- 12 -

3.1K 151 7
                                    

April

Jedyne, czego nienawidziłam bardziej niż matematyki, kotów, fizyki i skrzypiących krzeseł były sprawdziany. Oczywiście tylko i wyłącznie te z matki, królowej nauk, czy jakkolwiek inaczej zwać to coś, czym nazywamy matematykę. Wiedziałam, że jeśli zawalę ten najbliższy, to może nie być zbyt ciekawie, dlatego musiałam się przyłożyć. Nie chciało mi się, poza tym algebra sama w sobie potrafiła dosyć porządnie mnie od siebie odepchnąć. Twierdziłam, że z tego związku nie będzie nic dobrego, ale nasza nauczycielka jak na złość, chciała mnie związać czymś poważniejszym niż chodzeniem z tym cholerstwem. Musiałam dostać z tego wszystko oprócz jedynki, a było to raczej niewykonalne. Nawet Red nie umiała mi pomóc, choć dosyć nieźle sobie radziła.

- Pieprzone literki. - jęknęłam, poprawiając podręcznik, który leżał na moich kolanach. 

Od godziny próbowałam rozwiązać jakieś zadania, ale każda kolejna kartka, którą zapisywałam i tak lądowała w koszu na drugim końcu pokoju. Nie miałam do tego głowy, siły, ani ochoty. Ostatnie, czego chciałam, to wieczór, a właściwie randka z tym przedmiotem w piątek wieczór. W końcu jednak odrzuciłam wszystko na bok i postanowiłam zejść na dół. Rodzice szykowali się do jakieś podróży służbowej, więc tylko zabrałam z kuchni coś do jedzenie i wróciłam na górę. Włączyłam Prison Break i zaczęłam oglądać. Odcinki mi się jakoś ciągnęły i po jakimś czasie po prostu zrezygnowałam z oglądania i wyłączyłam laptopa. Było dosyć wcześnie, jak na piątkowy wieczór więc postanowiłam wykąpać się i poczytać w łóżku. Zebrałam się w sobie i wstałam, a po zabraniu piżamy ruszyłam do łazienki. 

Napuściłam dużo wody do wanny, wlałam płynu do kąpieli, a przez następną godzinę nie dawałam o sobie znaku życia. Byłam tym osobnikiem, który lubi ciepło, bez względu na jego postać. Czy to była kąpiel, herbata, koc, czy cokolwiek innego. Gdy już wróciłam do pokoju, wytarłam dokładnie włosy i otuliłam się szczelniej szlafrokiem. Zgarnęłam z regału książkę, zapaliłam lampkę i odnalazłam stronę, na której ostatnio skończyłam. Chciałam, żeby takich wieczór było więcej  i miałam szczerą nadzieje, że głównie tak będę kończyć wakacyjne dni. 

Rano obudziłam się, gdy już rodziców nie było. Zostawili mi tylko kartkę, że Ashton przyjedzie na obiad, więc mam coś przygotować. Westchnęłam ciężko, wiedząc już, że muszę się pośpieszyć. Miałam godzinę, aby doprowadzić się do porządku i pójść na zakupy. Nie wiedziałam, co mój kochany braciszek zechce zjeść, ale zdecydowałam się na zapiekankę. Jak był młodszy, to ją uwielbiał, więc nie powinien teraz wybrzydzać. Ubrałam na szybko jakąś niepomiętą koszulkę i wciągnęłam na nogi spodnie. Złapałam swój portfel oraz telefon i wyszłam na nogach do sklepu, który znajdował się całkiem niedaleko, a produkty, jakie tam mieli nadawały się jak znalazł do zapiekanki. 

Kiedy wróciłam, byłam mocno spóźniona. Nie wiedziałam, w co ręce włożyć, a co dopiero myśleć o szkole i sprawdzianie z matematyki. Ashton jednak długo się nie zjawiał, aż w końcu nadeszło późne popołudnie i byłam gorzej niż zła. Wypruwałam sobie żyły dla tego kundla, a on mnie olał. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo nie miałam zamiaru być przez niego przesłuchiwana, ale mój czas poszedł w błoto, bo nawet nie raczył się odezwać. Nawet nie musiał przepraszać, ale podać powód swojej nieobecności już by mógł. 

Wieczorem, gdy leżałam w salonie, oglądając telewizje i jedząc razem ze Skiperem pizzę, jaśnie książę nareszcie się pojawił.

- Adresu własnego domu zapomniałeś? - rzuciłam beznamiętnie, patrząc się wrogo na brata. Byłam wściekła, gdy go zobaczyłam. Takie sytuacje nie zdarzały się zbyt często, tak samo jak nasze kłótnie.

- A coś się stało? - oparł się o kanapę, unosząc brew.

- Teraz to już nic się nie dzieje. - przewróciłam oczami, opierając głowę na dłoni. Westchnęłam ciężko, wbijając swój wzrok w ekran. 

- O co ci chodzi? - ciągnął, nie znając powodu mojego zachowania.

- Już o nic. - ciągnęłam swoje, a po chwili prychnęłam, aby podkreślić to, że się zdenerwowałam. 

- Jezu, April, okres? - zapytał, siadając obok mnie. Poczułam od niego zapach piwa i papierosów i wszystko stało się dla mnie jasne. 

- Dlaczego wy jesteście tacy głupi i wszystko sprowadzacie do okresu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a mój ton  był wręcz kpiący. 

- Bo tak się zachowujecie. - teraz to on prychnął. - To o co chodzi?

- Wypruwałam sobie żyły dla ciebie, a ty masz to w dupie i nawet się nie odzywasz przez cały dzień. - odparłam urażona, siadając i krzyżując pod sobą nogi. 

- Serio?

- Serio, kundlu.

- Przepraszam, ale uznałem, że się domyślić, że wyszedłem gdzieś na miasto.

- Najwidoczniej nie. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam obracać w dłoniach pilota. - Jestem na ciebie zła.

- A jak powiem, że zamówiłem ci pizzę, abyś nie była głodna, to nadal będziesz?

- Dopiero co zjadłam. - wskazałam na puste pudełko przed sobą.

- Druga pójdzie ci w cycki, bo ich nie masz.

- Tak jak ty chuja. 

- Kocham nas, jako rodzeństwo.

- A ja nas nienawidzę.

- Kochasz.

- Zamów mi tę pizzę, albo cię strzelę w mordę. - burknęłam, udając już obrażoną. Cała ta sytuacja tak naprawdę mnie rozbawiła. 

- Wedle życzenia, madame. 

- Pośpiesz się, kundlu. - rzuciłam, odprawiając go gestem ręki.

 Zniknął, aby znaleźć dobry numer do pizzerii, która jeszcze była otwarta i wrócił po chwili. Poinformował mnie, kiedy dostawca powinien się zjawić i zostawił mi pieniądze na jedzenie. Sam wszedł na górę, tłumacząc się, że jest zmęczony po wykładach i wyjściu z chłopakami i chce się położyć spać. Pożegnałam go wtedy i wyłożyłam nogi na stolik do kawy. W TV nie było nic poza Doktorem House'em, więc postanowiłam zacząć go oglądać. 

Nastolatek, który rozwoził pizzę był lekko zdziwiony, że znów mnie spotyka, ale nic nie powiedział, wydał mi resztę i odjechał tam, skąd przyjechał. Zamknęłam nogą drzwi wejściową i po wyłączeniu telewizora udałam się na górę. Uruchomiłam wieżę, ustawiając umiarkowaną głośność i zajęłam się jedzeniem, choć nie miałam pojęcia, gdzie to wszystko się we mnie zmieściło. Ashton zamówił mi największą średnicę, a nie zostało po niej nawet okruszka, przez co Skiper był pokrzywdzony. Później ledwo żywa opadłam na łóżko i nawet nie fatygowałam się, aby pójść się wykąpać. Jutro też był dzień, a ja byłam zbyt pełna i zmęczona, aby robić cokolwiek, co wymagało ode mnie jakiegoś wysiłku. 

~*~

pięknie dziękuje za 6,3k wyświetleń 

neighbour • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz