Rozdział 17

106 13 4
                                    

Ludzie powoli wylewali się z okrągłej Sali. Wszystkie twarze były zamyślone i ponure. Nocni Łowcy mieli wrażenie, że pomimo burzliwych obrad wciąż stoją w miejscu. Nie podjęli żadnych konkretnych działań. Nie zbliżyli się ani o krok do pokonania czy przejrzenia planów Faerie. Zeznania Simona nie były tym czego oczekiwali. Choć chłopaka tymczasowo zatrzymano w gościnnych pokojach w Gard to tak naprawdę nie mógł przekazać im żadnych istotnych informacji. Nikt nie wiedział jaką magią posłużyły się Faerie, ani jak ją złamać.

Tylko jedna osoba w tym ponurym tłumie zdawała się niczym nie przejmować. Niski, przysadzisty mężczyzna szedł spokojnie w dół zbocza z błogim uśmiechem na ustach. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak powinno.

Skręcił w boczną uliczkę, powoli oddalając się od ludzi. W końcu został sam w wąskim, zacienionym zaułku. Dzień był piękny, ale on nie zwracał na to uwagi, pogrążony w myślach. Inni Nocni Łowcy wciąż dreptali w miejscu, ale nie on.

Jego postura była niepozorna. Nikt kto by na niego spojrzał nie domyślił by się, że ma do czynienia z Nocnym Łowcą. Wszelki wysiłek szybko go męczył uniemożliwiając mu podjęcie dłuższej walki. Nikt nie spodziewał się, że Albert przeżyje nałożenie pierwszej Runy, nawet jego rodzice. Ba, on sam się tego nie spodziewał. Pamiętał jak błagał matkę, aby pozwoliła mu odejść z Instytutu i żyć jak Przyziemny. I pamiętał jak go wtedy spoliczkowała. „Jesteśmy Nocnymi Łowcami, mamy swoją dumę" powiedziała „Jeśli umrzesz, umrzesz jako Nocny Łowca".

Ale nie umarł. Przeżył.

Ale to niczego nie zmieniło. Nie nadawał się do takiego życia, nie potrafił walczyć. Rodzice wciąż się go wstydzili i trenowali go w domu zamiast wysłać do Akademii. Ale sprawność fizyczna przestała mieć dla Alberta znaczenie. Zamiast tego zaczął myśleć. Od tej pory już zawsze myślał, tak mało ludzi to potrafi. Jego uwadze nie umykał nawet najmniejszy szczegół. Nie mógł mieć znaczenia jako wojownik, zaistnieje więc w inny sposób. Jego czas właśnie nadszedł.

Skręcił w następną uliczkę i zbliżył się do małego, niebieskiego budynku. Było w nim tylko kilka okien, drzwi były małe i obrypane. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Wpadające przez okno światło słońca oświetliło długi korytarz wypełniony fotografiami. Idąc patrzył na nie kątem oka. Znał je prawie na pamięć. Jego rodzina, ojciec, matka i on, uśmiechnięci na tle Instytutu Berlińskiego. Udający szczęśliwą rodzinę przez te parę chwil, przed błyskiem fleszu. To było jedno z ostatnich zdjęć przedstawiających jego rodziców żywych. W parę tygodni później zginęli walcząc z demonami w jakimś nic nie znaczącym miejscu.

Albert nie uronił ani jednej łzy na ich pogrzebie.

Przecież umarli jako Nocni Łowcy.

Wszedł do salonu, wzdychając ciężko. Zapalił parę świeczek chcąc rozjaśnić nieco zacieniony pokój, po czym usiadł na fotelu patrząc w ich spalające się knoty.

Tak, nadszedł jego czas.

Wszystko co się ostatnio wydarzyło działało na jego korzyść. Mroczna Wojna, bunt Faerie... To one pozwoliły mu rozpocząć działania, z początku małe i niezauważalne. Teraz jednak wyjdzie z ukrycia. Miał już czarownika i dziewczynę, dwa ważne pionki w tej wielkiej rozgrywce.

Wyciągnął z kieszeni kartkę z ognistą wiadomością przesłaną przez Bane'a parę dni temu.

Jace,

Znalazłem ją. Jest u mnie bezpieczna. Choć nadal brakuje jej wspomnień to jestem pewien, że w pełni nam ufa. Może uda Ci się tym przekonać Radę. Wymyśl coś. Czekamy.

Magnus Bane; Wysoki Czarownik Brooklynu

P.S.

Cokolwiek robisz, nie spuszczaj oczu z Aleca!

Jeden z jego nielicznych, zaufanych ludzi przechwycił ją spod zamkniętego pokoju Herondale'a. Tak... Alec Lightwood. Nim też będzie musiał się zająć. To może być... ciekawe. Faerie kochały przekręty i manipulacje, a on był gotowy przejrzeć je i ukazać prawdę w wygodny dla siebie sposób. No i jest jeszcze Lewis i urok potrafiący oszukać sam Dar Anioła... Ciekawe, ciekawe, naprawdę ciekawe...

Widział ich wszystkich niczym karty w wielkiej rozgrywce. Był gotowy wystawić każdą z nich, wykorzystać w najlepszy sposób. Stawka była wysoka, wiedział o tym. Ale nie zamierzał przegrać. Nie miał nic do stracenia, a wszystko do zyskania. To on, i tylko on, był mistrzem manipulacji, a czekał na tę chwilę bardzo, bardzo długo. Odetchnął głęboko.

Ciekawe co by powiedziała na to jego matka? Czy teraz był prawdziwym Nocnym Łowcą? Czy kiedykolwiek się nim stanie? Zacisnął pięści. Czy kiedykolwiek uwolni się spod wpływu martwej kobiety?

Ale natychmiast odrzucił od siebie te myśli i znowu się rozluźnił. Wszystko było w porządku. Wszystko miało być tak jak miało być. I nic więcej się nie liczyło.

Wstał i zgasił dopalające się już świece. Poszedł spać, nieświadomy, że jego działanie jest tylko powtórzeniem tego samego schematu. Ludzie zawsze pożądają władzy, są gotowi oddać za nią wszystko, poświęcić wszystkich. Ale życie tych nielicznych, którym się to udało nigdy nie jest długie ani szczęśliwe.

Ludzie nigdy się nie nauczą.

Wojna z żelazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz