#bez_tytułu4

430 43 7
                                    

Rano, jak zwykle, obudziłam się coś koło 6:30. Zżarłam dwie miski płatków na mleku i ledwo co zdążyłam na autobus. Bateria mojego iPoda była na wyczerpaniu, więc starałam się jak najbardziej skorzystać z płyty Michaela Jacksona, którą dopiero co wgrałam.

W autobusie, tradycyjnie, spotkałam moją psiapsiółę Briannę. Wiecie, takie tam gadanie o wszystkim i o niczym. Potem była kartkówka z matmy, sprawdzian z chemii, no i po siedmiu godzinach mogłam zmykać do domu. Zadzwoniłam do taty.

- Hej, tata.

- Cześć.

- Jeździsz dzisiaj?

- No.

- Super, może mógłbyś mnie podwieść do domu?

- Mógłbym, ale wieziemy właśnie jakiegoś zdechlaka, trzeba go pilnie odwieźć do szpitala. Jakaś godzinka, maksimum półtorej się zejdzie.

Zastanowiłam się.

- Okej, odrobię matmę w karetce, i tak mam jej mało. W sumie, to mam takie nudne życie, że nawet coś takiego jak podwiezienie jakiegoś kolesia do szpitala, jest przejmująco ciekawe.

Tata zaśmiał się.

- W takim razie tradycyjnie, na parkingu, szybka akcja.

- Jasne.

- Pa.

- No, hej.

Rozłączyłam się. Brianna i Gina spojrzały na mnie pytająco.

- Tata. - wyjaśniłam.

Dziewczyny pokiwały głowami.

- Co ty tak teraz codziennie jeździsz? - zapytała Brianna. - Nie zmieniasz się z Michaelą?

- Przecież Michaela jest chora. - przypomniała jej Gina.

Brianna machnęła ręką.

- No tak.

Usłyszałyśmy krótki klakson. Odwróciłam się w stronę parkingu, i rzucając Briannie i Ginie krótkie "to do jutra", pobiegłam do karetki.

Szczerze, uwielbiam to jeżdżenie karetką z moim tatą. Wiecie, jest ratownikiem medycznym, pielęgniarką, więc podwozi mnie i moją siostrę na zmianę do domu. Ale jak wspomniałam, Michaela jest chora.

Odsunęłam drzwi.

- Hej, Laura!

- Siemano, jak tam w szkole?

- Eee...

Kiwnęłam z uśmiechem głową lekarzowi i kierowcy, kumplom mojego taty, i spojrzałam w stronę osoby, która wydała z siebie "eee...". Na łóżku pacjenta leżał mniej więcej 12-letni brunet. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Na twarzy, rękach i nogach miał plastry, a na brzuchu opatrunek przesiąknięty krwią.

- Hej. - zawołałam pogodnie. Przeważnie widywałam w karetkach ofiary wypadków albo stare osoby po zawale. Chłopak w moim wieku był miłym zaskoczeniem, ale pamiętajcie, że nie dlatego, że miał ładne zielone oczy i ten wyraz twarzy głoszący "jestem niewinny". Nie dlatego, że... Zresztą nieważne.

- Hhej - wydukał, lekko się uśmiechając.

- Laura, poradzisz sobie tutaj, co? - zapytał mój tata, gramoląc się na przednie siedzenia. - Jeśli już przyszłaś, to posiedź z nim tutaj, droga zapowiada się nudno. I jeszcze...

Kiwnął na mnie palcem, żebym podeszła. Kiedy zbliżyłam się do niego, szepnął:

- Laura, ten chłopak wdarł się w jakąś bójkę, ale nie chce nic powiedzieć. Wyduś coś z niego, dobra?

Kiwnęłam głową i odeszłam w głąb karetki, siadając na przytwierdzonym do ściany krzesełku. Tata zniknął za fotelami.

- Więc... - zaczęłam, otwierając zeszyt do matematyki. - Jakim cudem tu trafiłeś, co?

Chłopak spojrzał na mnie.

- No, pobiłem się z kumplami. Na żarty. - uściślił.

- Na żarty, hę? Gdybyś pobił się "na żarty", nie wylądowałbyś w karetce.

Brunet wlepiał we mnie wzrok tych swoich zielonych oczu.

- No bo nie dałem mu odpisać, i mnie kopnął, no więc też go kopnąłem, a potem przywaliłem mu w twarz, i zaczęła mu lecieć krew, więc też mi przywalił, i potem wyjął scyzoryk, i...

Chłopak podniósł ręce, żeby złapać się za głowę.

- Teraz jak na to patrzę to... mogłem już mu nie dokładać.

Pokiwałam głową.

- Dokładnie.

- No ale ty jesteś dziewczyną, więc nic nie zrozumiesz. - mruknął chłopak.

Korzystając z mojego szkolenia w NYCU18A, zastosowałam metodę wystraszającą. Wyjęłam z kieszeni skrawek papieru, podrzuciłam go do góry, i przygwoździłam do ściany małym nożem, który wyjęłam zza pasa.

- Kontynuuj. - powiedziałam, z powrotem zagłębiając się w odrabianie pracy domowej.

Kątem oka widziałam jak chłopak krąży wzrokiem od noża do mnie, z otwartymi ustami.

- Wow. - mruknął.

- No ale przecież jestem dziewczyną i nic nie zrozumiem. - odpowiedziałam.

Brunet uśmiechnął się kącikiem ust.

- Ha ha ha.

Zamknęłam długopis i schowałam rzeczy do plecaka. W tej chwili tata odsunął szybkę i rzucił:

- Za chwilę wysiadasz, młody.

Chłopak mrugnął.

- To pa. - powiedziałam, machając lekko dłonią.

- Wiesz co. - zaczął brunet, układając ręce wokół ust, jak do szeptu. - A propos tej bójki.

Zainteresowana nachyliłam się nad nim, a on mnie pocałował. Kiedy odskoczyłam, drzwi się otworzyły, tata wyciągnął chłopaka, a on zamachał mi na do widzenia. Kiedy tata wrócił, i oznajmił, że teraz może mnie odwieźć do domu, zaczęłam się zastanawiać, czy to wydarzyło się naprawdę.

Jeśli tak, to mam ogromną nadzieję, że ten chłopak często wdaje się w bójki.


To jest akurat wyjątek z mojej książki ^^ to skomplikowane, więc nie będę tłumaczyć xDD wolicie żebym pisała takie bardziej refleksyjne oneshoty, jak na początku, czy raczej takie jak teraz, a może trochę tego, trochę tego?


» ship that shit » oneshotyWhere stories live. Discover now