Był późny ranek, promienie słońca wpadały przez odsłonięte okno, odbijały się od dużego, srebrnego lustra i padały na stojącą na środku pokoju kanapę. Leżący na niej, ciemnowłosy chłopak właśnie wybudzał się z głębokiego snu, prostując ścierpnięte kończyny.
Simon nie był do końca pewny jak wiele czasu spędził sam, zamknięty w tym pomieszczeniu. To nie tak, że był więźniem, przynajmniej tak mu powiedziano. Odprowadzono go tutaj zaraz po tym jak zeznał przed Radą. Właściwie nie miał im zbyt wiele do powiedzenia. W jego pamięci ziała olbrzymia dziura. Nie było tam żadnych wspomnień jakby kilka dni z jego życia zostało wymazanych. Nie wiedział co zrobiła mu Faerie, którą spotkał na wzgórzach, nie wiedział nic o Clary, o swojej domniemanej zdradzie ani o niczym innym co dotarło przypadkiem do jego uszu.
Nikt bowiem nie kwapił się, aby wyjaśnić mu całą sytuację i powiedzieć mu co się dokładnie dzieje. Jakiś wysoki Nocny Łowca wyprowadził go z Sali Rady, w której rozbrzmiewały gniewne okrzyki oskarżające go o łgarstwo i szachrajstwo i zostawił w tym pokoju nie odzywając się ani słowem. Przesiedział tu co najmniej kilka godzin, zanim drzwi ponownie się otworzyły i pojawiła się w nich Jia Penhallow. Była bardzo roztargniona, jej włosy były w lekkim nieładzie i nie do końca skupiała się na tym co mówi. Próbował wypytać ją o to co działo się przez kilka ostatnich dni, ale zbyła go kilkoma słowami, tłumacząc, że się śpieszy.
- Musisz tu zostać, do czasu aż wszystkiego nie wyjaśnimy – powiedziała na odchodnym – Nie jesteś więźniem Simonie, ale będzie bezpieczniej dla nas i dla ciebie jeśli zostaniesz tu przez jakiś czas – po tych słowach wyszła, zamykając za sobą drzwi i zostawiając Simona sam na sam ze swoimi myślami.
„Nie jesteś więźniem". Może była to i prawda, przed jego drzwiami nie stali żadni strażnicy, nie kontrolowano każdego jego ruchu. Nie zmieniało to jednak faktu, że drzwi i okien nie dało się otworzyć od wewnątrz, a on sam miał dostęp jedynie do małej łazienki przylegającej bezpośrednio do pokoju. Jedyną osobą, którą widział podczas ostatnich kilku dni był ten sam, postawny Nocny Łowca, który otwierał drzwi na kilkanaście sekund i zostawiał mu tacę z jedzeniem nie odzywając się ani słowem.
Godziny dłużyły się niemiłosiernie i jedyne czym mógł choć trochę zająć czas były książki poustawiane w równych szeregach na wysokiej półce z książkami. Chłopak jednak nie mógł się na nich skupić. Wciąż dręczyły go pytania o to co się dzieje na zewnątrz i co on takiego zrobił, że cała Rada zdecydowała się trzymać go pod obserwacją?
Teraz, wybudzony z głębokiego snu, zamrugał szybko parę razy. Usiadł powoli i wciąż nie w pełni obudzony rozejrzał się po pokoju szukając źródła dźwięku, który wyrwał go ze snu. Jego wzrok padł na tacę z ubogim śniadaniem leżącą pod drzwiami i pomyślał, że było to zapewne skrzypnięcie drzwi. Wtedy jednak dźwięk rozległ się ponownie.
Puk, puk, puk.
Odwrócił się w stronę okna.
Przez chwilę zamarł, nie będąc do końca pewnym na co patrzy, po czym wstał gwałtownie z kanapy, która skrzypnęła głośno w proteście.
Tuż za oknem, przycupnięty na spadzistym dachu budynku siedział dobrze mu znany chłopak. Podszedł do okna i stanął w nim oko w oko. Alec Lightwood zamachał ręką chcąc najwyraźniej żeby otworzył okno i wpuścił go do środka. Simon zamachał w odpowiedzi, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie da się go otworzyć.
Niebieskooki chłopak klęczał przez chwilę bez ruchu, jakby niepewny co dalej robić, po czym pokazał Simonowi, żeby odsunął się jak najdalej. Simon wycofał się tak daleko, aż oparł się plecami o oparcie kanapy.
Alec chwycił się mocno czegoś nad oknem, czego Simon nie mógł zobaczyć. Zawisł na tym przez chwilę po czym odepchnął się mocno i uderzył z całej siły stopami w szybę, która zadrgała niebezpiecznie. Jeszcze jedno takie uderzenie i szło roztrzaskało się na drobne kawałeczki, a Alec wpadł do środka.
Simon obejrzał się szybko na drzwi, bojąc się, że hałas rozbijanej szyby ściągnie tu jakiegoś Nocnego Łowcę, ale nic nie wskazywało na to żeby ktoś się zbliżał.
- Alec, co ty robisz? – zapytał niepewnie – Co się dzieje?
- Nie ma czasu – wymruczał chłopak wstając z klęczek – Chodź ze mną, pośpiesz się – odwrócił się z powrotem w stronę okna wskakując na okap.
- Ale Jia... - zaczął Simon również podchodząc do okna, uważając na walające się wszędzie odłamki szkła.
- Nie ma czasu – powtórzył Alec – Simon, nie rozumiesz, m u s i m y iść, rusz się. – Chwycił coś nad głową i podciągnął się do góry znikając mu z oczu.
Chłopak wahał się jeszcze przez ułamek sekundy po czym ruszył w jego ślady. Dołączył do Aleca, przycupniętego na dachu.
- Schyl się i idź dokładnie za mną – mruknął czarnowłosy Lightwood – Nikt nie może nas zobaczyć.
Ruszył biegiem po dachu, nisko pochylony. Simon ruszył za nim starając się nie robić hałasu i wciąż zastanawiając się co się u licha dzieje, gdzie prowadzi go Alec i ile czasu minie zanim powinie mu się noga i spadnie z tego cholernego dachu.
Nagle biegnący przed nim chłopak wykonał długi skok, poleciał w dół i zniknął mu z oczu. Simon zatrzymał się. Tuż przed nim dach gwałtownie opadał a parę metrów niżej znajdowała się ziemia. Alec już stał na dole i kiwał w jego stronę chcąc by do niego dołączył. Chłopak cofnął się niepewnie parę kroków, wziął głęboki wdech, rozpędził się i skoczył.
Lot nie należał do najdłuższych a lądowanie z pewnością nie było zbyt przyjemne. Przeturlał się parę razy po ziemi, nabijając sobie kilkanaście siniaków zanim się w końcu zatrzymał. Wstał chwiejnie rozcierając obolałe miejsca.
Rozejrzał się dookoła. Znajdowali się gdzieś na tyłach Gard, przed nim rosły bujne drzewa i krzewy a ścieżka ciągnęła się daleko w obydwie strony. W tym miejscu w budynku nie było żadnych okien, więc byli całkowicie niewidoczni dla kogokolwiek z wewnątrz.
Wciąż czując ból w prawie wszystkich kończynach, Simon odwrócił się, chcąc wreszcie dowiedzieć się od Aleca co się dzieje i co zamierzają teraz zrobić.
Jednak pierwszym co zobaczył gdy tylko się odwrócił była zaciśnięta pięść zbliżająca się do jego twarzy w niepokojąco szybkim tempie.
Zanim zdążył zareagować poczuł silne uderzenie w skroń, po którym osunął się na kolana. Nadszedł drugi cios, a potem... potem była już tylko ciemność.
Alec Lightwood z całkowitym spokojem zarzucił sobie nieprzytomnego Simona na plecy i ruszył w wędrówkę w tylko sobie znanym kierunku, uważając by nikt ich nie zobaczył. Nie mógł wiedzieć, że już kilkanaście minut później gromada Nocnych Łowców przeszukiwała dotychczasowy pokój Simona i nawołując się na korytarzach organizowała przeszukiwanie okolicy. Niemniej to właśnie był efekt, który zamierzał wywołać.
CZYTASZ
Wojna z żelaza
FanfictionAkcja fanfiction rozgrywa się po wydarzeniach z "Miasta Niebiańskiego Ognia" C. Clare Nocni Łowcy pozbierali się już po Mrocznej Wojnie. Clary, Jace i ich przyjaciele żyją spokojnie w Nowym Jorku... Do czasu. Faerie po raz kolejny buntują się przeci...