Rozdział 33

64 5 5
                                    

Po wyjściu z metra i pokonaniu kilkunastu ulic w końcu dotarli do alejki, na której mieściło się wskazane przez Magnusa mieszkanie. Był sam środek dnia, słońce świeciło wysoko nad dachami otaczających ich kamienic. Uliczki były puste, jeśli nie licząc pojawiających się z rzadka pojedynczych przechodni, którzy jednak nie zwracali na nich większej uwagi.

Po krótkim marszu wzdłuż wysokich kamienic, dwójka Nocnych Łowców dotarła do celu swojej podróży. Nie było to jednak wejście na klatkę schodową, która mogłaby ich zaprowadzić do mieszkania na którymś z pięter, lecz drzwi do dużego sklepu. Wisiał nad nim wymalowany szyld z francuskim napisem, ale nie trudno było się domyślić, że sprzedawane są w nim antyki. Z wewnętrznej strony na wpół szklanych drzwi wisiała tabliczka z czerwonym napisem zamknięte, tym razem zarówno w wersji francuskiej jak i angielskiej.

Spojrzeli na siebie niepewni co teraz zrobić. Isabelle przytknęła nos do szyby, ale choć sklep zapełniało mnóstwo przedmiotów - drogocenne meble, szkatułki i lustra - nie mogła dostrzec w środku żywej duszy.

- I co teraz? – zapytała

Jace milczał przez chwilę rozglądając się po skąpanej w blasku słońca ulicy mrużąc lekko oczy.

- Myślę, że trzeba po prostu zaczekać – stwierdził – Pewnie już wie, że tu jesteśmy, jeśli zechce się z nami spotkać, przyjdzie albo kogoś przyśle.

- A jeśli się nie pojawi?

- Na pewno przyjdzie – stwierdził chłopak przysiadając na wysokim krawężniku – Jeśli rzeczywiście wie tyle ile twierdził Magnus, to na pewno już wie, że Nocni Łowcy nas poszukują. Myślę, że przyjdzie chociażby z samej ciekawości.

Więc czekali.

Czekali i czekali.

Minęło pół godziny, godzina, półtorej...

W międzyczasie minęło ich kilkunastu Przyziemnych patrzących na nich podejrzliwie i ściskających mocno swoje torby jakby się bali, że zostaną zaatakowani.

W końcu, gdy ich cierpliwość znalazła się na skraju wytrzymałości – albo raczej cierpliwość Jace'a, bo Isabelle już po piętnastu minutach oczekiwania, wymachiwała nerwowo rękami – na ulicy pojawiła się postać, na którą czekali. Wysoka kobieta ubrana w elegancki szary kostium zbliżała się do nich powoli.

Podnieśli się z ziemi a ona zatrzymała się przed nimi i zmierzyła ich wzrokiem.

- Danielle Cuvier? – zapytał Jace

Kobieta skinęła głową wciąż im się przyglądając. Po chwili po prostu ich minęła, podchodząc do drzwi sklepu. Wyciągnęła z kieszeni duży, mosiężny klucz i przekręciła go w zamku. Weszła do sklepu, znikając gdzieś w jego wnętrzu, zostawiając drzwi szeroko otwarte.

Dwójka Nocnych Łowców wymieniła spojrzenia po czym niepewnie wkroczyli do antykwariatu zamykając za sobą drzwi.

W środku unosił się mocny zapach jakiegoś kadzidła, który mógł przyprawić o ból głowy. W środku panował taki bałagan, że musieli uważać, żeby nie potrącić niczego idąc wąskimi alejkami w kierunku, w którym jak im się wydawało poszła Danielle.

W końcu znaleźli się w głębi sklepu. Znajdowała się tu okrągła pusta przestrzeń z ladą na środku. Kobieta stała tuż za nią przerzucając coś w starej kasie.

- Czego chce ode mnie dwójka zbiegłych Nocnych Łowców? – zapytała po angielsku z silnym francuskim akcentem, nawet nie podnosząc na nich wzroku.

Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz