rozdział trzydziesty piąty

2.4K 295 97
                                    

Meggi

Wolnym krokiem pokonuję dystans dzielący mój dom ze szkołą. Mimo tego, iż lato się już skończyło to nadal jest ciepło, nawet o tej porze.

Jednakże przyjaźnie wyglądające słońce i zieleń wokół mnie nie zmieniają mojej decyzji i ciągle mam ogromną ochotę, jak najszybciej zawrócić i biegiem znaleźć się w swoim pokoju, w miejscu, w którym w pełni czuję się bezpieczna.

Odkąd Eva zaginęła mam wrażenie, jakby każdy jadący samochód, każda osoba idącą za mną była wrogo nastawiona w stosunku do mnie. Mama mówi mi, że jest to efekt tego, że nie umiem pogodzić się z zamknięciem sprawy przez policję. Wydaje mi się, że ona też uważa to za nieco dziwne, ale nie przyznaje tego przede mną. Według mnie to z ich strony strasznie nie profesjonalne posunięcie, nie znam się na tym zawodzie, ale taka sprawa powinna być poprowadzona w całkiem inny sposób. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt mnie nie słucha, nawet jej rodzice wierzą policji, a nie mnie.

Idąc wpatruje się w swoje czarne botki, kupione przez mamę dwa lata temu specjalnie do tej przeklętej szkoły. Niespodziewanie czuję w kieszeni nowej kurtki wibracje. Należące do mnie serce automatycznie przyspiesza, co jeśli on coś do mnie napisał? A może Eva uciekła, może jednak żyje? Drżącą dłonią wyciągam telefon i spoglądam na jego wyświetlacz. Słońce świeci bardzo mocno, przez co nie widzę, co pojawia się na ekranie. Za to dostrzegam swoją twarz i z przerażeniem dochodzę do wniosku, że znajomi w szkole mogą mnie nie poznać. Nie zwracam uwagi już na makijaż, który kiedyś był obowiązkiem w mojej porannej toalecie. Od kilku tygodni moja twarz wyraża zmęczenie, a głownie widać to po wyraźnych workach pod oczami. Wzdycham ciężko i opieram się o drzewo, żeby móc w jego cieniu przeczytać SMS'A. Odblokowuję ekran i wypuszczam ze świstem powietrze, kiedy okazuje się, że nadawcą jest operator sieci. Wkładam komórkę na swoje miejsce i odgarniam rozczochrane przez wiatr włosy z czoła. Nagle coś podpowiada mi, żebym podniosła dotąd opuszczony wzrok, co okazuje się katastrofalnym błędem.

Na drzewie wisi kartka, ale nie byle jaka. Jest biała, na jej środku figuruje uśmiechnięta twarz Evy, znam to zdjęcie, bo byłam z nią, kiedy robiła je do legitymacji szkolnej. Czy jej rodzice naprawdę nie mieli jej innej fotografii?

Mój wzrok ląduje na krótkiej notce z podpisem jej taty i mamy.

Zaginęła nastolatka w okolicach Barcelony.
Niska brunetka o ciemnych oczach.
Ktokolwiek ją widział lub posiada informację na temat zaginięcia naszej córki proszony jest o kontakt pod numer 092.
Prosimy o pomoc.

Rodzice Evy.

Jedyne, co potrafię wyciągnąć z tej notki to to, że ci ludzie są okropnie zdesperowani. W moich oczach stają łzy, nie teraz, nie przed moim pierwszym dniem w szkole.

Ze złością łapię za róg kartki i zdzieram ją z pnia. Zgniatam papier w jak najmniejszą kulkę i wyrzucam ją do pobliskiego kosza. Nie rozumiem sensu robienia takich plakatów, czy ich nie boli jej widok?! Bo mnie tak i nie mam zamiaru widzieć na każdym kroku twarz, za którą tak cholernie tęsknię!

Ruszam szybkim krokiem z miejsca, zaraz po tym, jak wcześniej sprawdziłam czy czasem ktoś dziwny za mną nie podąża. Czuję we włosach podmuch wiatru, który rozwiewa moją cienką kurteczkę na wszystkie strony. Byle tylko przetrwać ten dzień do końca.

...

Staję przed szarym budynkiem i wpatruję się w czerwoną tabliczkę, wisząca przy wejściu.

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz