Rozdział 19

109 9 2
                                    

Minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem.

Magnus nie miał pojęcia jak długo siedzieli w tej ciasnej celi, gdzie ich jedyną rozrywką było przenoszenie się z kąta w kąt. Jego ubranie było wygniecione, prawie wszystkie cekiny poodpadały, a brokat odlepił się od paznokci. Z pewnością wyglądał gorzej niż Prezes Miau po długiej kąpieli we wszystkich kałużach Nowego Jorku, jaką zafundował sobie w zeszłym miesiącu. Magnus przez cały tydzień musiał zmywać brudne, kocie ślady, które znajdował w całym mieszkaniu.

Nocni Łowcy, którzy ich tu zamknęli nadal nie przejawiali ochoty na jakieś rozmowy czy rzucanie oskarżeń. Czarownik pomyślał, że całkiem nieźle to rozegrali. Woleli najpierw przetrzymać ich tutaj w niepewności i beznadziei, aż przytakną wszystkiemu co powiedzą.

Odwrócił głowę od drzwi, w które wlepiał wzrok przez ostanie dwadzieścia minut i spojrzał na Clary, drzemiącą niespokojnie, skuloną niewygodnie w rogu pomieszczenia.

Zastanawiał się jakie myśli chodziły jej po głowie.

Dziewczyna ucieka z Faerie wiedziona niejasny przeczuciem, że nie można ufać tym stworzeniom, które potraktowały ją z szacunkiem i trafia prosto w łapy Nocnych Łowców, którzy zamykają ją w celi i trzymają przez kilka dni o chlebie i wodzie.

Wspaniała zachęta nie ma co. Magnus prychnął w duchu.

Czy dostatecznie przekonał ją do tego, że nie wszyscy Łowcy są takimi kretynami? A może zaraz po wyjściu z celi zamierzała zwiać do Faerie z wrzaskiem i wymachiwaniem rąk? Oczywiście o ile kiedykolwiek stąd wyjdą.

Jakby w odpowiedzi na jego myśli, drzwi celi otworzyły się z głośnym jękiem i trzaskiem. Stanęło w nich czterech, uzbrojonych po zęby Nocnych Łowców patrzących na nich z groźnymi minami. Magnus spojrzał na nich z politowaniem i już miał rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, ale nie zdążył. Wpadli do celi niczym gromada wściekłych os, z trudem mieszcząc się razem tak małej przestrzeni. Zakuli ich ręce i nogi mocnymi łańcuchami, zupełnie jakby byli groźnymi bestiami mającymi rzucić się na nich gdy tylko się odwrócą.

Dwóch z nich wywlekło ich z pomieszczenia. Trzeci ruszył przed siebie przyświecając drogę Runicznym Kamieniem, a czwarty szedł za nimi, dźgając ich czasem w plecy długą włócznią jakby dla zasady.

Magnus był tak zaskoczony, komiczną wręcz postawą Nocnych Łowców, że nie wiedział czy śmiać się czy zachować powagę. W końcu ograniczył się do szybkiego rzutu spojrzeniem w bok, na rudowłosą, która wybudzona gwałtownie ze snu, wyglądała na jeszcze bardziej zmieszaną od niego.

Przeszli w tym niedorzecznym orszaku kilkanaście korytarzu, a czarownikowi wydawało się, że wojownicy kilkukrotnie zatoczyli koło aby ich zmylić.

Nie mogąc już wytrzymać, parsknął głośno, za co zarobił kilka dodatkowych dźgnięć w plecy i jeszcze bardziej nieprzychylne spojrzenia. W końcu wepchnęli ich do jakiejś większej komnaty, w której stał stół, fotel i dwa krzesła. Usadzili ich na tych ostatnich, przykuwając im nogi do obręczy w podłodze, po czym wyszli bez słowa, zabierając ze sobą światło.

Przez chwilę panowała cisza, którą w końcu przerwała Clary:

- Czy możesz mi wyjaśnić, co tu się do cholery wydarzyło?

- Eeee... - bąknął niezbyt mądrze Magnus, nie mając pojęcia co właściwie chce powiedzieć. Ale z niezręcznej sytuacji wybawiło go skrzypnięcie ponownie otwierających się drzwi. Stanął w nich niski, krępy mężczyzna, trzymający w ręce zwykłą świecę. Podszedł do nich, zamykając za sobą drzwi i usiadł w fotelu naprzeciwko.

Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz