Rozdział 12

5.8K 428 154
                                    

W tym tygodniu miał się odbyć mecz Quidditcha. Gryfoni kontra ślizgoni. To dlatego James i Syriusz wstali wcześniej, żeby zjeść śniadanie i pognać na boisko. Rogacz wszedł do wielkiej Sali z ogromnym uśmiechem na ustach. Dzisiaj nikt mu nie zrujnuje tego dnia. Nie musiał się martwić o swoją kondycję, ponieważ była ona w wspaniałym stanie. Przy stole zauważył Lily i Marlenę, dyskutujące o czymś bardzo żwawo. Nie zastanawiał się nad niczym, tylko przysiadł obok nich razem z przyjacielem.

-Hejka, jak się czujecie? - Lily zapytała chłopaków, ponieważ wiedziała, że będą dzisiaj grali.

-Pełny luzik- zaśmiał się wesoło Rogacz. Mówił prawdę.

Lily chciała go poprosić o coś ważnego, ale nie wiedziała jak się za to zabrać. Po wczorajszej dyskusji z dziewczynami, wszystkie zgodnie stwierdziły, że dobrym planem będzie zwerbowanie Huncwotów. Dorcas miała się zająć Syriuszem, Katie Remusem, a Lily został James. Cokolwiek dziewczyny miały na myśli: „James na pewno cię posłucha. Zrobiłby dla ciebie wszystko.".

-Ani trochę stresu?

-Wcale- Syriusz dumnie wypiął pierś.

-W takim razie życzę powodzenia.

-Nam tego nie potrzeba. Zawsze wygramy.

Kiedy wszyscy zjedli i wyszli z Sali, Lily wzięła Jamesa za ramię i poszła z nim dalej od pozostałych.

-Chcesz się ze mną umówić, Evans? – uśmiechnął się.

-Nie, ale mam do ciebie sprawę – przewróciła oczami.

-Szkoda, bo jednak miałem nadzieję na coś fajnego – zaśmiał się, ale dziewczynie nie było do śmiechu.

-Nie wiem, co było przed tym, jak Severus rzucił we mnie zaklęcie, bo nic nie pamiętam, ale jedno jest pewne. Nie zamierzam się z tobą umawiać, bo cię nie znam, więc łaskawie się odczep.

-Merlinie. Mówię ci wszystko o sobie. Chce cię poznać, ale ty nadal jesteś jak kamień. Może to ty powinnaś trochę wyluzować?

-Jeszcze będziesz mi dawać rady, jak mam żyć?!

-Widocznie ktoś musi ci pomóc.

-Wiesz co? Jesteś nienormalny. Odwal się ode mnie raz na zawsze. Nie chcę cię poznać i nigdy nie będę chciała. Już wiem, jak płytkim człowiekiem jesteś!

I odeszła od niego. Cała się trzęsła z całej tej sytuacji. Była tak wkurzona, że nie dało się tego określić. Jak on mógł tak powiedzieć? Kim on jest, żeby w ogóle tak mówić? Chciała załatwić tylko jedną rzecz, ale on oczywiście nie mógł się powstrzymać.

James wściekły tupnął nogą i wybiegł na błonia, gdzie zastał Syriusza.

-Widzę, że nie poszło za dobrze...

-Ona jest jakaś nienormalna.

***
Pół godziny później rozpoczął się mecz, który Gryfoni mieli nadzieję wygrać. Gdyby go zwyciężyli, z pewnością dostaliby puchar Quidditcha, nawet się nie starając. Musieli tylko wygrać ten mecz. Za wszelką cenę.

James w myślach cały czas powtarzał sobie, że jest najlepszy, i że mu się uda. On nie potrzebuje do szczęścia, jakiejś tam Evans, której swoją drogą nie widział na boisku. Specjalnie rozglądał się dookoła, ale na trybunach zobaczył jedynie jej przyjaciółki, machające wesoło.

Mógł się tego po niej spodziewać. Dokładnie wiedział jaki ona ma charakter, przecież tak dobrze ją znał. Nie trudno było jednak zauważyć, że trochę zależało mu na jej obecności. Wtedy miałby już wygraną w kieszeni. Jednak ona postanowiła się obrazić na świat i jak na razie genialnie jej to wychodzi.

James usłyszał gwizdek i wzbił się do lotu. Jak na razie nie zauważył znicza, ale wypatrywał go, jak sokół. Musiał być pierwszy. Musiał wygrać. Zerknął w prawą stronę, gdzie Lucy przejęła piłkę i strzeliła pierwszego gola dla Gryffindoru.

W pewnej sekundzie coś mignęło przed jego twarzą, a on już dokładnie wiedział co to. Z prędkością wiatru świstem przeleciał nad boiskiem w pogoni za złotym zniczem, który jak koliber zwinnie okrążał wszytkich dookoła.

James zauważył, że szukający Ślizgonów, Gregory McFlurry zaczął go gonić, więc chłopak przyspieszył.

Wreszcie, dzięki najnowszej miotle Pottera, dogonił znicz i złapał go.

***


Tak wspaniałą wygraną trzeba było uczcić. Huncwoci już od dawna przygotowywali plany na wgraną imprezę i mieli już wszystko gotowe. Kilka wypadów do Hogsmeade i wszystkie potrzebne produkty były kupione. James specjalnie nadzorował całe przygotowanie, wydając polecenia i ciesząc się jednocześnie wygraną. W tym samym czasie dziewczyny w dormitorium stwierdziły, że również przyjdą. W końcu to ich drużyna wygrała, a poza tym, dawno nie było żadnej zabawy. Lily po kłótni z Rogaczem, nawet nie zamierzała myśleć o zabawie w pokoju wspólnym, chociaż przyjaciółki ją do tego nakłaniały. Wreszcie po pół godzinie mogły wyjść, ponieważ Dorcas skończyła się przebierać.

Na dole było dużo osób. Wszyscy świetnie się bawili, tańcząc i śpiewając. Niestety Lily nie mogła powiedzieć tego samego. Było głośno, nudno i nawet jej ulubiona książka przestała jej się podobać. Nie mogła porozmawiać z Alicją, bo ta też chciała wyjść. Zostawiły ją tam same, chociaż Ruda widziała w tym i swoją winę. Po raz pierwszy ktoś tak bardzo ją wkurzył, a ona nie zamierzała mu tak od razu wybaczyć. Lily nie była taka ustępliwa.

Wreszcie, kiedy już cała cierpliwość się wyczerpała i nie mogła słuchać tych wszystkich krzyków i wrzasków, stwierdziła, że zejdzie na dół. Była prefektem i miała w obowiązkach dbanie o pokój wspólny, jak i zdrowie wszystkich osób. Dodatkowo po prostu była zła na Pottera, organizatora imprezy, więc powód był jeszcze lepszy.

Zeszła powoli schodami i podeszła do Jamesa, stojącego gdzieś w kącie. Zauważył ją i krzywo się uśmiechnął, ale to nie powstrzymało dziewczyny.

-Możecie już kończyć?

-Przecież dopiero się zaczyna! – zaśmiał się chłopak.

-Tak, ale jest zbyt głośno! Macie to natychmiast wyciszyć!

W tej chwili muzyka ucichła, a Lily spojrzała się ze złością na Petera – DJ'a tej zabawy, ale ten tylko wzruszył ramionami.

-Dlaczego? Myślisz sobie, że wszyscy będą robili co im rozkażesz?

-Tak! Macie to wyłączyć i iść spać!

-Nie będę się słuchał panny egoistki Evans, która sobie uwidziała, że mamy iść spać! Zajmij się lepiej sobą a nie innymi ludźmi i daj człowiekowi święty spokój!

-Właśnie! - krzyknął ktoś z tyłu.

-Nie chcemy cię tutaj szlamo! - Powiedziała jakaś dziewczyna.

W tej chwili do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Po raz pierwszy od wydarzenia z Severusem, ktoś nazwał ją tak ohydnym słowem. Jak ktoś mógł? Spojrzała się na swoje przyjaciółki, które stały w ciszy w ogóle się nie odzywając. Czym sobie zasłużyła na takie traktowanie?

-Będziesz teraz płakała Evans? – James uśmiechnął się zadziornie, ale już po chwili tego pożałował. Przypomniał sobie o tym, co sobie przyrzekł. Nie chciał jej obrażać. Nie chciał, żeby tak wyszło. Znowu.

Lily nie powiedziała nic. Najgorsze byłoby rozpłakanie się przy ludziach, więc po prostu odeszła. Ostatni raz jeszcze spojrzała się na Jamesa z odrazą po czym pobiegła na górę. Zaraz za nią pognały dziewczyny, które pędem wybiegły z pokoju wspólnego.

-Lily, nie przejmuj się – powiedziała Dorcas, wbiegając do dormitorium.

Ruda zaśmiała się głośno przez łzy.

-Jakim prawem możesz mówić do mnie coś takiego?

-O co ci teraz chodzi? – Marlena pokręciła głową.

-Widziałam, jak wszystkie mnie broniłyście! Ale teraz to już nie ważne.

Lily położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Może kiedy się obudzi, świat będzie dla niej leszy...

Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz