rozdział trzydziesty dziewiąty

2.3K 276 53
                                    

Poprawiam się na krześle i podpieram rękę na łokciu, żeby móc lepiej widzieć mojego rozmówcę, który wygodnie opiera się o ścianę przy moim łóżku. Podoba mi się idea bycia przyjaciółmi i myślę, że mu również. Od momentu, w którym podjęliśmy tą wspólną decyzję, rozmawia mi się z nim o wiele luźniej. Dobrze czuję się z myślą, że nie muszę udawać przed nim uczuć, które nie są prawdziwe. Ciekawa jestem, co na tą sytuację powiedziałaby Meggi. Wydaje mi się, że nie rozumiałaby, dlaczego nie chcę zaczynać czegoś głębszego z Blais'em. Ten chłopak jest zdecydowanie w jej typie i chętnie nawiązałaby z nim dłuższą rozmowę.

– Czujesz się, jak u siebie. – Śmieję się, jednocześnie przerywając panującą w pokoju ciszę.

– No... W sumie, to tak jakby jestem. – Brunet odwzajemnia uśmiech. – Przecież tu mieszkam. – Ze zdziwienia unoszę brwi.

– Jesteś tutaj przez cały ten czas? Nie wyjeżdżasz stąd? – Wydaje mi się to wręcz niemożliwe, dopiero teraz dochodzi do mnie to, że on czuje się tak samo, jak ja, może uchodzić za ofiarę. – Czy to oznacza, że nie ruszasz się stąd od kilku lat? To okropne!

– Tak i nie, wyjeżdżałem stąd na akcje, podczas których miałem uprowadzać ludzi. Ale mieszkam tutaj, tak jak ty, mam swój pokój na parterze, może jest trochę ładniejszy niż twój, ale to szczegół. – Z jego gardła wydobywa się perlisty śmiech. – Pierwszego dnia mojego pobytu w tym miejscu ojciec wspomniał, że któregoś dnia mi zaufa i pozwoli opuścić klinikę, sam nie wiem, kiedy ten dzień będzie miał miejsce. – Słyszę w jego głosie niedowierzanie i brak nadziei, pogodził się z tym, że całe swoje życie spędzi gnijąc u boku psychopatycznego ojca.

– Myślałam, że codziennie wieczorem wyjeżdżasz drogim samochodem do jakiegoś pobliskiego miasta i idziesz w spokoju spać. – Moja bujna wyobraźnia wyraźnie go rozśmiesza. – Oh! Zapomniałam! Przed spaniem zjadasz jeszcze drogą kolację.

– Chciałbym. – Brunet drapie się po włosach i przekręca głowę w prawą stronę. – Ten opis nawet nie pasuje do życia mojego ojca. – Marszczę brwi.

– Jak to? Myślałam, że jest milionerem, czy kimś takim, dziwne.

– To znaczy, jest chorobliwie bogaty, ale powoli zaczyna tracić rozum, przez swoją pracę oczywiście. Chodzi mi o to, że całe dnie spędza w swoim gabinecie, nie wiem, co on tam robi, ta robota go powoli zjada, a on jej na to pozwala.

– Czyli nie korzysta po prostu z luksusów, które mógłby mieć na pstryknięcie palcem. – Opuszczam wzrok, zastanawiając się nad tym, jak bardzo beznadziejne życie ma ten człowiek, prawie gorsze od mojego. – Masz pojęcie w ogóle gdzie się znajdujemy? Bo wiesz, w jakiś sposób musiałeś tutaj przyjeżdżać i dojeżdżać na te wasze misje.

– Mój ojciec mimo wszystko nie jest taki głupi, zawsze jeżdżę samochodem, który ma szyby tak ciemne, że nic nie da się przez nie zobaczyć.

– W takim razie, jak jest przed budynkiem? – Zadaję to pytanie i próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z mojego pierwszego dnia w tym miejscu, kiedy wyszłam z samochodu była noc, jestem na siebie zła za to, że się nawet nie rozejrzałam, zachowywałam się, jak mała dziewczynka niezdająca sobie sprawy z tego, że właśnie została uprowadzona.

– Przecież ty też tam byłaś. – Jego brwi łączą się w geście zdziwienia.

– Tak, ale niestety mało pamiętam z tamtego dnia. – Czuję, jak na moich polikach pojawia się soczysty rumieniec, nie mam ochoty rozmawiać z nim o okresie, w którym nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to on jest Aaron'em, to zbyt upokarzające.

Blaise spogląda ze skupieniem na moją twarz, jakby próbował odczytać moje myśli, w końcu postanawia przerwać panującą pomiędzy nami ciszę.

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz