Jeszcze trochę i mogę normalnie książkę zakładać xDD
Annabeth
Babcia wyszła kilka minut temu, zostawiając mi obszerną listę zakupów.
- Annie, twoja lodówka świeci pustkami. - zauważyła przed wyjściem, nieco kąśliwie. - Zresztą musisz coś jeść.
Jak najbardziej się z nią zgadzam.
Kiedy tylko opuściła dom, wbiegłam po schodach na górę, żeby poszukać moich słuchawek. Bez muzyki nigdzie nie wychodziłam, a jeśli nie miałam w planach spotkań z przyjaciółmi, to tym bardziej.
Po niecałych dziesięciu minutach już byłam w sklepie spożywczym na końcu ulicy. Zmieniając zawartość mojej listy zakupów na coś bardziej odżywczego niż kiełki i fasola, ułożyłam w myślach kolację idealną. Ale i tak lepiej (i przyjemniej) byłoby zjeść ją z kimś jeszcze. Odrzuciłam Piper i Jasona, ponieważ szli dzisiaj do kina.
A z innymi nie byłam aż tak zżyta, żeby zapraszać ich do siebie na kolację.
Kontynuowałam więc zakupy, pogrążając się w nieco ponurych myślach.
- Sześćdziesiąt osiem czterdzieści. - usłyszałam przy kasie.
Wręczyłam kasjerce pieniądze, wzięłam resztę i wyszłam ze sklepu.
Na dworze było mroźno, wiał wiatr i padał deszcz. Skąd taka nagła zmiana pogody? Jeszcze wczoraj było słonecznie. Podciągnęłam robiony na drutach szalik pod brodę i ruszyłam w kierunku domu.
Kiedy wrócą rodzice? Kiedy mi powiedzą, gdzie byli przez te wszystkie lata? Kiedy wreszcie będzie tak, jak powinno być w zwykłym domu na obrzeżach Nowego Jorku?
Za dużo pytań.
I zero odpowiedzi.
Potrzebowałam kogoś. [Percy'ego? xDD nie mogłam się powstrzymać xDD] Kogoś, z kim mogłabym pogadać i zjeść kolację. Kogoś, kto byłby przy mnie, żeby powiedzieć 'dzień dobry', 'dobranoc' czy 'wszystko będzie dobrze'.
Zatrzymałam się dopiero przy furtce w kolorze butelkowej zieleni, wyciągając z kieszeni klucze. W domu nie paliły się żadne światła, co było zresztą do przewidzenia.
Najpierw wrzuciłam do środka zakupy, dopiero potem wpakowałam się sama. Ile ja tego nakupiłam, do cholery?!
Westchnęłam głośno, powstrzymując się przed załkaniem.
Chciałam tylko rodzinę.
Kiedy usłyszałam gwałtowne pukanie (a raczej walenie) w drzwi, prawie dostałam zawału. Podeszłam do drzwi na palcach, w myślach powtarzając wszystkie ciosy karate, jakie znałam z filmików na yt.
[i wszyscy wiemy, kto będzie za drzwiami]
Otworzyłam je powoli, a moim oczom ukazała się postać w kapturze, zacierająca ręce.
- Annabeth, pożyczyłabyś mi pół kilograma cukru? - spytała Lily, młoda kobieta z naprzeciwka. Często ze sobą rozmawiałyśmy, a jeszcze częściej wyświadczałyśmy sobie drobne przysługi. Uśmiechnęłam się do niej i przyniosłam szybko cukier, proponując herbatę.
Kiedy Lily podziękowała uprzejmie i odeszła, westchnęłam ponownie.
Może to głupie, ale podświadomie liczyłam na... Ugh.
Nieważne.
Przeniosłam zakupy do kuchni i zaczęłam przygotowywać kolację. Mój brzuch zaburczał głośno, domagając się swojego. Uśmiechnęłam się kącikiem ust.
YOU ARE READING
» ship that shit » oneshoty
Diversosniekoniecznie ship i niekoniecznie shit ale coś na pewno się znajdzie » oneshoty » [12/15-08/16]