Rozdział 24

51 4 0
                                    

Magnus i Clary przemykali ciemnymi uliczkami miasta. Wszędzie było pusto, jak przez większość ostatnich dni, jakby Nocni Łowcy bali się wychodzić na zewnątrz po zmroku. Jednak mimo to, dwójka przyjaciół przemykała w cieniu, ciasno przy murach domów, nie chcąc żeby ktoś ich zauważył. Nie byli pewni komu mogli zaufać, a kto należał do zwolenników grupy Nocnych Łowców, którzy pewnie właśnie odzyskiwali przytomność gdzieś w podziemiach Gard.

Nie rozmawiali. Nie czuli takiej potrzeby. Po zniknięciu wysokiej dziewczyny, Magnusowi wystarczyło jedno spojrzenie rzucone na Clary, żeby wiedzieć, że dziewczyna miała dokładnie takie same odczucia dotyczące Faerie jak on. Jedno spojrzenie, pozwoliło im zgodzić się bez słów.

Wiedzieli, że mogli zaufać słowom i intencjom białowłosej.

I zamierzali zrobić wszystko, żeby powstrzymać wojnę, która miała nadejść.

Zmierzali w kierunku dawnego domu Amatis, chcąc zobaczyć się z Lukiem i Jocelyn. Byli jednymi osobami, które z pewnością wiedziały co się dzieje i które mogli bezproblemowo znaleźć.

Gdy dotarli pod dom, światło paliło się w prawie wszystkich oknach. Zastukali głośno, rozglądając się nerwowo po ulicy. Minęło kilka chwil, po czym drzwi nagle otworzyły się i stanęła w nich Jocelyn w szlafroku zarzuconym niedbale na pidżamę. Jej włosy były w nieładzie, a pod oczami miała głębokie cienie jakby płakała od kilku godzin.

Na ich widok jej oczy rozszerzyły się

- Cla... Clary, ty...

Wepchnęli się do środka i zamknęli za sobą drzwi zanim zdążyła skończyć zdanie.

Nagle rudowłosa zdała sobie sprawę, że stojąca przed nią przed chwilą kobieta właśnie wiesza jej się na szyi głośno płacząc i zawodząc.

- Cla... Cla... Claaary, t-ty żyjesz.... O Boże-e taaaakk się maar-twiii-łaaam - reszty słów dobiegających spod szopy jej rudych włosów nie dało się od siebie odróżnić, chociaż Magnusowi wydawało się, że usłyszał coś o nieistniejącym przyjęciu i kłamliwym, pedantycznym blondynie, ale to mógł być równie dobrze tylko wymysł jego wyobraźni.

Clary stała z bardzo głupią miną najwyraźniej nie wiedząc jak zareagować na ciężarną kobieta zawodzącą jej do ucha i szlochającą, o której do niedawna myślała, że leży w Nowojorskim szpitalu nie mogąc wybudzić się ze śpiączki. Po dłuższej chwili wymruczała coś niezrozumiałego i poklepała ją niezręcznie po plecach, rzucając Magnusowi błagalne spojrzenia.

Po długich namowach, w końcu wspólnymi siłami usadowili Jocelyn w fotelu w salonie. Siedziała tam teraz pochlipując cicho w chusteczkę. Atmosfera panująca w pokoju była, delikatnie mówiąc, niezręczna.

- Zrobię herbaty - zaoferował się po chwili niezręcznego milczenia Magnus.

Udając, że nie widzi morderczego spojrzenia rudowłosej, wyszczerzył zęby i ruszył na pozór swobodnym krokiem w stronę, gdzie jak mu się wydawało powinna znajdować się kuchnia.

Mógłby przywołać na stół ogromny dzban earl grey jednym pstryknięciem palców gdyby tylko zechciał, ale nieszczególnie miał ochotę uczestniczyć w przydługiej i nieco zbyt jak na jego gust łzawej historii, które miały odbyć Clary i Jocelyn.

Poza tym długi pobyt w celi pozbawił jego stroju kilkunastu warstw brokatu, a to z pewnością był problem, którym należało się jak najszybciej zająć.

***

Gdy jego strój był już odpowiednio jaskrawy, a włosy odpowiednio ułożone - to znaczy po jakiejś godzinie - Magnus wtoczył się do kuchni gotowy na rozpoczęcie poszukiwań dzbanka do herbaty. Z salonu wciąż dobiegała cicha rozmowa, teraz już ze znacznie mniejszymi przerwami na pochlipywanie w chusteczkę.

Tak jak się spodziewał, Jocelyn powtarzała córce historię ostatnich, zapomnianych przez nią lat. Clary najwyraźniej wolała upewnić się, że obie historie - i jego i jej matki - pokrywają się ze sobą.

Nastawił wodę w czarnym, staromodnym czajniku i oparł się o blat. Zmęczenie powoli acz uporczywie rozlewało się po jego ciele, ale wiedział, że minie wiele czasu zanim będzie mógł dać mu ujście. Jednak długotrwały stres i zmartwienia były dobrze widoczne w postawie czarownika dla każdego kto przyjrzałby mu się dokładniej. Jego ramiona były opuszczone, a gruba warstwa mieniącego się brokatu zakrywała głębokie cienie pod oczami. Wcale nie miał się dobrze.

Czajnik ucichł, a wraz z nim powoli przycichła rozmowa prowadzona w sąsiednim pokoju. Magnus nalał wrzątku do trzech wysokich kubków po czym chwytając je pewnie w obie dłonie ruszył do salonu.

Uśmiechnął się wdzięcznie do siedzących tam dwóch kobiet podając każdej z nich odpowiednie naczynie po czym usadowił się wygodnie w fotelu.

- Mam nadzieję, że nie ominąłem części, w której dowiadujemy się co się ostatnio działo? - zapytał

- Nie - Clary spojrzała na niego nieco spode łba - Ale z pewnością ominąłeś chwilę, w której powinieneś dodać herbaty do tego wrzątku.

Magnus spojrzał z niedowierzaniem do wnętrza swojego kubka i uśmiech spełzł mu z twarzy gdy zobaczył w nim całkowicie przeźroczysty, parujący płyn.

- A niech to... - mruknął.

Ze zniechęceniem pstryknął palcami, a znajdujące się w ich rękach kubki znikły, a na niskim stoliku stojącym między nimi z cichym stuknięciem zmaterializował się pełny dzban herbaty z filiżankami z porcelany i ogromny talerz ciasteczek.

- No - skonstatował, a uśmiech powrócił na jego twarz - To co się dzieje?

***

Opowieść Jocelyn dotycząca ostatnich dni właśnie dobiegała końca.

- Jace i Isabelle przyszli do mnie dziś rano. Śpieszyli się, ale opowiedzieli mi całą tę historię, powiedzieli co się stało z... Lukiem i.... - jej głos załamał się na chwilę i znów otarła łzę - Powiedzieli, że idą do starej posiadłości Herondale'ów. Zamierzają szukać Aleca i obiecali, że dowiedzą się gdzie jest Luke. Ja... siedzenie tutaj bezczynnie jest strasznie frustrujące - wzięła łyk herbaty opróżniając filiżankę. - Niedługo po tym jak odeszli, odkryto, że zniknęli, zwołano następną Radę i... nie sądzę, żeby byli im teraz zbyt przychylni...

W pokoju zapanowała chwilowa cisza.

Magnus przerwał ją nie mogąc już dłużej powstrzymać pytania, które cisnęło mu się na usta.

- Więc Rada wie o Alecu? Jesteś pewna? - nie mógł skupić się na niczym innym, tylko to się teraz dla niego liczyło.

Jocelyn spojrzała na niego ze współczuciem.

- Tak - odpowiedziała - Obawiam się, że zamierzają go złapać. Żywego lub martwego.

Oczy czarownika rozszerzyły się.

W tym momencie rozległo się głośne pukanie we frontowe drzwi.

Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz