Percabeth II

443 50 23
                                    

Ano napisałam to xDD możecie już na mnie wrzeszczeć

Annabeth

- Ja ci mówię, jest niesamowity! Ma takie miękkie włosy, a jego oczy są po prostu piękne! Annabeth, dlaczego nie podeszłam do niego wcześniej, powiedz mi!

Kiedy moja głowa opadła na stół, a telefon wysunął się z ręki, ogarnęłam, że Piper mówi do mnie.

Zgarnęłam aparat z podłogi i, masując pulsujące bólem czoło, odpowiedziałam.

- Nie wiem, Piper, naprawdę nie mam pojęcia.

Od przeszło tygodnia, Piper dzwoniła do mnie codziennie, kiedy tylko dopadłam domu i rozpakowałam się. Oficjalnie, ona i Jason nie byli parą, ale w praktyce spotykali się codziennie, kiedy nikt nie mógł ich zobaczyć. Oczywiście, ja wiedziałam o wszystkim, podobnie jak Percy, który zakolegował się z Jasonem.

- Dzisiaj idziemy do skateparku, Jason chce nauczyć mnie jeździć na desce! - kontynuowała Piper.

Nie potrzebowałam dużo wyobraźni, żeby wiedzieć, że właśnie w tej chwili Piper leży na łóżku, z nogami na ścianie i głową zwieszającą się zza ramy. Robiła tak zawsze, kiedy rozmawiała o czymś, co było interesujące. Uznałam, że Jason to dla niej interesujący temat, dlatego właśnie tak ją sobie wyobrażałam.

Ja tymczasem siedziałam przy stole, podjadając rodzynki o wątpliwym terminie ważności, oraz starając się nie zasnąć.

- A może pójdziesz z nami? - zawołała Piper. - Będzie też Percy!

Przewróciłam oczami, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Odkąd uratowałam Percy'ego z rąk szkolnego gangu, czułam się za niego w pewnym sensie odpowiedzialna. Nie wiem, co on myślał o mnie, ale odniosłam wrażenie, że moja obecność najzupełniej mu nie przeszkadza.

- Nie wiem, Piper. - odparłam, zresztą zgodnie z prawdą. - Minęły lata, kiedy ostatni raz weszłam na deskę.

- Przypomnisz sobie! - Piper najwyraźniej się nakręciła. - Nie daj się prosić!

Westchnęłam teatralnie.

- Zgoda. Ale...

Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwał mi gwałtowny pisk dochodzący ze słuchawki. Zakryłam ją ręką i, krzywiąc się, przeczekałam ów wybuch.

- To super! Muszę powiedzieć o tym Jasonowi! Przyjdziemy po ciebie za godzinę!

Rozłączyła się.

- Cholera. - mruknęłam do siebie.

Godzina.

A ja jeszcze obiadu nie zjadłam.

Cholera!

Wstałam od stołu i z rozmachem otworzyłam lodówkę. No cóż... Mogłam zrobić zakupy.

Mieszkanie bez rodziców to w większości wady. A mieszkanie bez rodziców ORAZ jedzenia to już kompletna katastrofa.

Ludzie często pytają mnie się, dlaczego mieszkam sama, a nawet kiedy nie odpowiadam, strasznie mi zazdroszczą. Szczerze? Nie ma czego. Tęsknię za czasami, kiedy dom był czysty, miałam z kim pogadać, a lodówka była pełna. Na szczęście, co tydzień przychodzi do mnie babcia. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła.

Przejrzałam gruntownie wszystkie szafki, ale nie znalazłam kompletnie nic. Zajebiście.

Trzeba było nie zżerać wszystkich gołąbków w niedzielę!

Dobra. Poradzimy sobie, tak? Są gorsze rzeczy. Teraz trzeba się ubrać.

Kilkoma susami przeniosłam się do mojego pokoju na górze. Kiedy drzwi uderzyły głucho o stertę ciuchów, postanowiłam o porządkach. Przydałaby się jakaś pedantyczna dusza... Ale o tym później.

» ship that shit » oneshotyWhere stories live. Discover now