Wiecie co? Jeśli nie przeszkadza wam, że publikuję rozdziały co miesiąc, to zakładam książkę. Kiedy to skończycie, to prawdopodobnie część poprzednich rozdziałów będzie już opublikowana i opatrzona tytułami. Szukajcie "Percabeth - zasada numer jeden" na moim profilu!
Annabeth
Zeszłam na dół z mętlikiem w głowie.
Czyżby Percy okazał się dojrzalszy niż sądziłam? Przyjął to wszystko tak spokojnie... Może nawet spokojniej niż ja. Nie każdy ma taką szansę jak ja. Nie mogłam jej zmarnować.
Wyciągnęłam z szafki mój kubek opatrzony rysunkiem lwa, krzywiąc się na brudne naczynia w zlewie. Mój grymas zmienił się jednak w uśmiech, kiedy przypomniałam sobie, że będę potrzebować dzisiaj nie jednego, a dwóch kubków.
Czerwony kubek z drobnym rysunkiem drzewa sandałowego powędrował tuż obok mojego. Kiedyś, kiedy bardzo się nudziłam, zabrałam się za malowanie na nieużywanych kubkach. Potem wystarczało to odpowiednio zakonserwować i gotowe! Może jakimś mistrzem nie byłam, ale jakoś to wyglądało.
Wstawiłam wodę na herbatę, nie pozostawiając mojemu gościowi specjalnego wyboru. Pewnie i tak powie coś w stylu: "wszystko mi jedno" albo "to co ty". "Wszystko mi jedno" jest wkurzające, a "to co ty" urocze. Już sama nie wiem co wolałabym usłyszeć.
Z jednej strony Percy był bardzo przystojny, dobrze się z nim dogadywałam, chociaż wciąż czułam się przy nim nieco nieswojo.
Znacie to uczucie, kiedy tak bardzo boicie się czegoś nie spieprzyć, że niemal żyjecie niekomfortem?
Usłyszałam kroki na schodach a po chwili pojawił się także ich twórca. Zwyczajna szara koszulka i luźne spodnie dresowe tworzyły przyjemne wrażenie. Miało się ochotę powiedzieć "cześć, skarbie", jakby Percy schodził na dół codziennie, ja wstawiałam wodę na herbatę i czekałam na niego, przyglądając się słonecznikom w wazonie.
Postanowiłam ograniczyć się tylko do słabego uśmiechu.
To, co dostałam w zamian, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Jego uśmiech był taki szczery i piękny, że niemal ugięły się pode mną kolana.
Nie mogłam się zakochać.
Nie teraz.
Spuściłam wzrok, bębniąc palcami w blat.
- Masz ochotę na herbatę?
- Jasne.
Usiedliśmy przy stole i zapanowała cisza. Nie była aż taka niezręczna, ale bądź co bądź znaliśmy się tylko kilka dni. Wpatrywałam się w cień na stole, jaki rzucał Percy. Nie odważyłam się spojrzeć na niego wprost, chociaż nie był to jakiś skomplikowany gest.
Co się ze mną dzieje, do cholery?
Kiedy woda w czajniku zaczęła wrzeć, Percy poderwał się i zalał oba kubki wrzątkiem. Bez wahania podał mi ten z lwem, jakby wiedział, który jest mój.
Uśmiechnął się.
- Ile czasu nam jeszcze zostało? - spytał. - Może skoczę po coś do jedzenia.
Pokręciłam stanowczo głową.
- Zostało jeszcze jakieś jedzenie... Tak myślę.
- To żaden problem, naprawdę. - zapewniał Percy.
- Nie wypuszczę cię.
Percy uśmiechnął się nieco szerzej.
- Zgoda. - odchylił się na krześle, opierajac dłonie na brzuchu. - Co proponujesz, wielmożna gospodyni?
YOU ARE READING
» ship that shit » oneshoty
Randomniekoniecznie ship i niekoniecznie shit ale coś na pewno się znajdzie » oneshoty » [12/15-08/16]