rozdział 5

3.2K 143 0
                                    

Obudziłam się równo o 9:00. Czyli jest chociaż jeden plus tej sytuacji. W końcu mogę się wyspać. Chwilę jeszcze poleżałam. Nie chciało mi się wstać. W końcu jednak musiałam. Zebrałam się po czym poszłam do łazienki. Lekko się podmalowałam i związałam włosy w luźnego koka. Następnie wyjęłam z szafy zwykłe, czarne leginsy i długą sportową bluzę. Oczywiście szarą. Mój ulubiony kolor. Może mało kobiecy, ale ważne, że mnie się podoba.
Jasmine już dawno wyszła do pracy, więc nawet nie liczyłam, że ją zastanę. Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam na stole talerz z owsianką. Jak się domyślam dla mnie.
Po zjedzeniu śniadania doszłam do wniosku, że muszę spalić pochłonięte klorie. A tak szczerze to miałam nadzieje, że spotkam w parku Louisa. Od wczoraj odczuwam dziwną potrzebę spotkania się z nim.
Ubrałam adidasy po czym wyszłam do domu. Tak jak wczoraj skierowałam się do parku. Kiedy już byłam na miejscu niestety nie zobaczyłam Louisa. Szkoda. Muszę biegać sama.
Po 40 minutach biegania miałam już dość. To i tak dużo dłużej niż wczoraj. Byłam strasznie zmęczona dlatego postanowiłam na chwilę usiąść na ławce. W trakcie odpoczynku zaczęłam sprawdzać telefon. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Instynktownie odwróciłam się z wyciągniętą ręką. Zdążyłam się zamachnąć przez co "tajemniczy" dostał z liścia w twarz. Po chwili zorientowałam się , że popełniłam błąd.
- A za co to? Ja się chciałem tylko przywitać.
- O Jezu. Louis przepraszam.... No ale po części to twoja wina. Wystraszyłeś mnie.
- A to dziwne. Za zwyczaj kobiety się mnie nie boją. Raczej uważają mnie za przystojnego.
- Kobiety? To ile ich było?
Lou zaczął coś wyliczać na palcach.
- Tak z kilka...naście.
- Dobrze wiedzieć.
- Ale zobacz. Znów spotkaliśmy się w parku. Czyli to nie przypadek.
- Tym bardziej, że przyszłam tutaj, bo miałam nadzieje , że cię spotkm.
Czy ja to powiedziałam na głos?
- No to dziś zachowajmy się jak cywilizowani ludzie i wymieńmy się numerami telefonów.
Zrobiliśmy tak jak zasugerował brunet.
- Skoro już się spotkaliśmy to może wypijemy razem kawę. Niedalko jest fajna kawiarnia.
- Nie powinnam... Albo ok.
Razem udalimy się zażyć trochę kofeiny. Szliśmy kilka minut jednocześnie rozmawiając. Kiedy weszliśmy do kawiarni, zajęliśmy wolny stolik. Kelnerka zza lady popatrzyłam na nas jak na idiotów. No ale w sumie. Dwoje spoconych i zmęczonych ludzi w dresach wchodzi do dość przytulnej i eleganckiej knajpki. Po zamówieniu kawy zaczęliśmy trochę sobie opowiadać i śmiać się jak wariaci. Ludzi nawet nie ukrywali, że się na nas gapią.
Po godzinie postanowiłam wrócić do domu. Szłam chodnikiem lekko zamyślona. Otrząsnęłam się dopiero kiedy miałam przejść na drugą stronę. Weszłam na pasy i nagle usłyszałam pisk opon. Kiwdy odwróciłam głowę w bok zobaczyłam czarne BMW. Jak ten idiota jeździ?! No, ale to kogo zobaczyłam za kierownicą zszokowało mnie. Styles. Najpierw mnie wnerwia a teraz próbuje zabić. Wyszedł z samochodu z pretensjami.
- Jak łazisz... Ooo. Ellen.- zaczął nerwowo drapać się po karku- Przepraszam. Zamyśliłem się i trochę za bardzo przyśpieszyłem.
Najchętniej wygarnęłabym mu co o nim myślę, ale jesteśmy w środku miasta i w okół są ludzie. Nie chcę robić afery.
- Nie.. To moja wina. Weszłam na przejście jak jakaś święta.
- Nie ważne czyja wina. Chociaż i tak uważam, że moja.
A ja nie będę zaprzeczać - pomyślałam.
- To może w ramach przeprosin odwiozę cie do domu?
- Nie dziękuje. Raczej nie chcę, żebyś wiedział gdzie mieszkam.
- Aha... No dobra. W takim razie jeszcze raz przepraszam. Może...
Jak widać nie było mu dane dokończyć, ponieważ nagle samochody zaczęły trąbić jak głupie. Za autem Stylesa zebrał się spory korek.
- Chyba musisz już jechać.
Nie czekałam na jego odpowiedź tylko poszłam dalej.
Po kilkunastu minutach byłam w domu. Ze zmęczenia padłam na kanapę. Chciałam się zdrzemnąć, ale mój telefon dał o sobie znać.

Louis: I jak? Już w domu?

Ja: W domu. Wróciłam cała i zdrowa chociaż się na to nie zapowiadało.

Louis: Coś dokładniej?

Ja: Nic ciekawego... Tylko jakiś idiota chciał mnie potrącić na pasach.

Louis: Żebym ja tam był....

Ja: Jak to sobie wyobrażę to nawet lepiej, że cie nie było.

Louis: Jeszcze w wielu miejscach mnie spotkasz. Przepraszam, ale muszę już kończyć. Zaraz zaczynam zmianę w pracy.

Ja: Zapamiętać! Obiekt "L" zaczyna pracę od drugiej zmiany. Na razie.

Louis: Zapamiętać! Obiekt "E" potrafi być przerażający. Do zobaczenia.

Nic mi się nie chce. Powinnam wziąść się za szukanie pracy, ale.... zwyczajnie mi się nie chce. Zebrałam się w sobie i powędrowałam do laptopa.

Godzinę później....

Tak jak wczoraj. Najlepsze oferty nie aktualne. Jedno ogłoszenie rzuciło mi się w oczy szczególnie. Dotyczyło opieki nad dziećmi. To by nie było złe zajęcie. Przynajmniej na razie. Zawsze dobrze dogadywałam się z dzieciakami. Pensja też ok. Postanowiłam spróbować. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam pod podany numer. Odebrała jakaś kobieta. Raczej miła. Rozmawiała ze mną kilka minut. Zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną na czwartek. Takkkk!!!! Może w końcu będę miała pracę.
Podczas, gdy cieszyłam się jak głupia do domu wszedł Liam. A ten czego tu chce? W dodatku wchodzi jak do siebie.
- Cześć Ell.
- Hej. Co cię do mnie sprowadza?
- Szczerze? Stęskniłem się za Tobą.
Jeśli mówi prawdę to jest mi bardzo miło. Aż zachciało mi się go przytulić. Liam tylko na mnie popatrzył po czym rozłożył ramiona, w których odrazu zatonęłam. Kiedy tak tkwiliśmy w uścisku mój brat nagle zapytał.
-A nie wiesz o której wraca Jas?
No i koniec uścisku.
- Za godzinę. Coś podejrzewałam, że nie przyszedłeś tu dla mnie.
- Dla ciebie też. Więc pozwolisz, że poczekam z tobą na Jasmine.
- I tak nie mam wyboru.
- Nie masz. Poza tym musimy sobie porozmawiać.
- O czym?- na serio nie wiedziałam.
- O twojej pracy. A raczej jej braku.
- Od kogo wiesz?- miałam już pewne podejrzenia.
- Nieważne.
- Jasmine?
-Tak.
A jednak Liam nie potrafi kłamać.
- Co za papla....
Braciszek zrobił mi wykład równie fascynujący jak ten wczorajszy Jasmine.
- Aha i jeszcze jedno. Może dam ci jakąś kasę?
- Nie. Mam jeszcze swoje oszczędności. Poza tym w czwartek idę na rozmowę o pracę.
- To akurat dobrze. Ellen i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Pamiętam.
Po raz drugi tego samego dnia przytuliłam Liama. W między czasie do domu wróciła Jas. Wygląda na to, że spędze miły wieczór w towarzystwie najbliższych mi osób.

Hotel ||H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz