Prolog

2.8K 122 14
                                    

  Dwa trony stojące na podwyższeniu, wyglądające jakby były złożone z ludzkich kości... Krew na kamiennej posadce i otaczający ją zewsząd swąd śmierci. Obejrzała się i to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. Na podłodze zaledwie parę metrów od niej leżała zakrwawiona postać... Jace. Rozpoznała go od razu. Jego wspaniałe blond włosy były pokryte kurzem i pyłem. Upadła obok niego na kolana. Gdy nagle jego twarz zmieniła się. To nie był już Jace. Przed nią na podłodze leżała kobieta o płomienno-rudych włosach z rozpłatanym brzuchem. Odskoczyła jak oparzona. Po chwili postać - Jocelyn - zniknęła i jej miejsce zajęła nieco mniejsza postać. Simon. Leżał w drgawkach i bezgłośnie wypowiadał jej imię. Nie mogła dłużej na to patrzeć. Odwróciła się i zaczęła biec, a biegnąć mijała rozmaite miejsca. 

    Jaskinia, w której ukryli się podczas podróży przez demoniczny wymiar... Korytarze Fearie.... Dom Amatis... Mieszkanie Valentina przyszykowane dla jej matki.... Burren... Płonący stos, w którym skwierczało ciało jej ojca.... Jezioro Lyn.... Ale gdziekolwiek by nie pobiegła diaboliczny śmiech ścigał ją bez ustanku. Nagle w drogę weszła jej zakapturzona postać, ściskająca w ręce Piekielny Kielich. Śmiech narastał i narastał w jej głowie. "To niemożliwe" krzyknęła "To niemożliwe ty nie żyjesz" Śmiech przeszedł w diaboliczny rechot, a zakapturzona postać wyciągnęła ku niej rękę....

Nie! Obudziła się z krzykiem. Przerażona przez chwile nie mogła pojąć gdzie się znajduje. Zaraz jednak sobie przypomniała. To był ich nowy dom. Jej, Luka i Jocelyn. Dom. Tu była bezpieczna. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Z kuchni dochodziły już odgłosy krzątaniny jej matki. 

"To był tylko sen" pocieszała się idąc do łazienki "Tylko sen nic więcej" Mimo to jednak strach jej ni puścił. Ten sam sen prześladował ją już od prawie dwóch lat od czasu kiedy wrócili z Edomu. 

Dwa lata pomyślała. Tyle czasu minęło od czasu ślubu Luke'a i Jocelyn. To nowego mieszkania przeprowadzili się niedawno po tym jak okazało się, że jej matka spodziewa się dziecka. Wtedy szybko się zorientowali, że małe mieszkanie Luka nad księgarnią, będzie dla nich za małe. Od tamtej chwili minęły cztery miesiące, a Clary nadal nie mogła się do niego przyzwyczaić. Wzięła zimny prysznic, założyła pierwsze jeansy jakie znalazła i blado-różowy top. Zeszła szybko na dół bacząc by nie robić zbyt wiele hałasu. Założyła swoje stare zielone trampki i wymknęła się z domu. Nie miała ochoty rozmawiać z rodzicami. Wolała pójść do Instytutu i spotkać się z przyjaciółmi. I z Jacem. Na tego ostatniego nie musiała długo czekać. Ledwo skręciła z róg zmierzając do najbliższej stacji metra gdy zobaczyła go idącego w jej stronę z rękami w kieszeniach. Na jej widok jego twarz się rozpromieniła.

- Cześć - powiedział obejmując ją - właśnie do Ciebie szedłem 

- Tak a dlaczegóż to? - zapytała nagle czujna - Coś się stało 

- Nie, nic  Jace chyba wyczuł jej napięcie, bo spojrzał na nią łagodnie, chwycił za rękę i powiedział  Chodź. Chcę Ci coś pokazać. 

***************

I jak Wam się podoba? ^.^  Proszę o pozostawienie po sobie komentarza ;)


Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz