- 18 -

2.7K 132 12
                                    

Są ludzie, których toleruje, bo muszę. Są ludzie, których lubię, bo spędziłam z nimi tyle czasu, że to było nieuniknione. I są ludzie tacy jak Hemmings, których mam dość po pierwszej minucie, wiecie? Jednak ta wysoka cholera nie chciała mi dać spokoju. Ani wcześniej, ani teraz i idę o zakład, że później też nie da. Przeszkadzało mi to. Bo nie byłabym normalna, gdyby się tak nie działo. Ta jego przystojna buźka wcale na mnie nie działała, a tylko prosiła mnie, bym urosła i przywaliła w nią pięścią. Prosiłam, ignorowałam i generalnie robiłam wszystko, aby się odczepił, ale nie pomagało. Czasem nawet miałam wrażenie, że tylko potęgowało jego zainteresowanie moją osobą. Bo dajcie spokój. Kto, po takim czasie jeszcze chce się użerać z pozyskaniem uwagi u innych? Mnie osobiście to by dawno znudziło, a jednak należę do osób, które nie odpuszczają tak łatwo. 

- Nie wiem, może, a co? - uniosłam brew, gdy blondyn zapytał mnie, czy robię coś w najbliższy weekend. 

- Myślałem, że moglibyśmy pójść razem na imprezę do Evelyn. - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic szczególnego. No, dla niego może nie było. 

- Zobaczymy. - stwierdziłam, wychodząc z klasy chemicznej, bo właśnie skończyła się lekcja. Nie miałam w prawdzie żadnych planów, ale spędzać z własnej woli wieczór z Hemmingsem? Okey, może w niedalekiej przyszłości, ale na pewno jeszcze nie teraz. Musi się jeszcze bardziej postarać, bo inaczej nic z tego. 

- Jezu... - przewrócił oczami, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Ciągle tylko to 'zobaczymy'. - dodał, a raczej prychnął, przez co zaśmiałam się.

- Nie dramatyzuj. - machnęłam ręką, kierując się za nim na stołówkę. Byłam już głodna. - Poza tym nazywam się April, a nie Jezus. - dodałam, przez co pokręcił zrezygnowany głową.

- Nie przypominam sobie, abym zaczął wyznawać twoją religię. - stwierdził i spojrzał na mnie wymownie. 

- No widzisz, tak bardzo mnie ubóstwiasz, że nie pamiętasz niczego, co nie wiąże się ze mną. - podsumowałam, a on przyznał mi rację. 

- Niestety. - zrobił smutną minę, za co uderzyłam go w ramię. Udał, że go boli i spojrzał na mnie urażony. 

- Oj, już nie udawaj, bo nawet nie chciałam, żeby zabolało, więc nie zabolało. - przewróciłam oczami, ale roześmiałam się, gdy zarumienił się lekko, bo przyłapałam go na tym lekkim kłamstwie. 

- A potrafisz mocniej? - zaciekawił się. - Na pewno nie, tylko tak gadasz. - dodał i wytknął końcówkę języka w moją stronę. Prychnęłam na ten gest. Czasem to było jeszcze takie dziecko. 

- Potrafię, tylko wciąż czekam na dobrą okazję, bo na razie szkoda mi czasu. - odpowiedziałam w końcu i popchnęłam drzwi na stołówkę, bo nareszcie dotarliśmy na miejsce. 

- A to musi być jakaś specjalna okazja? - zaciekawił się, gdy zabraliśmy swoje jedzenie i udaliśmy się do stolika, przy którym siedział już Michael z Red. Miałam nadzieje, że byli coraz bliżej zostania parą niż dalej. 

- Jaka okazja? - zaciekawił się Clifford, po przywitaniu się z nami.

- Hemmings chce, żebym dała mu w mordę. - wzruszyłam ramionami, jakby to nie było nic specjalnego. - I powiedziałam, że wciąż czekam na dobrą okazję. - dodałam, pomiędzy kęsami, a Red się zaśmiała. 

- Na twoim miejscu już bym nie czekała. - przyznała w końcu, a ja tylko machnęłam ręką. Oczywiście jasne było to, że nie dam rady mu przywalić, aż tam, bo bliżej miałam do jego krocza i to tam wolałam uderzyć i to dosłownie niż wysilać się i próbować w górę. 

- Jeszcze mu się zbiera. - powiedziałam, a farbowany spojrzał na niego wymownie.

- Ja nie wiem, co wy robicie, albo sam Hemmings robi, ale długo wam już schodzi. - powiedział w końcu, przez co pokręciłam głową. 

- No właśnie nic nie robimy i o to w tym wszystkim chodzi. Znaczy, ja tam bym chciał, ale druga strona nie współpracuje. - wyszeptał głośno do Michaela, przez co kopnęłam go w łydkę pod stołem. - Nie w szczepionkę!

- Ciebie nie ma po co szczepić. Jesteś tak głupi, że nawet choroby omijają cię szerokim łukiem, wiesz? - spojrzałam na blondyna z politowaniem, a ten mnie tylko zaczął mnie naśladować. Ugh, zabić to mało. 

- Ja naprawdę się dziwie, że wy nie jesteście razem. - przyznała Red, a mi nie umknęło to, że pod stołem Clifford splótł jej dłoń ze swoją. 

- Że ja i on? Razem? Sami? - zrobiłam większe oczy. - Was chyba coś opętało. Jakiś zły duch, albo coś. - dodałam, kręcąc szybko głową. Gdyby nie był taki wkurwiający, to ewentualnie bym się zastanowiła, a tak to w życiu. 

- Od razu. - brunetka przewróciła oczami. - Od razu zły duch. Po prostu mówię, to co widzę, a widzę, że macie się ku sobie. 

- Jak piernik do wiatraka. - prychnęłam, a Luke pokręcił głową. 

- W sumie, to piernik i wiatrak do siebie pasują, jakby nie patrzeć. - zaczął Michael, a ja spojrzałam na niego. Czy ty siebie słyszysz, Clifford? - No co? Mam rację. - dodał, gdy zauważył, to jak się na niego gapie.

- Nie wiem, nie mi to oceniać. - wzruszyłam ramionami, kończąc jeść. - Zajmijcie się lepiej sobą, jeśli ktoś ma tutaj być razem, to wy, a nie my. - dodałam, a Red zarumieniła się mocno. Przybiłam sobie w duchu piątkę, bo ta mi spokój, a przynajmniej na jakiś czas.

- Dobre. - zaśmiał się Luke i przybiliśmy sobie żółwika. 

Później skończyłam już jeść i wyszliśmy ze stołówki. Słowa mojej przyjaciółki dzwoniły mi w uszach, przez co zaczęłam coraz częściej do nich wracać, choć to nie było zbyt dobre i Hemmings mógł się do woli ze mnie śmiać. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie, bo musiałam się nad czymś poważnie zastanowić i poradzić kilku osób, bo być może Davenport miała rację. Ta jego upierdliwość czasem bywała słodka i momentami nie wyobrażałam sobie lepszego towarzystwa od blondyna. Owszem, nadal doprowadzał mnie do szału, bo to było oczywiste i wiedziałam, że tak łatwo nie ulegnie zmianie, ale chyba wkurzał mnie w ten pozytywny sposób i tym samym sprawiał, że czuje się lepiej, gdy dobrego humoru trzeba szukać, jak wiatru w polu. 

~*~

ten rozdział jest jakiś dziwny, idk

neighbour • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz