rozdział trzydziesty ósmy

2.3K 283 35
                                    

rok wcześniej

– Musimy pożyczyć pieniądze Anna. – Wzdycham i spoglądam na przepełnioną bezradnością twarz żony.

– Kredyt nie wchodzi w grę, dobrze o tym wiesz. Bank nie udzieli nam kolejnego. – Jej głos świadczy o tym, że jest śpiąca i jedyna rzecz, o jakiej teraz marzy to ciepłe łóżko, a nie dyskusja na temat naszych problemów finansowych.

Siedzimy na przeciwko siebie, jest środek nocy, a między nami leżą wciąż nieopłacone rachunki, które przyprawiają nas o dreszcze.

– Wiesz, że trzeba coś zrobić, bo inaczej stracimy wszystko, samochód, dom, telewizor i wszystkie wartościowe rzeczy. – Rozkładam ręce i próbuję sprawić, żeby spojrzała mi w oczy. – Nie mamy nawet pieniędzy na szkołę Evy. – Wiem, że ta informacja poruszy nią bardziej niż wszystko inne. Dziewczyna jest jej oczkiem w głowie i od samych narodzin robi wszystko, żeby miała jak najlepszą przyszłość.

– Może poszukasz jakiejś dobrze płatnej pracy? Albo ja zatrudnię się gdzieś indziej? – Przewracam oczami, tak, żeby siedząca przede mną kobieta tego nie zauważyła.

Wszystko zaczęło się odkąd pół roku temu straciłem pracę w laboratorium, byłem tam jedynie asystentem, ale razem z zarobkami Anny, która jest szpitalną pielęgniarka, szło nam całkiem nieźle. Wylali mnie bez powodu, a potem dziwnym trafem nigdzie nie chcieli mnie zatrudnić, przyszło mi na myśl, że to oczywiście sprawka Éluard'a, który jeszcze nie zdołał o mnie zapomnieć, nadal kryje w sobie nienawiść i za wszelką cenę próbuje zniszczyć mi życie, Anna niestety nie domyśla się tego, co ja. Wydaje mi się, że już zapomniała, w co zaplątałem się, kiedy byłem młody, a może po prostu nie chce już nigdy o tym wspominać?

– Nie rozumiem tego, masz takie dobre wykształcenie, to stało się tak nagle... – Kładę rękę na jej dłoni, żeby ją wesprzeć.

– Pożyczę od kogoś, odezwę się do starych przyjaciół, nikt nam niczego nie odbierze, obiecuję, wszystko będzie tak, jak było kiedyś. – W końcu udaje mi się złapać z nią kontakt wzrokowy. Jej niebieskie tęczówki są wypełnione łzami, mam cichą nadzieję na to, że mi ufa, bo mam pomysł, który powinien skończyć się powodzeniem. – Chodź do łóżka, oboje jesteśmy zmęczeni.

Wchodzimy cicho po schodach, żeby nie obudzić śpiącej w pokoju Evy. Na nasze szczęście wzięliśmy prysznic o normalnej godzinie, inaczej wzbudzilibyśmy w naszej córce niepokój. Ma dopiero szesnaście lat, a jest taka inteligentna i dobra, nie to, co ja.

Bez słowa kładziemy się na łóżku.

– Dobranoc, kochanie. – Szepczę i odwracam się do żony plecami.

– Dobranoc. – Słyszę w odpowiedzi jej kruchy głos, wiem, jak bardzo przejmuje się tą sytuacją i mam ochotę cały ten strach i smutek wziąć na swoje barki, żeby było jej lekko.

Przełykam ślinę, mam nadzieję, że leżąca obok mnie kobieta zaśnie szybko, bo mam zamiar zrobić to jeszcze tej nocy. Boję się i nie wiem czy robię dobrze. Co powiem Annie? Muszę wymyślić coś wiarygodnego. Ale czy ten mściwy człowiek pomoże mi naprawić to, co sam mi zrujnował? Nie dowiem się, jeśli nie zadzwonię.

Leżę z otwartymi oczami wpatrując się w tarczę wiszącego na ścianie zegara. Powoli dochodzi trzecia nad ranem, co za szczęście, że jutro zaczyna się weekend. Mija dziesięć minut, a do moich uszu dochodzi charakterystyczny dźwięk chrapania, który świadczy o tym, że w końcu nadszedł czas. W ciszy siadam na krawędzi łóżka i spoglądam na spokojną, pogrążoną we śnie twarz Anny. Wstaję i biorę w rękę leżący na półce nocnej telefon komórkowy, do którego dzisiaj rano włożyłem całkiem nową kartę SIM. Cicho stąpając schodzę na dół i wychodzę na podwórko przez domem. Siadam na schodkach, noc jest ciepła, przez co spokojnie mogę siedzieć w bluzce z krótkim rękawem i w  krótkich spodenkach od piżamy.

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz