Rozdział XX

287 27 0
                                    

Zawsze po burzy wychodzi słońce.
Myślałam, że burza w moim życiu się skończyła. Okazało się niestety, że zamknęłam jeden rozdział, otwierając drugi. Dziwniejszy i bardziej niebezpieczny od pierwszego.
Słońce. Lekki powiew wiatru. Świeży zapach kwiatów. Nareszcie jestem w domu. Nigdy więcej Piekła i tych dziwnych rzeczy.
Przez całą drogę Pit trzymał mnie za rękę co spowodowało dosyć mocny rumieniec na moich policzkach. Szliśmy parkiem znajdującym się niedaleko mojego domu. Myślałam nad tym co się stało, jak mnie porwali, ale najbardziej nad moim pocałunkiem. Nigdy nie czułam się tak cudownie. Nie znałam tego uczucia, a teraz pragnę jeszcze raz go zasmakować. Ciemno włosy chłopak zatrzymał się i stanął przed mną. Oczy wyglądające jak pawie pióra. Są takie wyjątkowe i piękne. Nie interesowało mnie już nic poza nim.
- Luna kochasz mnie?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nigdy wcześniej nie byłam zakochana. Nie znałam się na tym. Nie wiedziałam jak to ma wyglądać, lecz jedno jest pewne. Moje serce. Serce bijące w oszalałym tempie. Bije tak tylko na widok jednej osoby.
- Pit...chyba się w tobie zakochałam.
Lekko zaskoczona tym co właśnie powiedziałam znowu zaczęłam patrzyć się w ziemię udając jaka ona jest ciekawa.
- Bałem się że powiedz nie.
Chłopak przybliżył się do mnie i objął mnie swoimi rękoma. Mocny uścisk, niby niewielka rzecz, ale dla mnie coś niezwykle miłego. Nie zastanawiałam się już nad niczym, tylko trwałam w tej błogiej chwili.
- Luna spotkajmy się jutro. Masz.
Do ręki włożył mi karteczkę z dziewięcioma liczbami. Był to jego numer telefonu.
- D...dobrze.
Byłam trochę smutna, ale cóż pewnie ma jakieś sprawy do załatwienia. Nie będę się wtrącać. Chciałam zamaskować mój smutek uśmiechem, ale nie wyszło mi to zbyt dobrze bo chłopak domyślił się.
- Nie smutaj kochana. Jutro zabiorę cie w fajne miejsce.
- Jasne.
Chyba nadeszła chwila rozstania, ale jakoś nie chciała. Pit na pożegnanie złożył na moich ustach delikatny pocałunek i odszedł. Chyba czas wrócić do domku. Szłam dosyć wolno, nawet bardzo powoli bo zajęło mi to prawie godzinę. Ujrzałam dużą posiadłość. Na jej froncie znajdował się duży ogród z kwiatami i ziołami. Tak to właśnie tutaj mieszkam. Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam... Były otwarte. Już z holu było słychać płaszcz. Nie zastanawiając się nad tym czy mam zdjąć buty pobiegłam do salonu. Zobaczyłam tam płaczącą Lilię oraz Alex'sa z podkrążonymi oczami.
- Co się stało.
Oboje trochę przestraszeni odwrócili się w moim kierunku i prawe spadli z kanapy. Lili bez zastanowienia wstała i pobiegła w moją stronę. Już chwile potem leżałam na ziemi a dziewczyna bardzo mocno trzymała minie za szyję. Prawe dusiła. Z jej oczu płynęła rzeka gorzkich łez. Alex podszedł do nas i lekko się uśmiechnął. Z jego twarzy można było wyczytać zdziwienie i zamieszanie, ale również radość.
- Gdzie byłaś? - rzekł blondyn
- Porwali mnie - powiedziałam to i uśmiechnęłam się przy tym, chociaż po chwili tego pożałowałam bo rozkręci ona dziewczyna zaczęła mnie jeszcze mocniej dusić przez co nie mogłam oddychać.
- L..Lili du...si..sz...
Dziewczyna usłyszawszy to obrazu mnie puściła i siadła przede mną. Jej oczy były spuchnięte i czerwone. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Jutro wam wszystko wytłumaczę, a dzisiaj wolałabym się już położyć spać bo padam z nóg.
- Jasne.
Chłopak pomógł mi i Lili wstać. Dziewczyna jeszcze raz przytulił a się do mnie, a ja zmierzyłam do góry. Rzuciłam się na łóżko i wzięłam do ręki telefon. Przypomniałam sobie o karteczce. Wzięłam ją i wpisałam w telefon po czym napisałam wiadomość.

Me :
- Hejo :)

Pit:
- Cześć księżniczko :) Jeszcze nie śpisz?

Me:
- Nie, zaraz idę :)

Pit:
- Kładź się spać. Jutro przyjdę po ciebie o 13.00

Me:
- Dobrze, dobranoc :)

Pit:
- Dobranoc :)

Jestem taka szczęśliwa, że nawet nie wiem kiedy Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy snów.

Miłość DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz