem.
– Jasne, mogę wam coś podpisać – powiedziałam z uśmiechem, wyciągając długopis z torby.
Podpisałam się w ich notatnikach, a potem jeden z chłopaków z grupy odezwał się nieśmiało:
– A mogłabyś coś dla nas zaśpiewać?
Bracia jak na komendę odwrócili głowy w moją stronę. Ich spojrzenia mówiły jasno: Nie rób tego. Absolutnie nie rób tego.
Oczywiście, że miałam zamiar zrobić dokładnie na odwrót. Zerknęłam na nich z zadziornym uśmiechem. W końcu za mało im podniosłam ciśnienia rano.
– Jasne, czemu nie? – odpowiedziałam, ignorując ich pełne frustracji westchnienia.
Grupka nastolatków zaczęła wiwatować, a ja poprosiłam jednego z nich, żeby puścił melodię z głośnika Bluetooth. Wybrali coś, co znałam – idealnie.
Stanęłam na środku placu przed muzeum, biorąc głęboki oddech. Kiedy melodia zaczęła grać, uśmiechnęłam się do siebie. "Into You" Ariany Grande – no cóż, jeśli mam już dać małe show, to muszę wybrać coś, co rozkręci atmosferę.
Zaczęłam śpiewać, powoli i delikatnie wchodząc w pierwsze wersy, ale szybko mój głos nabrał pewności. Widziałam, jak ludzie wokół przystają, ich spojrzenia skupiają się na mnie. Moje ruchy same zaczęły synchronizować się z rytmem – delikatne kołysanie bioder, kilka kroków w takt. Wkrótce zupełnie się zatraciłam.
– „I'm so into you
I can barely breathe
And all I wanna do
Is to fall in deep
But close ain't close enough
'Til we cross the line, hey, yeah
So name a game to play
And I'll roll the dice, hey"
Zerknęłam na braci. Richard wywracał oczami, Lucas wyglądał, jakby chciał zniknąć pod ziemią, a Sebastian tylko stał z założonymi rękami, patrząc na mnie z rezygnacją.
– „Oh, baby, look what you started
The temperature's rising in here
Is this gonna happen?
Been waiting and waiting for you to make a move (ooh, ooh)
Before I make a move (ooh, ooh)"
Kiedy przeszłam do refrenu, już całkiem się rozkręciłam. Moje ruchy stały się bardziej zadziorne, zaczęłam obracać się wokół, a moje ciało płynnie poruszało się w rytm muzyki. Usłyszałam, jak tłum wokół mnie zaczyna klaskać w takt piosenki. Niektóre dziewczyny nawet dołączały, śpiewając razem ze mną, a chłopcy patrzyli na mnie z wyraźnym uznaniem.
– „So, baby, come light me up
And maybe I'll let you on it
A little bit dangerous
But, baby, that's how I want it
A little less conversation and a little more touch my body
'Cause I'm so into you, into you, into you"
Telefonów w górze było coraz więcej, a ja czułam, jak rośnie we mnie adrenalina. Miałam ich wszystkich na swojej dłoni. Kiedy zakończyłam piosenkę, tłum wybuchnął brawami, a ja dygnęłam z udawanym zawstydzeniem.
Wróciłam do braci, triumfalnie uśmiechając się od ucha do ucha.
– No i? Jak mi poszło? – zapytałam niewinnie, choć dobrze wiedziałam, co zaraz usłyszę.
– Co to było?! – wybuchł Richard, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Publiczny koncert w środku miasta?!
– Cóż, ktoś mnie o to poprosił – wzruszyłam ramionami, jakby to było najoczywistsze na świecie.
– To było... – zaczął Sebastian, ale przerwał, bo chyba nie mógł znaleźć słów.
– Żenujące – dokończył Lucas, patrząc na mnie z irytacją. – Mikane, ludzie cię nagrywali. Wiesz, co to znaczy? Zaraz będziesz na każdej możliwej stronie w internecie.
– Jakby to był problem – odpowiedziałam, odwracając wzrok.
– Problem?! Zapomniałaś kto cię, kurwa szuka?– Richard złapał się za głowę. – Mikane, musisz nam coś wyjaśnić.
Westchnęłam teatralnie, wyciągając telefon z kieszeni.
– No dobrze, to jest mój Instagram. Może nie zauważyliście, ale mam... – zrobiłam pauzę, patrząc na ich twarze – ...trochę ponad dwa miliony obserwujących.
Cisza.
– Dwa miliony?! – Lucas prawie się zakrztusił. – Ty?!
– Ja. Co w tym dziwnego? – zapytałam, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Sebastian wyrwał mi telefon z ręki i zaczął przeglądać moje zdjęcia. Po chwili uniósł brew.
– Co to za zdjęcia? – zapytał, pokazując mi ekran.
Uwaga!
Zaczyna się...
– Moje – odpowiedziałam spokojnie.
– Mikane, masz 16 lat, a na niektórych z nich wyglądasz... – Richard urwał, szukając odpowiednich słów.
– Jak ktoś, kto świetnie wygląda – uśmiechnęłam się niewinnie, wyrywając mu telefon.
– Niektóre są... za bardzo – rzucił Lucas, patrząc na mnie jak na obiekt do wychowywania.
– Macie problem? – zapytałam, unosząc brew.
– Tak – odezwał się Sebastian z lodowatym spokojem. – Powiemy Williamowi.
Przewróciłam oczami.
– Tak, tak, oczywiście, sprzedajcie mnie, ale i tak nic nie usunę. Moje życie, moje zasady.
Richard spojrzał na mnie jak nauczyciel na ucznia, który właśnie rzucił mu wyzwanie.
– Poczekaj, aż o tym usłyszy.
– Nie mogę się doczekać – rzuciłam z sarkazmem, chowając telefon do kieszeni.
Nie zamierzałam usuwać niczego. Mogli mówić, co chcieli – ja wiedziałam swoje.
Po krótkiej wymianie zdań między mną a braćmi, postanowiliśmy wrócić na główną ulicę. Oni nadal mruczeli pod nosem coś w stylu „William to załatwi" albo „Mikane, to już przesada", ale ja po prostu szłam przed siebie zadowolona. Cokolwiek by nie wymyślili, byłam pewna, że William, choć czasami ostry, nie będzie aż tak oburzony. Przecież to tylko Instagram, prawda?
Kiedy dotarliśmy na centralny plac miasta, znowu poczułam na sobie spojrzenia przechodniów. Para koleżanek odwracało głowy, a jedna z nich szepnęła coś do drugiej, po czym obie zaczęły dyskretnie robić mi zdjęcia. Uśmiechnęłam się do siebie – to była ta część rozpoznawalności, która dawała mi satysfakcję.
Richard westchnął ciężko, widząc, jak zerkam na te dziewczyny.
– I właśnie dlatego powinnaś być bardziej ostrożna – rzucił. – Jeszcze trafisz na jakiegoś szaleńca.
– Richard, naprawdę myślisz, że ktoś mnie porwie w biały dzień? – Zaśmiałam się, idąc dalej. – Poza tym mam was. Trzech wielkich obrońców.
– Tylko nie licz na to, że zawsze będziemy cię ratować – mruknął Lucas. – Zwłaszcza po tych zdjęciach. Jeśli masz OF, to poczujesz co znaczy mieć 5 braci i to fizycznie.
Zignorowałam jego komentarz i spojrzałam na witryny sklepów, które zaczynały rozświetlać się świątecznymi dekoracjami. Było coś magicznego w tej części miasta – stare, wąskie uliczki, pełne małych butików i kawiarni. Przechodząc obok jednego z takich sklepów, zauważyłam w oknie idealną czapkę – puszystą, z wielkim pomponem. Oczywiście musiałam ją mieć.
W środku bracia czekali przy wejściu, podczas gdy ja przymierzałam czapkę. Sebastian ziewnął demonstracyjnie, a Lucas oparł się o ścianę, jakby miał zaraz zasnąć. Richard patrzył na zegarek.
– Mikane, możemy już iść? – zapytał zniecierpliwiony.
– Jeszcze chwila – odpowiedziałam, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Nagle usłyszeliśmy znajomy dźwięk – ktoś znowu zrobił mi zdjęcie. Odwróciłam się i zobaczyłam grupkę młodych ludzi, którzy stali kilka metrów dalej. Tym razem byli to głównie chłopcy, jeden z nich miał na sobie kurtkę z logo drużyny piłkarskiej.
– Hej, czy to naprawdę ty? Mikane, prawda? – zapytał jeden z nich, podchodząc niepewnie.
– Hmm, może – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
– Możemy zrobić zdjęcie? Moja siostra cię uwielbia! – zapytał drugi, wyciągając telefon.
Bracia spojrzeli na siebie, a potem na mnie.
– Tylko szybko – powiedział Richard zrezygnowanym tonem, jakby już całkowicie pogodził się z moją popularnością.
Zrobiliśmy kilka zdjęć, a potem jeden z chłopaków rzucił:
– A mogę prosić o numer telefonu?
Spojrzałam na braci. Ich miny były bezcenne – Richard wyglądał, jakby zaraz miał się udławić, Lucas odwrócił wzrok, a Sebastian z miejsca powiedział:
– Nie ma mowy.
Zignorowałam ich. Zaczęłam się uśmiechać zadziornie i odparłam:
– Mogę zaproponować tylko autograf I wspólny filmik na Ig.
– Mikane! – syknął Richard, ale już było za późno.
Grupa nastolatków się ucieszyła propozycje, więc podpisałam im bluzki i nagrałam jakieś story
– To się skończy katastrofą – mruknął Lucas, stojąc z założonymi rękami.
Bracia stali z boku, wyraźnie zażenowani, ale ja wiedziałam, że w głębi duszy są dumni. A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Kiedy skończyłam, pokicałam z nogi na nogę do trójki błaznów, którzy patrzyli na mnie jakby chcieli w tym właśnie momencie roznieść mnie z powierzchni ziemi. No w sumie, nie spodziewałam się, że na takim zadupiu ktoś mnie będzie nachodził i prosił o zdjęcia, ale no cóż. Sława kosztuje, do puki nie jest to przesadne.
– I co to dla ciebie było? – zapytał Richard, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Promowanie talentu – odparłam, jakby to było oczywiste.
– Talentu do czego? Do wkurzania nas? – rzucił Lucas, ale w jego głosie słyszałam nutkę rozbawienia.
Sebastian tylko westchnął.
– Mikane, ty naprawdę kiedyś nas wykończysz.
– A wy naprawdę kiedyś musicie się wyluzować – odpowiedziałam, zakładając czapkę z pomponem, którą właśnie kupiłam. – Chodźmy, mam ochotę na coś słodkiego.
Oni przewrócili oczami, ale poszli za mną. W końcu i tak zawsze robili, co chciałam. No zazwyczaj... Okej, okej, rzadko.
Wciąż czując na sobie wzrok przypadkowych przechodniów, poprowadziłam braci w stronę kawiarni, którą zauważyłam wcześniej na rogu ulicy. Miejsce wyglądało uroczo – drewniane okiennice ozdobione małymi girlandami światełek, a w środku można było dostrzec ciepłe, przytulne wnętrze.
– Serio? Kawiarnia? – jęknął Lucas, ale i tak szedł za mną.
– A co? Wolisz teraz wracać do domu? – rzuciłam z uśmiechem przez ramię.
– Wolałbym już chyba pójść na trening niż oglądać, jak wybierasz ciastka przez pół godziny – mruknął pod nosem.
– Daj spokój, Lucas. Jak jej nie pozwolimy, to zacznie znowu śpiewać na ulicy – zauważył Sebastian, a Richard parsknął śmiechem.
Weszliśmy do środka, a ciepło od razu uderzyło nas w twarze. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy, cynamonu i wanilii. Mój wzrok od razu przyciągnęła szklana lada z wypiekami – serniki, muffiny, czekoladowe babeczki i... o tak, croissanty z malinowym nadzieniem.
– Idealnie – westchnęłam, podchodząc bliżej, żeby się przyjrzeć.
– Tylko szybko, Mikane – rzucił Richard, rozglądając się za wolnym stolikiem. – Jeśli będziemy tu stać dłużej niż pięć minut, ktoś znowu cię rozpozna.
– To chyba dobrze – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od ciastek. – Może dostanę darmowy deser.
Sebastian przewrócił oczami, a Lucas pokręcił głową z niedowierzaniem.
Po chwili zdecydowałam się na croissanta z malinowym nadzieniem i gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Bracia zamówili kawy i coś bardziej „na szybko" – Richard wziął muffina, Lucas ciasto marchewkowe, a Sebastian... oczywiście klasyczny sernik. Zawsze sernik.
Usiedliśmy przy małym stoliku pod oknem. Światła miasta migotały za szybą, a na zewnątrz zaczynało lekko prószyć śniegiem. To miejsce miało w sobie coś magicznego.
– Dobra, teraz mów jeszcze raz– zaczął Richard, wskazując na mnie widelcem, zanim zdążyłam ugryźć swojego croissanta. – Co to była za akcja z tym śpiewaniem? Co ma to wspólnego z instagramem?
– Wstawiam tam krótkie filmiki jak śpiewam fragmenty piosenek – wzruszyłam ramionami. – Ludzie chcieli, to zaśpiewałam. Czy to taki problem?
– Problem? – prychnął Lucas, upijając łyk kawy. – Problem to będziemy mieli, jak wujek się dowie, że robisz przedstawienia na środku miasta.
– A co? Powiecie mu? – spytałam wyzywająco, unosząc brwi.
– Jak będzie okazja, to czemu nie? – odparł Sebastian, a w jego głosie zabrzmiała groźba, ale bardziej żartobliwa niż poważna.
– Dajcie spokój – westchnęłam, oparłam się na łokciach i spojrzałam na nich z rozbawieniem. – Wujek nawet nie ma Instagrama. A zresztą, co on może mi zrobić?
– Może cię zamknąć w domu i pilnować osobiście – rzucił Richard.
– I wcale nie będzie żartował – dodał Lucas.
– No dobrze, ale teraz mamy chwilę spokoju – odparłam z uśmiechem, biorąc pierwszy kęs swojego croissanta. – Więc może zamiast się martwić, po prostu cieszmy się chwilą, co?
Sebastian westchnął i spojrzał na mnie z pobłażaniem.
– Kiedyś, Mikane, ta twoja pewność siebie naprawdę nas wpędzi w kłopoty.
– Ale na razie nie wpędziła, prawda? – zapytałam, triumfalnie biorąc kolejny kęs.
Bracia wymienili między sobą znaczące spojrzenia, ale już nic nie powiedzieli. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy, zerkając na przechodniów za oknem. Śnieg padał coraz mocniej, a światło latarni odbijało się od białych płatków, tworząc idealny zimowy widok.

CZYTASZ
DIADEM
FantasyOto historia piętnastoletniej dziewczyny, której życie zmieniło się w jednej chwili. Pewnego dnia straciła rodziców, lecz wkrótce odkryła, że nie byli oni tymi, za kogo się podawali. Czy jednak można ich za to winić? Zmusiło ją to do całkowitej zmia...