Dzień miał rozpocząć się jak zwykły dzień. Pełno nauki w szkole, rozmowa uczniów na korytarzach, czy też słuchanie McFlurry na nudnej lekcji numerologii. Wszyscy przygotowywali się na ten dzień dokładnie tak samo, jak na ten poprzedni i jeszcze poprzedni. Tak naprawdę nic ciekawego nie miało się wydarzyć. Oczywiście jakby nie patrzeć, życie Huncwotów nigdy nie jest nudne i w sumie, to Huncwoci nigdy się nie nudzą.
Ale dzisiejszego dnia, coś miało stanąć na ich drodze. Niespodziewanie przez ich otwarte na oścież okno wleciała nuda, wraz z mroźnym wiatrem. James po imprezowej nocy nie odczuwał praktycznie nic. Jego załamanie nerwowe ze względu na Lily nie polepszyło się ani na trochę. Wręcz przez wczorajsze wydarzenie, jakby cała nadzieja wręcz pękła, jak mydlana bańka. Myśl o powodzeniu się z Lily legła całkowicie w gruzach, ponieważ on powiedział trochę za dużo, a ona nigdy mu nie wybaczy.
Lily zaraz po wstaniu z łóżka automatycznie przypomniała sobie o tym, co spotkało ją wczorajszej nocy. Aż ze zdenerwowania zrobiły jej się rumieńce na twarzy. No, ale przepraszam. Jak oj mógł jej to zrobić? Do tej pory myślała, że James jest w jakimś stopniu w porządku, ponieważ dziewczyny tak się za nim wystawiały, ale to już była przesada. On nie powiedział jej tego, kiedy byli sami, ale w pokoju było kilkadziesiąt osób. Została przed nimi ośmieszona i nie mogła się już pokazać na oczy. Czuła po prostu wstyd.
Ruda wstała z łóżka, przebrała się i natychmiast pobiegła do Wielkiej Sali, w której zamierzała zjeść śniadanie. Jadła tak szybko, jak nigdy w życiu. Nie chciała siedzieć tam długo, wręcz chciała od razu wybiec z sali, najlepiej jak najdalej, ale coś ją powstrzymywało. Spotkało ją coś, przez co nie mogła się ruszyć i jedyne co potrafiła w tej chwili, to siedzenie w miejscu i patrzenie się w pustą przestrzeń.
Gdy wreszcie uświadomiła sobie, że siedzi od pół godziny i nie robi tak właściwie nic było już za późno. Próg drzwi jadalni przekroczyli jej przyjaciele, których aktualnie nie chciała w ogóle widzieć. No bo po co? Tylko sprawili jej ból, a na dziewczynach po prostu się zawiodła. Nie chciała od nich niczego, tylko pomocy i wsparcia, ale nawet tego nie otrzymała.
Nie miała siły ani na rozmowę, ani nawet na oddychanie tym samym powietrzem, co ludzie, z którymi otacza się na codzień. Potrzebowała czegoś innego. Nowego.
-Hej Lily - uśmiechnęła się Marlena.
-Jasne. - Mruknęła Lily.
Wreszcie Evans zdołała przełamać barierę strachu i wstała wściekle z miejsca, zmierzając w stronę wyjścia.
-A tej co?- zapytał Syriusz, który jak zwykle nie wiedział co było nie tak z zachowaniem przyjaciela wczorajszej nocy.
-Jak to co? Mam ci pokazać nagrania z imprezy, czy co?
-James, to co zrobiłeś nie było w porządku- Spokojnie powiedziała Katherine.
-A ona to co? Aniołek?
-Czego byś się po niej spodziewał, hę? - Krzyknęła wreszcie Dorcas - Pozwoliłeś, by ktoś ją nazwał szlamą! To co zrobiła było tak niewinne w porównaniu do twojego zachowania!
Dorcas juz zamierzała wyjść, gdy jednak zobaczyła co się dzieje. Otóż kiedy Lily już miała wychodzić ktoś ją pchnął. I to nie byle kto. To Tomas McLagen - krukon, zaciekle rywalizujących z Jamesem Potterem od wielu, wielu lat. Chłopak o szalonych, brąz oczach i równie szalonym, porywczym charakterze. Mający niesamowite wyniki w nauce i zaskakujące podejście do świata, wprawiał w zakłopotanie niejedną dziewczynę w swoim otoczeniu.
Lily patrzyła się na niego dosyć długo. Jak dla niej – za długo. Nie chciała ukazywać swoich uczuć, chociaż tak naprawdę poczuła bardzo wiele. Przecież nie każdemu się zdarza wpaść w ramiona przystojnemu brunetowi. Co takiego ona zrobiła, by wreszcie los się do niej uśmiechnął? Może dzisiejszego dnia się coś zmieni?
CZYTASZ
Huncwoci ✔
FanfictionHistoria Huncwotów, to historia, która skrywa w sobie wiele tajemnic. Czasem ciekawych, czasem mrocznych, ale czytelnicy to lubią. Dreszczyk emocji, przez co książka staje się ciekawsza. Huncwoci to postacie, o których pisze się teraz wiele książek...