/1/ Niewola

5.1K 129 11
                                    

Kiedy samolot ze zbiegłymi streferami powracał do siedziby DRESZCZu, Harriet - streferka z grupy B, wykonała jedną krótką, aczkolwiek zwięzłą rozmowę telefoniczną.
-Halo? Tak, to ja. Dzwonię z telefonu jakiegoś przybłędy. Ymm... macie może w wyposażeniu samochód i kilka naprawdę dobrych maszyn?
Tutaj nastała chwila ciszy. Wyglądało na to, że Harriet słuchała rozmówcy.
-Thomas, mógłbyś iść ze mną do tamtego namiotu? - w końcu powiedziała dziewczyna
-Skoro to konieczne to pójdę - odparł zestresowany chłopak
Po chwili obydwoje zniknęli w namiocie, a wszyscy się rozeszli, w celu znalezienia rzeczy, które nadawały by się do powtórnego korzystania. Tylko Newt stał jak osupiały. Nie bardzo wiedział, co się stało. W końcu to do niego dotarło.

Porwali go.
Zabrali Minho.
Zamkną i zniewolą jego przyjaciela.

Jeszcze przez chwilę stał i patrzył w ogień dochodzący z podpalonej w celu ogrzania się beczki. Po tym jak oprzytomniał nieśmiało rzucił się w wir pracy. Segregował to co nadawało się do powtórnego użytku i to co należy wyrzucić.

W tym samym czasie Thomas wraz z Harriet prowadzili dialogi między ruchem oporu, mający niewielki obóz niedaleko DRESZCZu, mogący wydostać kilku streferów.

-Powtarzam jeszcze raz - denerwował się Tommy. - Minho. Macie uratować mojego przyjaciela!
-Thomas, oni nie wiedzą kim on jest - dziewczyna próbowała uspokoić chłopaka i złagodzić sytuację.

Thomas popatrzył na nią. Wziął głęboki wdech, aby się uspokoić, po czym zaczął opisywać Minho najlepiej jak pamiętał. W końcu miał pewność, że rebelianci znajdą jego przyjaciela na podstawie opisu.
Na koniec Harriet zabrała Thomasowi telefon i dodała:
-Sonya tam jest. Spróbujcie ją odbić. Sonya i Minho. Jeśli kogoś jeszcze to będzie dobrze. Jeśli misja wam się powiedzie, wykonajcie do nas telefon. Jeśli nie - tutaj urwała głos, po czym powiedziała drżącym głosem. - macie się więcej do nas nie odzywać! - po czym rzuciła telefonem na materac. A za chwilę na materacu wylądowała ona. Usiadła na nim, głowę schowała w kolanach. Przeraźliwie bała się że nigdy więcej nie zobaczy Sony. Sonya była jej najlepszą przyjaciółką od czasów labiryntu. Nie chciała aby Ava Paige zaszkodziła ich przyjaźni.
Thomas widząc strach Harriet stanął nad nią i powiedział czule:
-Spokojnie mała. Wszystko się ułoży. Uratują Sonye i Minho.
Harriet otarła cieknące po jej policzku łzy i spojrzała z wdzięcznością na Thomasa. Nagle jakby oprzytomniała. Razem z Thomasem wyszli szybko z namiotu i zwołali krótkie zebranie informacyjne. Tym razem głos zabrała Harriet.

-Nie ma powodu do paniki. - zaczęła - Ruch oporu zgodził się współpracować z nami i jest szansa że uratują Minho, Sony oraz kilku innych streferów. Teraz zbierzmy zużyte i zniszczone rzeczy i ogarnijmy ten syf.

Kiedy Thomas razem z Newtem porządkowali pewien namiot podbiegła do nich (a właściwie do Thomasa) Brenda.
-Thomas jak się czujesz? -zapytała nieśmiało dziewczyna w krótkich włosach
-Nie wiem co mam myśleć -odpowiedział na pytanie Brendy
Dziewczyna również nie wiedziała co ma myśleć, ale także nie wiedziała co ma powiedzeć. Stała przyglądając się jak Thomas razem z Newtem z trudem podnoszą duży, drewniany stół.
-Ukhm -chrząknął Newt -Nie to że coś, ale ten stół jest dość ciężki - najwyraźniej blondyn był lekko poirytowany obecnością Brendy - mogłabyś nam pomóc?
Dziewczyna bardzo szybko dołączyła do chłopaków i razem podnieśli stół. Po udzieleniu im pomocy Brenda poszła.

Minęła niespełna godzina, a baza była już prawie oczyszczona ze zbędnych elementów. Kiedy zapadła noc, wszyscy ocaleni zebrali się na głównym placu obozu. Streferzy i rebelianci wzięli że sobą materace, poduszki i koce, tak aby mogliby czekać za telefonem, który symbolizowałby wyzwolenie i uratowanie ich przyjaciół. Thomas nie spał przez połowę nocy. Modlił się o telefon.
-Jeden cholerny telefon -szeptał bohater. -nawet z informacją o tym że nie uratowali Minho. Wystarczy jeden telefon.

Jeden telefon.
Wystarczy jeden telefon.
Wystarczy tylko jeden telefon.
Wystarczy jeden cholerny telefon.

Thomas zasnął. Nawet nie wiedział kiedy.
Chłopak otcknął się ze snu. Wstał, przetarł oczy. Było już widno. Sprawnie wyminął kilku śpiących obozowiczów, aby dotrzeć do stojącego na środku placu stolika na którym leżał telefon. Sprawdził czy być może nikt nie dzwonił pod wybrany numer.
Nikt nie dzwonił.
Nie uratowali Minho.
Nigdy więcej nie zobaczy swojego przyjaciela.

Takie i setki innych myśli w jednej sekundzie przemknęły mu przez głowę. Thom upadł na kolana.
Nadal nie mógł w to uwierzyć. Pocieszał się jedynie myślą że może góroloty jeszcze nie wylądowały i nie rozpoczęła się akcja ratunkowa.

W takim stresie Thomas i Newt żyli przez poranek i południe. Potem całkiem stracili nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczą swojego przyjaciela. Obydwaj udali się na półkę skalną, aby pobyć w ciszy. Z dala od ludzi którzy patrzyli na nich z lekkim współczuciem. Woleli być sami.

Siedzieli razem od ponad kilku godzin nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Kiedy było już późno powolnymi krokami schodzili z góry. Nagle zaczął wiać silny wiatr. Tommy i Newt popatrzyli na szczyt piaskowej góry. Zauważyli burzę piaskową, która w bardzo szybkim tempie zbliżała się do nich.
-Biegnij -powiedział spokojnie Thomas do przyjaciela
Newt chciał ruszyć ale nie mógł. Jego nogi zrobiły się sztywne. Jak z ołowiu. Nagle się ocknął.
-Biegnij purwa! -krzyknął Thomas po czym obydwaj ruszyli. Thomas biegł ile sił miał w nogach. Za nim Newt, trochę wolniej że względu na pewne wydarzenie jakie miało miejsce w dalekiej przeszłości. Biegli tak kilkanaście metrów w dół, dopóki nie zorientowali się, że duże podmuchy wiatru były spowodowane zbliżającym się do obozu niewielkiego górolota.
Nastolatkowie zorientowali się że jest to jeden z pojazdów należących do DRESZCZu. W rosnącym chaosie podsumowali, że grozi im niebezpieczeństwo. Skryli się za imponującym wielkością kamieniu. Wychylili tylko dyskretnie głowy, aby obserwować ciąg wydarzeń.

Z górolotu wysiadł średniego wieku mężczyzna średniego wzrostu, ubrany był w szarą polową koszulkę, ciemnozielone spodnie i czarną, poniszczoną, skórzaną kurtkę. W ręku trzymał sporych rozmiarów broń. Chłopcy zorientowali się że w jego kierunku podążają Brenda, Harriet i Jorge. Harriet podeszła do tajemniczej postaci. Chwilę porozmawiali ze sobą. Wyglądało to dość dziwacznie. Szeptali sobie coś na ucho. Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie, potem jakby wściekła zamachnęła się ręką, aby uderzyć rozmówcę. Ten jednak złapał jej rękę i zaprowadził do pojazdu. Minęło kilka minut a z górolotu wysiadła Harriet, ów mężczyzna. Nagle ich serca zamarły. Tuż za nimi wysiadła Sonya, która powstrzymując napływające do jej oczu łzy przytuliła się do Harriet. Za nią wyszedł Aris, który również podbiegł do swoich koleżanek z strefy. Thomas i Newt wstali i zaczęli zmierzać do górolotu. Wiedzieli, że tajemniczy gość to członek ruchu oporu. Nagle coś kazało im się zatrzymać. Na końcu, za kilkoma jeszcze uratowanymi streferami szedł on.

Minho.

--------
Jak wasze wrażenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jestem bardzo ciekawa waszych odczuć co do akcji, bohaterów, stylu pisania i waszych przemyśleń. Wszystkie wasze spostrzeżenia koniecznie opiszcie w komentarzach
-------
BESOS kochani

The Maze Runner: NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz