rozdział czterdziesty czwarty

2.2K 256 110
                                    

Barcelona, miesiąc później

Z ulgą wchodzę na zaplecze i zdejmuję biały fartuszek, który jest tutaj obowiązkowy. Zegarek pokazuje równo piętnastą po południu, mam szczęście, że mój szef jest wyrozumiały i nie karze mi pracować po godzinach. Dzisiejszego dnia śpieszy mi się do domu bardziej niż kiedykolwiek. Blondyn obiecał mi rozmowę na temat spotkania z Meggi. Jestem prawie pewna, że się zgodzi, jeszcze dzisiaj odważę się do niej zatelefonować.

Podchodzę do swojej szafki, z której wyjmuję czarną kurtkę, granatowy szalik i torebkę. Na dworze jest chłodno, a ja nie chcę się przeziębić po dwóch tygodniach w mojej pierwszej pracy w życiu. Wyjmuję telefon, automatycznie moje kąciki ust unoszą się w górę, kiedy na ekranie dostrzegam nieodczytaną wiadomość.

Archer: Odezwij się, jak wrócisz do domu :)

Na nasze nieszczęście Archer kończy pracę godzinę później niż ja, szczerze powiedziawszy ani mi, ani jemu nie uśmiechało się pracować w pubie i w kawiarni, ale nie mieliśmy wyboru, przecież wpierw musimy zacząć od małych rzeczy, żeby potem osiągnąć coś większego.

Rzucam szybkie "cześć" w stronę biura kierownika i wychodzę na zewnątrz. Uderza mnie zimny powiew listopadowego powietrza. Ja jednak nie zwracam na to większej uwagi, bo szybkim krokiem ruszam w kierunku przystanku tramwajowego. W momencie, kiedy podchodzę do rozkładu jazdy, obok mnie zatrzymuje się numer, jadący praktycznie pod nasze mieszkanie. Napełniona entuzjazmem siadam na samym końcu w prawie pustym pojeździe i zaczynam obserwować budynki mijane za szybą. Lubię to miasto, zawsze je lubiłam, kojarzy mi się z rodzicami, lecz chciałabym, żeby było kompletnie inaczej.

– Bilet i dowód do kontroli poproszę. – zaskoczona i wyrwana z zamyślenia odwracam się do starszego Pana w granatowym stroju stojącego zaraz obok mnie.

Czuję, jak serce łomocze się w mojej piersi, przestraszyłam się nie na żarty. Wyjmuję z torebki wspomniane przez niego rzeczy i obserwuję, jak skupiony wzrok mężczyzny zatrzymuje się na moim imieniu i nazwisku. Wstrzymuję oddech, a co jeśli dostrzeże nie widoczny dla mnie szczegół i zorientuje się, że dowód nie jest autentyczny? Kamień spada z mojego serca, kiedy dostaje z powrotem do ręki dokumenty, a kontroler wysiada na następnym przystanku. Przecieram dłonią twarz, histeryzuję, powoli zaczynam popadać w paranoję, dosłownie wszędzie widzę zagrożenie.

Mam ochotę poprosić jakiegoś magika, żeby w nieznany dla mnie sposób wyczyścił mi pamięć. Czasami nie mogę spać, bo mam koszmary, nigdy nie pytałam Archer'a czy on też tak ma, bo nie lubimy wracać do przeszłości, co ja niestety robię ciągle w myślach. Nie lubię, kiedy mam wolny czas, bo mój umysł nie jest niczym zajęty i zaczynam zastawiać się nad różnymi rzeczami i sytuacjami, które powinnam zostawić daleko za sobą. Zdecydowanie powinnam nauczyć się to kontrolować.

Kiedy myślami jestem już przy przeszłości, w głowie pojawia się twarz mojego brata. Od rozstania w Paryżu ani razu nie rozmawialiśmy z Blaisem, bardzo chcę wiedzieć, co u niego, czy ma pracę, a może nawet poznał jakąś dziewczynę? Muszę powiedzieć chłopakowi o tym, że powinniśmy się do niego odezwać, nawet gdyby on tego od nas nie oczekiwał, to i tak myślę, że zrobi mu się miło, sam przecież wspomniał, że możemy do niego dzwonić. Przynajmniej ja uważam, że akurat mojego brata nie powinniśmy zostawiać razem z okropną przeszłością.

...

Znudzona do granic możliwości, w końcu siadam na krześle wpatrując się w cień płomienia świeczki, który wesoło tańczy na ścianie. Lubię ten klimat i wcale nie czuję się źle z tym, że jak na razie jesteśmy zmuszeni oszczędzać prąd, bo nie zarabiamy tak dużo, aby móc sobie pozwolić na dość normalne życie. Jednak mimo to, ani razu nie pomyślałam o tym, że mogliśmy zostać w Paryżu. Nie czułam się tam, jak w domu, a tu się czuję.

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz