rozdział dziesiąty

4.4K 685 56
                                    

Eva

Czekam aż chłopak zamknie za sobą drzwi. Słyszę odgłos przekręcanego zamka, no tak, czego innego mogłam się spodziewać? Że będę mogła chodzić sobie na spacery całkiem sama po jakimś ''szpitalu'', jeśli w ogóle mogę nazwać tak to miejsce?

Zastanawia mnie jedna rzecz, co oni mają zamiar mi tutaj robić, że mam się przebrać w ten biały worek? Głośno wzdycham i zaczynam rozglądać się po pokoju, w którym się znajduję. Na wspomnianym wcześniej przeze mnie metalowym łóżku, leży materac, poduszka i kołdra, mimowolnie na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech, ostatnio pod ciepłą pościelą spałam w noc poprzedzającą spotkanie z Aaron'em.

Spoglądam w górę. Do sufitu przymocowana jest płaska, pojedyncza lampa. Żadnych okien. Biurko jest, jak wszystko tutaj, zrobione z metalu i nic na nim nie leży, po co mi w takim miejscu biurko?
Żadnej szafy, umywalki ani chociażby lustra, tylko te kilka rzeczy. Spoglądam z odrazą na ubranie leżące na krześle. Podchodzę do niego i biorę je w ręce. O dziwo jest czyste i pachnie proszkiem do prania, wciągam je przez głowę, jednocześnie ściągając moje poprzedni, brudny strój. Jak dobrze założyć na siebie coś czystego, nieważne czy jest to szpitalny uniform czy nie. Patrzę na swoje zniszczone trampki, a potem na podłogę. Jest pokryta gumowym linoleum, schyłku się i go dotykam, jest cholernie zimne, nie zdejmę butów choćby nie wiem, jak brudne i śmierdzące były.

Siadam na łóżku i opieram się plecami o ścianę. Jestem przeraźliwie głodna, ten hot-dog starczył mi tylko na kilka godzin. Co ja mam ze sobą zrobić? Nagle dopada mnie przeraźliwy strach. Co ja tutaj w ogóle robię? Dlaczego akurat ja? Chcę do domu, błagam. Zginam się w pół i zaczynam bez skrupułów głośno płakać. Nienawidzę tych ludzi, nienawidzę tego miejsca, nienawidzę siebie za to, że byłam taka głupia, nienawidzę Aarona, gdzie on teraz w ogóle jest? Pewnie to wszystko jego sprawka, to całe porwanie. Gdzieś głęboko od początku o tym wiedziałam tylko nie chciałam tego przyznać, bo go przeraźliwie kocham i za nim tęsknię. Czy to w ogóle możliwe? Kochać osobę, której nigdy nie widziałam na oczy? Dlaczego tęsknię za osobą, dla której nic nie znaczę? Za osobą, która mnie porwała? To chore. Wstydzę się swoich myśli.

Z moich oczu przestają lecieć łzy. Pewnie wyglądam strasznie, makijaż, który miałam w tamtą sobotę nadal jest na mojej twarzy, nie brałam prysznica od tamtego dnia. Pewnie mam całą twarz w tuszu do rzęs, muszę wyglądać naprawdę komicznie. Jak ktoś do mnie przyjdzie będę kazała zaprowadzić się do jakiejś łazienki. Chciałabym w końcu załatwić swoje potrzeby do normalnej toalety, a nie do jakiejś miski.

Moje przemyślenia nagle, jak na zawołanie przerywa dźwięk otwieranego zamka. Automatycznie moje wyczulone ciało całe się spina, a ja przesuwam się, jak najbliżej ściany, jak najdalej od wejścia do pomieszczenia. Kilka sekund później przez drzwi wchodzi starszy mężczyzna. Ma na sobie biały lekarski kitel i buty tego samego koloru, takie, jakie nosi się właśnie w szpitalach. Chyba naprawdę jestem w jakiejś klinice, tylko po co?

- Witam Evo, nazywam się Robert, jestem lekarzem i psychologiem, od dzisiaj odpowiadam za ciebie w tym miejscu. Będę o ciebie dbał fizycznie, jak i psychicznie, możesz mnie pytać o wszystko, czego zapragniesz, ale oczywiście z umiarem. - Mówiąc to przyjazny uśmiech nie schodzi z jego ust. Po pierwszym wrażeniu, mężczyzna wydaje się bardzo miły i chyba mogę mu zaufać, przynajmniej takie mam przeczucie. Ale, po co mi w ogóle taka osoba, o co w tym wszystkim chodzi? Jasne, mam mnóstwo pytań, jeszcze mi się pan na nie na odpowiada. Mężczyzna unosi pytająco brew, strasznie zbijając mnie tym z tropu. Jestem strasznie nieśmiała przy nowo poznanych ludziach, to jest jedna z moich wad, Meggi zawsze mi ją wypominała.

- Um, hm dzień dobry. - Ze zdenerwowania zapominam wszystko, o co miałam zapytać osobę, która wejdzie tu jako pierwsza. - Tak właściwie, co to za miejsce? - Jego spokojny wyraz twarzy dodaje mi odwagi i udaje mi się wykrztusić z siebie jedno pytanie. Przyłapuję się na tym, że ze zdenerwowania skubię biedne skórki przy paznokciach.

- Sądzę, że za nim zaczniesz mnie o cokolwiek pytać, powinnaś doprowadzić się do porządku, tyle razy mówimy im, jak powinno się o was dbać, a oni nadal robią swoje, nie mają o niczym pojęcia, zgaduję, że jesteś głodna? - Po raz setny dzisiejszego dnia zastanawiam się, o co w tym wszystkim do cholery chodzi.

- Tak, jestem. - Na jego twarzy dostrzegam współczucie, to dziwne.

- Tak więc proponuję ci najpierw wzięcie prysznica, a potem zjedzenie kolacji. - Kiwam głową na zgodę i wstaję z łóżka. Wolno podchodzę do mężczyzny, a on ku mojemu zdziwieniu szybkim ruchem dłoni łapie moje nadgarstki i zaciska na nich plastikowy pasek. Nie tego się spodziewałam, myślałam, że, jak normalny człowiek pójdę do łazienki, a nie, jak jakiś przestępca. - Przepraszam, ale takie mamy procedury, gdybyś miała w planach ucieczkę. - Zaciska usta w cienką linię i wyprowadza mnie z pokoju, zamykając go na klucz. Bałabym się spróbować stąd uciec, przecież ani trochę nie znam tego miejsca.

Idziemy na drugi koniec korytarza. Robert otwiera przede mną drzwi z napisem "łazienka" i puszcza mnie przodem. W środku wszystko jest tego samego koloru, jak całe to piętro - jasnoróżowego.

- Czy mogę ci ufać? Uwolnię ci ręce, żebyś mogła w spokoju wziąć prysznic, ale to pozostanie między nami, w porządku? - Kiwam głową i podnoszę w górę nadgarstki, którymi po chwili mogę już ruszać. Po cichu dziękuję mężczyźnie i w tej samej chwili zauważam w jego drugiej ręce paralizator. Lekarz domyśla się, co zauważyłam, prawdopodobnie po mojej przerażonej minie, bo po chwili ciszy ponownie się odzywa. - Naprawdę nie chcę tego używać, więc przemyśl każdy swój ruch. - Rzucam mu ostatnie, nieufne spojrzenie i idę do zabudowanej kabiny prysznicowej. Przed wejściem zdejmuję trampki i skarpetki. Po przejściu progu prysznica, ściągam przez głowę uniform i wywieszam go na zewnątrz. Zamykam oczy, gdy czuję na swojej skórze ciepłą wodę. Boże, jak mi tego brakowało. Odprężam się i biorę w rękę mydło leżące przy moich stopach, o niczym tutaj nie zapomnieli. Myjąc moje brudne ciało słyszę, jak po drugiej stronie mężczyzna się krząta, ciągle otwiera i zamyka jakieś szafki. Zakręcam wodę i od razu widzę rękę, która przez dziurę podaje mi ręcznik. Biorę go i wycieram się. Następnie sięgam po wiszące na ścianie białe ubranie i wkładam je przez głowę. Jestem taka zmęczona jazdą w bagażniku, myśleniem, dosłownie wszystkim. Wychodzę z zaułka i pozwalam lekarzowi, żeby związał moje nadgarstki.

...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...

Witajcie moi drodzy w kolejnym rozdziale!

Osobiście nie za bardzo mi się podoba, ale jak na razie nic innego napisać nie mogę. Dokucza mi trochę brak weny i czasu 😭.

Możecie mi pisać w komentarzach co uważacie, jakieś teorie, opinie, cokolwiek, uwielbiam czytać wszystko co pojawia się pod rozdziałami!

Jak na razie liczę na gwiazdki, które jak pewnie większość z Was wie, strasznie motywują.
✨✨✨

Także do piątku!

Ps Kocham Was 💞💘

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz