- 0 -

11.2K 414 121
                                    

April

Wiecie, czego nie znoszę najbardziej na świecie? Kotów, matematyki i fizyki oraz skrzypiących krzeseł. Jednak to wszystko tylko pikuś w porównaniu z irytującym dźwiękiem budzika, który właśnie wyrywał mnie z mojego świetnego snu i przypominał tym samym, że czas zbierać się do szkoły.

- Pieprzę to, nigdzie nie idę - mruknęłam, przekręcając na brzuch. Zakryłam głowę poduszką i westchnęłam cicho. Mój błogi stan nie trwał długo, gdyż do pokoju niczym tornado wpadła moja mama. Dosyć szalona, uwielbiająca zakupy i nowe rzeczy kobieta blisko czterdziestki z prostymi, farbowanymi na czarno włosami.

- Wstawaj April - ponagliła mnie, przez co jęknęłam niezadowolona.

- Muszę? - zapytałam, podnosząc głowę z pod poduszki.

- Musisz, to już piątek. Jeszcze parę godzin i zacznie się weekend, więc będziesz miała okazję się wyspać - wiedziałam, że stoi nade mną z założonymi rękami na piersi i uderza stopą o podłogę. Tak było codziennie i prawdopodobieństwo, żeby się w jakiś sposób zmieniło było znikome.

- Ugh... - mruknęłam zirytowana, podnosząc się do pozycji siedzącej. Rodzicielka zostawiła mnie w spokoju, a mi przez myśl przemknęło to, żeby jednak mieć to w dupie i nigdzie nie iść, ale w ostateczności podniosłam swoje cztery litery z miękkiego materaca i podeszłam do szafy. Uwielbiałam Sydney za to, że przez cały rok było tu ciepło, więc nie trzeba było się martwić zimnem i tego typu sprawami. Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo ciepło, więc postawiłam na jeansowe spodenki, jakiś T - Shirt ze śmiesznym napisem i trampki. Zabrałam wybrane przez siebie rzeczy do łazienki i po szybkim prysznicu ubrałam się w nie. Spięłam włosy w kok i lekko się umalowałam. Po doprowadzeniu się do stanu 'człowiek' zbiegłam na dół, gdzie zastałam już swojego brata Ashton'a oraz rodziców. Ashton był starszy ode mnie, obecnie studiował stosunki międzynarodowe i z tego, co mi wiadomo przyjechał w odwiedziny, żeby nie sprzątać syfu, jaki zrobiliby jego kumple po cotygodniowej imprezie w bractwie.

- Cześć kundlu - przywitałam się, jednocześnie targając jego 'perfekcyjnie' ułożone włosy.

- Cześć paskudo - odpowiedział, szturchając się w bok. Po mimo wszystko mieliśmy nawet dobre stosunki, jak na rodzeństwo. Owszem, były jakieś kłótnie, jak to na rodzeństwo przystało, ale jakiejś szczególnej nienawiści pomiędzy nami nie było. Może, to dlatego, że wyprowadził się do akademika i nie mieszkał z nami na co dzień? Może to jakoś na nasze relacje wpłynęło? Szczerze mówiąc nie wiem, nie interesuje mnie to i jak jest, tak ma zostać, bo mi to odpowiada - Podwieźć cię do szkoły? Właśnie zbieram się na wykłady - dodał

- Czego chcesz? - zapytałam podejrzliwie. Zawsze gdy czegoś chciał był miły i oferował mi przysługi. Ashton Irwin, to jednak Ashton Irwin.

- Nic, po prostu chciałem być miły - wzruszył ramionami, dopijając swoją kawę.

- Zabawne, ale ty nie potrafisz być miły - powiedziałam, smarując sobie tosta nutellą. Szybko go zjadłam i pobiegłam z powrotem na górę umyć zęby. Zabrałam jeszcze czarny plecak z pokoju i zbiegłam na dół. Wsunęłam telefon do kieszeni razem ze słuchawkami i założyłam buty.

- Wychodzę! - krzyknęłam i już mnie nie było.

Jeszcze kilka godzin dzieliło mnie od weekendu. To było takie cudowne.

~*~

Hej, ho. Przybywam do was z nowym fanfiction, bo czas Graffiti powoli przemija. Tematyka dosyć oklepana, bez większych dram. Ale znowu chce napisać jakieś luźniejsze coś, a to takie w końcu będzie, lol.

Enjoy,

Red x


neighbour • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz