Rozdział 7

716 40 13
                                    

- To głupota! Przecież musimy ich znaleźć! Jeśli pojedziemy na zebranie Clave możemy zgubić trop! - krzyczał Jace. 

- Wiem, wiem. Ale nie mamy wyboru. Clave się wścieka, że poszliśmy do Fearie. Chcą nas przesłuchać. Obiecali, że wyślą kogoś na ich poszukiwanie. - odpowiedziała Izzy - Rodzice już tam są. Razem z Jocelyn i Lukiem.

- Jak już jesteśmy przy rodzicach Clary, to co im powiedziałaś, kiedy Clary była tutaj zanim poszliśmy do Dworu?

- Że Magnus wyprawia parodniowe przyjęcie z okazji urodzin Alec'a. - Isabelle wzruszyła ramionami. - Ale myślę, że należało powiedzieć im prawdę. Teraz będą jeszcze bardziej wściekli.

Winda zatrzymała się, a oni wyszli z Instytutu. Czekał już tam na nich Alec z Magnusem przygotowującym Bramę. 

- No jesteście wreszcie, groszki pachnące - wykrzyknął czarownik - myślałem, że się zestarzeję czekając tu na was. 

- No skoro już jesteście to chodźmy - powiedział Alec oschłym tonem. Jace po raz kolejny zauważył, że jego przyjaciel zachowuję się dziwnie.  Nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanowić. Bo czarnowłosy już przeszedł przez Bramę  a jego siostra podążyła za nim. Jace już miał ich w ich ślady, ale Magnus przytrzymał go za ramie. 

- Miej oko na Alexandra - powiedział - Coś jest z nim nie tak. - i wepchnął go w Bramę. 

>>>>>>><<<<<<<<

Clary biegła za Simonem przez park. Było jej zimno i miała coraz większe wątpliwości. Czy postąpiła słusznie? A może należało zostać i wysłuchać obu wersji historii? Teraz było już jednak za późno żeby zawrócić. Simon zatrzymał się przed sadzawką prowadzącą do Dworu Fearie.

- Dlaczego tam? - zapytała

- Fearie nam pomogą. Możemy im zaufać Clary. 

Dziewczyna nie była tego do końca pewna, ale Simon pociągnął ją zdecydowanie i wciągnął do sadzawki. Po chwili była już na Dworze. Czekał już tam na nich jeden z rycerzy. 

- Chodźcie za mną - powiedział. Posłuchali go i po chwili znajdowali się już w sali tronowej Królowej. 

- Clary - powiedział Simon - Zostań tu. Królowa zaraz przyjdzie. Opowie ci wszystko, całą prawdę. Wysłuchaj jej. Ona nam pomoże. - Clary skinęła głową. 

>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<

- Jonathanie Herondale stoisz przed obliczem Clave. Masz odzywać się z większym szacunkiem! - ofuknęła Jace'a Jia stojąc na podwyższeniu.

Jace klęczał na posadce w sali rady  Gard trzymając w ręce Miecz Anioła. Od godziny próbował im wyjaśnić powody, które nim kierowały gdy niósł Clary do Dworu. 

- Czy ty nie zdajesz sobie sprawy na jakie niebezpieczeństwo naraziłeś siebie i swoich towarzyszy? - odezwał się jakiś Łowca z Instytutu Berlińskiego. - Fearie mogły Was pozabijać, albo co gorsza zażądać za was okupu, wystawić żądania, których nie moglibyśmy spełnić. Naraziłeś na niebezpieczeństwo wszystkich Nocnych Łowców.

- Ale gdybyśmy tam nie poszli Clary by umarła! Cisi Bracia ani czarownicy nie....

- A więc należało pozwolić jej umrzeć! - Ryknął Nocny Łowca, a twarz Jace'a wykrzywił grymas wściekłości. - Cóż znaczy życie jednej dziewczyny w obliczu całego Clave?! W dodatku dziewczyny pochodzącej z takiego rodu...

- Posuwasz się za daleko Albercie! - krzyknęła Jia - Opanuj się albo będziesz musiał opuścić tą salę.

- Żądam jego ukarania! - Wrzasnął Albert - To był szczyt nieodpowiedzialności! Musi ponieść konsekwencje!

- Protestuję - powiedziała Maryse podnosząc się z krzesła - Życie każdego Nocnego Łowcy ma taką samą wartość. Nie ważne z jakiego jest rodu i jakie ma korzenie - dodała miażdżąc Alberta wzrokiem - Jace działał instynktownie starając się chronić osobę, na której mu zależy. Nikt nie mógł przewidzieć skutków. Uważam, że zasłużył raczej na pochwałę niż naganę. A poza tym to całej sytuacji by nie doszło gdyby Clave wcześniej zainteresowało się sprawą. Od blisko miesiąca wysyłaliśmy wam raporty odnośnie wzmożonej aktywności Fearie. Nie raczyliście zwrócić na nas uwagi, więc nie powinniście się dziwić, że w końcu doszło do jakiegoś zajścia. 

Przez salę przeszedł pomruk. Niektórzy wyglądali na oburzonych, ale inni kiwali głowami z ponurą aprobatą. Niestety byli oni zdecydowaną mniejszością. Jakaś kobieta podniosła się z krzesła. Jace przypomniał sobie jak przez mgłę, że ma na imię Suzan i pochodzi z Instytutu Londyńskiego. 

- Przykro mi Maryse, ale muszę zgodzić się z Albertem. Ten chłopiec naraził nas na wielkie niebezpieczeństwo. Nie możemy pozwolić, aby to się powtórzyło. Będę głosować za jego ukaraniem. Proponuję zatrzymać go w Alicante i trzymać w areszcie domowym dopóki nie przemyśli swojego zachowania. Powinien być odsunięty od wszelkich narad i postanowień. Jest dla mnie całkowicie jasne, że w swoich wyborach nie kieruję się umyłem lecz emocjami. Nie jest to cech ceniona u Nocnych Łowców. Zbyt łatwo nim manipulować. Jest zbyt przewidywalny. Wnoszę także o zaprzestanie poszukiwań Clarissy Morgenstern - Jace wstrzymał oddech, wstrząśnięty. - Ta dziewczyn przynosi więcej kłopotów niż korzyści. Fearie mogą chcieć ją wykorzystać do szantażowania jej przyjaciół i krewnych. Im szybciej Clave się od niej odetnie tym lepiej. 

Jace rozejrzał się po sali. Zobaczył wiele osób kiwających zgodnie głowami. Wiele. Zbyt wiele. Odebrało mu mowę Jak mogli chociaż myśleć o podjęciu takiej decyzji?

- Nie możecie tego zrobić! - krzyknęła Isabelle, która do tej pory stała pod drzwiami, ale teraz wyszła na środek sali. - Nie możecie! Zapomnieliście już jak Wam pomogła?! Ma silną moc. Jest ważna. Ma teraz mętlik w głowie, nie możecie jej tak zostawić!

- Oczywiście, że możemy - zaperzył się Albert - A co do Ciebie młoda damo uważam, że także powinnaś zostać uziemiona. Jeszcze przyjdzie Ci do głowy jakaś głupota. A jeśli się nie mylę - tu zawiesił teatralnie głos. - To twój chłopak namówił ją do ucieczki tak? Simon Lewis. I pomyśleć, że chcieliśmy przyjąć go w nasze szeregi. Ostatecznie dowiódł, że nie jest tego godzien! Będę się ubiegał o usunięcie go z grona adeptów! 

Jia ukryła twarz w dłoniach zmęczona już tym wszystkim. Ale Isabelle nie poddała się tak łatwo. 

- To nie fair! Przecież nie macie pewności, że to Simon ją porwał. Przecież obydwoje mogli zostać porwani!

- To bardzo nieprawdopodobne. - Wtrąciła się Suzan - Czary chroniące Instytut nie przepuściły by żadnego Fearie. Bądź rozsądna dziewczyno. Twój chłopak może być jedynym winnym.

- Dosyć tego - Jia straciła cierpliwość - Takie kłótnie niczemu nie służą. Wzywam was do głosowania. Kto jest za ukaraniem Jonathana Herondala i Isabelle Lightwood oraz zaprzestaniem poszukiwań Clarissy Morgenstern niech podniesie rękę. 

Jace rozejrzał się po sali i serce w nim zamarło. Prawie wszyscy Nocni Łowcy obecni na naradzie podnieśli rękę. Nie mieli szans. 

- Większość - oznajmiła ponuro Jia, która nie podniosła ręki. 

A więc stało się. Nocni Łowcy podjęli najgorszą z możliwych decyzji...

---------------------------

Napisałam ten rozdział w nagłym przypływie weny. Mam już pomysł na następny,, wiec najprawdopodobniej dodam go w okolicach poniedziałku. Proszę o pozostawienie po sobie śladu w postaci komentarza. Chcę wiedzieć czy ktokolwiek to czyta. Co myślicie o takiej akcji? Jak myślicie co teraz zrobi Jace

Mam jeszcze jedną sprawę. Od pewnego czasu noszę ze sobą pomysł na Fanfiction o Harrym Potterze. Taka trochę moja wersja. Co Wy na to? Czy ktoś by to czytał? Proszę o opinie ;) 

Niech Was Anioł strzeże :*

-Zaczytanaprzezwieki


Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz