I znowu poniedziałek.... Czasami zastanwiam się za jakie grzechy muszę tak rano wstawać. Najpierw do szkoły teraz do pracy. Chyba dopiero w trumnie się wyśpię.
Na zegarku była 7:28 co oznaczało, że zaspałam. Świetnie! Czyli nie mam już pracy... Będę musiała szybko znaleźć sobie jakieś zajęcie. Nie chce brać kasy od rodziców, bo między innymi z tego powodu się od nich wyprowadziłam.
Postanowiłam jednak pójść do hotelu. Może jednak uda mi się jakoś uprosić pana Sandsa, żeby mnie nie zwalniał. To dobry i ugodowy człowiek chociaż prosiłam go już chyba ze sto razy o drugą szansę. Dziwię mu się, że ma do mnie tyle cierpliwości.
Po szybkim ubraniu się wyleciałam z domu jak poparzona. Jechałam samochodem najszybciej jak mogłam. Oczywiście po drodze złamałam tyle przepisów ile to możliwe. Jeśli nie odzyskam pracy, nie wypłacę się z mandatów.
Wchodzę do hotelu dobrze po ósmej. Odrazu idę na zaplecze gdzie spotykam mojego szefa. Z jego miny wywnioskowałam, że nie jest dobrze.
- Panno Blue!
- Wiem spóźniłam się, ale...
Nie dał dokończyć mi zdania.
- Dawałem Pani już mnóstwo szans i żadnej Pani nie wykorzystała. Wystarczy. Na pańskie miejsce jest kolejka chętnych, którzy zaanhażują się w swoją pracę. Żegnam.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wyszłam z hotelu. Nie mogłam poukładać myśli. Straciłam pracę i nie będę miała z czego żyć. Jas nie będzie nas przecież utrzymywać. Muszę szybko znaleźć jakąś pracę. Nawet najgorszą. Chcę być nie zależna.
Wróciłam do domu. Jasmine była w pracy, więc w spokoju będę mogła poszukać sobie jakiegoś zajęcia. Zaparzyłam kawę po czym zasiadłam przy laptopie. Ofert pracy było mnóstwo, ale albo nie aktualne albo marne zarobki albo za daleko. Koszty dojazdu byłyby większe niż pensja. Zrezygnowana postanowiła zrobić obiad. Gotowanie nie jest moją mocną stroną, ale o stracie pracy muszę powiedzieć Jas w miłej atmosferze.Godzinę później
Mam dość! Przypaliłam chyba już całe mięso jakie miałyśmy w zamrażalce. Nigdy więcej nie biorę się za gotowanie, smażenie, pieczenie ani nic co związane z kuchnią. Niedługo wraca Jasmine a ja nadal nic nie przygotowałam. Pozostało mi już tylko jedno jedno. Wyjście awaryjne. Chińska restauracja. Sięgnęłam po telefon po czym wpisałam numer z ulotki. Co prawda powinnam oszczędzać teraz pieniądze, ale chcę zaszaleć ostatni raz. Zamówiłam kaczkę po pekińsku. Dostawca będzie za godzinę co oznacza, że mam czas dla siebie. Postanowiłam, że wykorzystam ten czas na bieganie. Ubrałam bluzę, sportowe leginsy i adidasy. Wyszłam z domu, który po chwili zamknęłam. Klucze schowałam do kieszeni na zamek. Najpierw poszłam do parku. Dopiero tam zaczęłam mój trening.
Biegałam ledwo 20 minut, a już wypluwałam płuca. Muszę się wziąść za siebie, no kondycję mam marną.
W pewnej chwili poczułam, że z czymś się zderzyłam. Jak się po chwili okazało, jednak z kimś. Zaczęłam powoli wstawać z ziemi. Nagle przede mną pojawiła się czyjaś dłoń. Chwyciłam ją po czym wstałam. Zobaczyłam przed sobą wysokiego, przystojnego bruneta. Mniej więcej w moim wieku. No może trochę starszy.
- Przepraszam. Trochę się zamyśliłem nic ci nie jest?
- Nie, jestem cała. Poza tym nic się nie stało.
- A tak w ogóle to jestem Louis.
- Ellen.
Podałam brunetowi dłoń, którą pocałował. Prawdziwy dżentelmen. Chwilę jeszcze po rozmawialiśmy, po czym zapadła cisza. Kiedy tak staliśmy zorientowałam się, że zostało mi jakoś 15 minut na powrót do domu i odebranie naszego obiadu. No i koniec spotkania z Lou. A zaczynało się robić miło.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Może jeszcze się kiedyś spotkamy.
- Mam nadzieję. Do zobaczenia.
Wypowiedział to zdanie jakoś dziwnie. Nie wiem jak, ale jakoś inaczej.
Spowrotem pobiegłam do domu. Tym razem już sprintem. Nie zajęło mi to dużo czasu, ale zdążyłam w sam raz. Na podjeździe spotkałam dostawcę z naszym obiadem. Zapłaciłam i odebrałam zamówienie. Szybko poszłam do domu i wyłożyłam koczkę na talerz. Raczej nie postawie nam posiłku w plastikowym opakowaniu. Chwilę później do domu weszła Jasmine. Była nie źle zdziwiona, kiedy zobaczyła, że jestem już w mieszkaniu. Odrazu zaczęła gadać.
-Co tak pachnie? Gotowałaś i nie spaliłaś domu? A w ogóle to czemu nie jesteś w pracy?
- Po kolei. Ten zapach, który zaatakował twoje nozdrza to kaczka po pekińskiu. Oczywiście, że nie gotowałam. Zamówiłam z chińskiej knajpy. Wyobrażasz sobie mne przy garach?
Postanowiłam zignorować ostatnie pytanie.
- Ok. Rozumiem. Ale czemu jesteś w domu tak wcześnie?
No to teraz mi się zbierze. To Jas jest ta odpowiedzialna i to ona zawsze mówiła mi, że mam szanowonać pracę.
- No dobra. Zaspałam, a jak pojechałam do hotelu to Sands nawet nie dał mi się wytłumaczyć. Zwolnił mnie.
- Szczerze? Też nie dałabym ci się wytłumaczyć. Ile raz spóźniałaś się do pracy?
Miałam już odpowiedzieć kiedy do domu ni stąd ni z owąd wszedł Liam. Najwidoczniej mnie nie zauważył, ponieważ Odrazu zaczął.
- Jas już jestem. To co mamy chatę dla siebie? Ell chyba...
- Już wróciła.- dokończyła za niego.
Co oni robią w domu kiedy mnie nie ma?
- Siostra, no ale miało cie nie być.
- Mi też miło cie widzieć braciszku. Skoro już przylazłeś to zjesz z nami obiad.
- Zależy. Jeśli sama robiłaś to dziękuje.
- Nie martw się, zamówiłam z knajpy.
I tak oto zjadłam posiłek w towarzystwie mojego brata. Chwilę jeszcze posiedział, a potem wrócił do siebie. Odniosłam wrażenie, że był jakiś taki rozczarowany. Ciekawe na co liczył. I znowu została sama z Jas. Zaraz się zacznie.
- I co teraz zamierzasz?
- Muszę jak najszybciej znaleźć pracę. Nie ważne jaką. Patrzyłam na ogłoszenia już dzisiaj, ale nic nie ma.
- Popytam u mnie w pracy. Może coś ci załatwię. Nie martw się. Poradzimy sobie jakoś.
- Od podstawówki mi to mówisz.
- I zawsze się sprawdza.
Po tej krótkiej wymianie zdań wpadłyśmy sobie w ramiona. Jas jest mi bliższa niż własna matka. Chyba jako jedyna się mną teraz przejmuje. No może jeszcze Liam. Czuje, że to będzie długi tydzień.
CZYTASZ
Hotel ||H.S
Fanfiction#Wattys2016 #JustWriteIt część I. 20 letnia Ellen Blue pracuje jako recepcjonistka w luksusowym hotelu w Londynie. Wiedzie spokojne i poukładane życie. Do czasu.... Pewnego dnia w hotelu pojawia się wyjątkowy gość, który zaburzy spokój Ellen...