Wattpad ostatnio świruje, więc jeśli widzicie ten rozdział po raz trzeci to bardzo przepraszam.
Minęło kilkanaście godzin od zakończenia burzliwych narad w Sali Rady, a małej celi znajdującej się kilkadziesiąt metrów pod nią, w podziemiach Gard, panowała grobowa cisza.
Nic nie zmieniło się w ciągu ostatnich kilku czy kilkunastu godzin – bo żadne z uwięzionej tu dwójki nie wiedziało jak długo właściwie tu siedzą.
Nic się nie działo. Nie było niczego co można by powiedzieć, co można by zrobić, po prostu cisza nie przerywana żadnym słowem. Nie było sensu rozwodzić się nad bezowocnie spędzonymi godzinami, nad frustracją i nad niepokojem o to co działo się na zewnątrz.
Magnus i Clary nie odzywali się do siebie, ani do zaglądających do nich co jakiś czas Nefilim, pytających ich czy zmienili zdanie. Mogliby zmienić swoje położenie w ciągu kilku sekund, przyznając się do wszystkiego czego chciał Albert, ale żadne z nich nie zamierzało tego zrobić – Magnus z poczucia lojalności, Clary zaś najwyraźniej kierując się instynktem.
Nie było sposobu, żeby stamtąd wyjść, żeby pokonać wszystkich strzeżących ich Łowców, zwłaszcza, że czarownik nie mógł użyć swej magii.
Gdy drzwi ponownie się uchyliły się nieco, Magnus zamknął oczy nie mając ochoty patrząc po raz kolejny na tę samą, brzydką i ociosaną twarz Nefilim, który po raz kolejny głuchym warknięciem zapyta o ich decyzję i odejdzie.
Jednak nie doczekał się pytania, którego się spodziewał.
Otworzył oczy.
Drzwi celi były lekko uchylone, jednak nie było za nimi widać nikogo. Ziała z nich ciemność jakby przyzywając ich, wyzywając do wkroczenia w nią i wyjścia ze znienawidzonej, ciemnej celi.
Dwójka więźniów wymieniła spojrzenia. Nie zastanawiali się jednak długo. Podźwignęli się chwiejnie na nogi i zdecydowanie zaparli na drzwi, nie kłopocząc się zbytnio tym co mieli zobaczyć po drugiej stronie, chcąc już tylko wydostać się z ciasnej klitki.
A widok, który ujrzeli na korytarzu był rzeczywiście zadziwiający. Zatrzymali się jak wryci wpatrując się w scenę jaka się przed nimi rozegrała. W ciasnym korytarzu leżała plackiem piątka Nefilim. Wyglądali jakby zasnęli na stojąco i runęli bez ładu i składu na siebie nawzajem. Jednak o wiele bardziej niepokojące były trzy postacie, które stały nad nimi.
Na dźwięk otwieranych drzwi obróciły się w ich stronę. Stała przed nimi dwójka identycznych mężczyzn – a może raczej chłopców? – nie mogli tego do końca stwierdzić. Mieli identyczne, rude włosy, tak splątane, że wyglądały jak busz leśny. Ich wręcz nienaturalnie jasne, niebieskie oczy patrzyły figlarnie i wyzywająco. Ich twarze usypane były piegami. Mieli na sobie identyczne, blado zielone stroje i krótkie, jednak z pewnością niezwykle ostre noże, przywieszone u pasa.
Było w nich coś uroczego i niebezpiecznego zarazem. Z pewnością nie należeli do istot, które Magnus chciałby spotkać sam na sam w ciemnej alejce.
Trzecią postacią byłą kobieta – dziewczyna? – o długich do ziemi, splątanych w warkocz, białych włosach. Jej twarz wydawała się idealna, jakby wykuta przez antycznego rzeźbiarza na wzór Afrodyty. Długi, prosty nos, duże, pełne usta i wreszcie oczy. Oczy w odcieniu fioletu tak pięknego, jakiego Magnus nie widział nigdy wcześniej w życiu i jakiego nie miał już więcej zobaczyć. Zdawały się skrywać całą galaktykę doznań i uczuć niedostępnych dla zwykłych ludzi.
Nie trzeba się było długo zastanawiać, żeby dojść do oczywistego wniosku. Trójka istot stojących przed nimi w ciasnym korytarzu była czysto krwistymi Faerie.
CZYTASZ
Wojna z żelaza
FanfictionAkcja fanfiction rozgrywa się po wydarzeniach z "Miasta Niebiańskiego Ognia" C. Clare Nocni Łowcy pozbierali się już po Mrocznej Wojnie. Clary, Jace i ich przyjaciele żyją spokojnie w Nowym Jorku... Do czasu. Faerie po raz kolejny buntują się przeci...