Rozdział 28 *James*

4.5K 343 90
                                    

Stałem na Błoniach razem z Syriuszem i Remusem. Planowaliśmy jakie psikusy zrobić w tym tygodniu Ślizgonom i omawialiśmy wszystkie szczegóły tego planu. Zobaczyłem jak koło nas idą Kat i jakiś chłopak, który był Ślizgonem. Poznałem po barwach jego krawatu.

Nagle Kat upadła na ziemię. Widziałem przerażony wyraz twarzy ślizgona. Razem z chłopakami szybko podbiegłem do bladej dziewczyny.

-Remus, idź po kogoś! Szybko - dodałem i złapałem za Katherine za rękę. To dziwne, była bardzo zimna i strasznie chuda. Blondynka nigdy nie należała do grubych osób ale napewno nie była tak chuda jak teraz.

-Nie wiem co się stało - odezwał się chłopak - szliśmy spokojnie i nagle ona upadła!

-Kim ty w ogóle jesteś? - Zapytał Łapa.

-Jestem Roy Stewart, chłopak Katie - podał rękę - A wy to pewnie Huncwoci? - Uśmiechnął się pod nosem.

-Tak, to my! - Zaśmiał się dumnie Syriusz.

Chłopcy pogrążyli się w rozmowie a ja wypatrywałem Remusa. Dlaczego tak wolno? Wreszcie zobaczyłem go idącego z panią Pomfrey. Kobieta szybko pobiegła do Katie.

-Dobrze, że mi powiedzieliście. Dziękuję - odezwała się.

Madame Pomfrey wstała i zniosła blondynkę na niewidzialnych noszach do szkoły.

Zdecydowałem, że zostawię Syriusza i pójdę do Lily i Dorcas. W końcu napewno chcą wiedzieć, co się stało z ich przyjaciółką. Poszedłem do ich dormitorium, wspinając się po poręczy. Kto to w ogóle wymyślił, żeby chłopcy nie mogli wejść po schodach? Beznadzieja.

Zapukałam do drzwi a po chwili zostały one otwarte przez samą Rudą.

-Cześć James, co cię tu sprowadza? - Zapytała zdziwiona i gestem ręki zaprosiła mnie do środka.

-Kat jest Skrzydle Szpitalnym - odpowiedziałem szybko - Cześć Dor.

-Jak to w Skrzydle Szpitalnym?! - widziałem zdezorientowany wzrok Evans i mimowolnie uśmiechnąłem się, lecz później spoważniałem, myśląc o tym co się wydarzyło.

-Zemdlała, tak myślę.

-No to na co czekasz? Wychodzimy! - Dorcas wstała z łóżka i wyszła przez drzwi.

Widziałam jak Ruda podała mi pytający wzrok, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
Wyszliśmy z wieży Gryffindoru i pobiegliśmy do skrzydła. Spotkaliśmy tam Syriusza, Remusa i Roya, stojących koło łóżka Katie. Koło nich była pani Pomfrey, która pisała coś na małej kartce.

-Co z nią? - Zapytała szybko Lily.

-Spokojnie Evans - powiedział Syriusz - wszystko w porządku, tylko omdlenie.

-Nie sądzę, żeby wszystko było w porządku z waszą koleżanką - Pomfrey zwróciła się do nas. - Katherine nie zemdlała przypadkiem. Straciła dużo energii a także cukru i węglowodanów. Jak i tłuszczów i dużo krwi. - Patrzyłem na blondynę przerażony - Co dowodzi temu - ciągnęła - że wasza koleżanka ma jadłowstręt psychiczny...

-To nie prawda! - Krzyknęła zapłakana Lily a ja jedyne co to chciałem ją teraz przytulić.

-Jednak jest prawdą - poraz kolejny odezwała się Pomfrey - daje wam listę, której będzie przestrzegać. Macie obserwować, czy je śniadania, obiady i kolacje.

-Będziemy - powiedzieliśmy razem.

-Dobrze. Podałam jej środki nasenne. Powinna się obudzić jutro rano.

----

Siedzieliśmy w dormitorium i pisaliśmy na liście co mamy kupić w Hogsmeade. Tak. Zamierzamy wieczorem tam  iść i kupić potrzebne rzeczy do zrobienia żartów na Smarka.

-Jeszcze dopisz dużo kleju - powiedział Syriusz.

-Już gotowe. Możemy iść - Lupin zanotował wszystko co potrzebne i zamknął zeszyt.

-Tylko wezmę pelerynę i mapę - Wstałem i podszedłem do mojego kufra. Wyciągnąłem te dwie rzeczy i wyszliśmy z dormitorium.

Pod posąg jednookiej czarownicy doszliśmy chwilę później. Zaklęciem otworzyłem tajne przejście i po kilku chwilach, szliśmy wzdłuż ciemnego korytarza.

-Słyszałem, że ataki Voldemorta się nasiliły. Podobno widziano ich Dolinie Godryka. - Zaczął Luniek.

-Nie mówmy teraz o tym. Proszę - jęknąłem, bo naprawdę przejmowałem się moimi rodzicami. Napisałem do nich wczoraj list. Ku mojemu szczęściu odpisali, że wszystko w porządku.

Po pół godziny wreszcie ujrzelismy wyjście. Wspiąłem się po drabinie i wszedłem przez klapę do miodowego królestwa.
Wyszliśmy ostrożnie przez drzwi, a ponieważ nie było późno i było wiele osób w sklepie, nikt nas nie zauważył.

-Czyli najpierw do Zonka?

-Jasne.

Weszliśmy do sklepu i kupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Pożegnaliśmy się i udaliśmy, że w sumie możemy iść jeszcze na kremowe piwo. Została nam godzina do zachodu słońca.
Zanim jednak tam doszliśmy zobaczyliśmy znajomą nam twarz.

-Glizdogon?! - Krzyknęliśmy wszyscy do naszego przyjaciela - Co tutaj robisz? - Podeszliśmy do niego.

-Och! To wy! - Peter podskoczył, kiedy nas zobaczył. Sam wyglądał dosyć blado. - Razem z ee... matką przyjechałem ee.. Coś załatwić. - Plątał się we własnych słowach - A wy nie powinniście być teraz w Hogwarcie?

Okey to było dziwne.

-Właśnie się wymknęlismy - zachichotał Syriusz.

-Okej. To ja eeee będę się zbierał. Mama mnie ee woła.

I już go nie było. Popatrzyłem się na pozostałych zdziwnionym wzrokiem a oni tylko wzruszyli ramionami. Dlaczego tak szybko od nas poszedł? Nawet się nie pożegnał...

Poszliśmy w końcu do madame Rosmerty i zamówiliśmy trzy kremowe piwa i usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku.

-Wiecie co? Stwierdziłem, że Ślizgoni są nawet fajni - odezwał się Łapa.

-Co?! - Razem z Remusem byliśmy zdziwieni. Syriusz zawsze był obrzydzony zachowaniem ślizgonów i nie tolerował ich.

-Gadałem chwilę z Roy'em i to nawet spoko gościu. Zresztą dzięki niemu możemy się dowiedzieć czegoś o Smarku.

Zaśmiałem się, kiedy to powiedział. Rzeczywiście, to dobry plan. Zresztą, nie każdy ślizgon musi być zły...

Kiedy skończyliśmy już pić i stwierdziliśmy, że i tak powinniśmy być juz w szkole, wyszliśmy i skierowałyśmy się do miodowego królestwa. Jednak kiedy byliśmy w połowie drogi zobaczyłem zielone światło i ogromny huk.

To może być tylko jedno.

Ataki śmierciożerców.

Razem z chłopakami szybko pokonaliśmy ostatnie metry dzielące nas od drzwi sklepu. Musiałem rzucić kilka zaklęć, bo któryś z nich nas ścigał. Szybko weszliśmy przez klapę w podłodze i juz nas nie było.

-------

-Wy mogliście tam zginąć! - Od pół godziny dało się słyszeć głos Rudej, która siedziała u nas w dormitorium i gestykulowała rękami. - To byli śmierciożercy! A co jakby wam się został stało? Nie dość, że jesteście nieodpowiedzialni to jeszcze głupi!

-Przystopuj Evans - zaśmiał się Black. - Nic nam się nie stało.

-Ale mogło! - Upierała się. - Remusie powiedz coś!

Lupin westchnął rezygnująco i powiedział.

-Tak, Lily. Masz rację.

-No widzicie. - Uśmiechnęła się tryumfalnie - A teraz. MARSZ DO ŁÓŻKA!!!

I wyszła. Zacząłem się śmiać. Sam nawet nie wiem dlaczego. Wyraz twarzy Remusa i Syriusza był komiczny.

-Rogasiu, nie obraź się, ale Ruda furia czasami naprawdę jest przerażająca...

Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz