Rozdział 18

107 8 0
                                    

Luke pochylił się nad śpiącą Jocelyn, okrywając ją delikatnie kocem. Stan kobiety był już dobrze widoczny. Była w siódmym miesiącu ciąży i choć za nic by się do tego nie przyznała to źle ją znosiła. Szybko się męczyła i często przesypiała całe dnie. Luke martwił się o nią i o dziecko. Będzie pół wilkołakiem, więc nie zawsze będzie łatwo, ale wcale nie chciał, żeby tak było.

Był szczęśliwy.

To było nierzeczywiste, nieprawdopodobne. Wydawało mu się, że to długi, wspaniały sen i bał się chwili, w której będzie musiał się obudzić. Jeszcze parę lat temu nawet by nie pomyślał, że jego życie mogłoby tak wyglądać. Ale teraz to kim był jeszcze tak niedawno, wydawało mu się niesamowicie odległe. Tamten Luke nie mógł zdobyć szczęścia, które miał tuż pod nosem. A teraz je miał. Jocelyn i Clary wreszcie stały się jego rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu.

Clary...

Luke wyprostował się.

Martwił się o rudowłosą, która nie dawała żadnych oznak życia. Nie widział jej już od dłuższego czasu. Isabelle zadzwoniła do nich twierdząc, że Clary zostanie na kilka dni na imprezie urodzinowej Aleca. Jakiś czas później dostali mglistą wiadomość od Clave informującą o koniecznym stawieniu się na najbliższym posiedzeniu Rady. Ale Jocelyn źle się poczuła i w efekcie zostali w dawnym domu Amatis. A potem okazuje się, że Clary, pozbawiona wszelkich wspomnień, błądzi gdzieś z Simonem, który najwyraźniej postradał zmysły i przeszedł na ciemną stronę mocy. A potem ten ni stąd ni zowąd pojawia się niedaleko miasta nie wiedząc nic o niczym.

A oni nadal nie posunęli się ani o krok w kierunku znalezienia rudowłosej. Po wyprowadzeniu Simona z Sali Rady, Jia poruszyła temat Clary, apelując o wznowienie jej poszukiwań i uwolnienie Jace'a i Isabelle z aresztu. Szybko jednak została zakrzyczana przez innych Nocnych Łowców, którzy nie zgodzili się na zmianę tej decyzji.

Teraz myśli Luke'a powędrowały do przybranego rodzeństwa zamkniętego na starym strychu, pozbawionego wszelkiego dostępu do nowych informacji. Powinien do nich zajrzeć, powiedzieć jak się sprawy mają i przy okazji zaczerpnąć informacji o ostatnich wydarzeniach z pierwszej ręki.

Ruszył powoli do drzwi, nie chcąc obudzić śpiącej na kanapie kobiety. Prześlizgnął się przez korytarz i wyszedł na słoneczną ulicę.

Panowała tu cisza, wszyscy wrócili do domów po niedawno skończonej Radzie. Zaczął kluczyć w labiryncie uliczek. Przez jego głowę przelatywały setki myśli. Myślał o Clary, zastanawiał się co rudowłosa teraz robi i czy Simon nadal z nią jest. Myślał o Jocelyn i o tym co ich czeka w nadchodzących miesiącach. Wreszcie głowił się, jak na Boga ma przekonać strażników, aby wpuścili go do dwójki zamkniętych Nocnych Łowców.

Ledwie ta myśl przemknęła mu przez głowę, gdy usłyszał jak ktoś za nim woła jego imię. Odwrócił się i zobaczył Jię Penhallow, żwawo zmierzającą w jego stronę.

- Hej – przywitała się – Idziesz do Jace'a i Isabelle, prawda? – i nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej – No, to pójdziemy razem – i ruszyła z miejsca, nie oglądając się za siebie .

Luke stał przez chwilę skołowany po czym ruszył za nią. Kolejne parę sekund zajęło mu zorientowanie się, że Konsul cały czas mówi, nie zastanawiając się czy jej słucha czy nie.

- ..., że mnie prędzej tam wpuszczą niż ciebie. A poza tym, oni ostatni... - zamilkła na chwilę – Widziałeś Aline?

Pytanie padło tak nagle, że Luke potrzebował chwili, aby zareagować.

Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz