rozdział jedenasty

4.3K 694 35
                                    

Wychodzimy z łazienki. Czuję się taka czysta. Dostałam od Roberta nowe buty, są to białe klapki, nic specjalnego, ale i tak są lepsze od poprzednich zniszczonych trampek, które ledwo dawały radę po moim pobycie w tamtym dziwnym miejscu.

– Teraz pójdziemy do twojego pokoju, będziesz musiała chwilę poczekać, a ja przyniosę ci kolacje. – Mężczyzna informuje mnie z uśmiechem i prowadzi w stronę, z której przyszliśmy.

Jesteśmy już w połowie drogi, gdy nagle słyszę jego głos. Tak, jak w ciężarówce. To na pewno mówi on, jestem prawie pewna. Słyszę, jak krzyczy na kogoś. Momentalnie moje nogi odmawiają posłuszeństwa, a ja głośno przełykam ślinę. Widzę, jak lekarz staje w gotowości i patrzy na mnie ze zdziwieniem.

– Wszystko w porządku? – Pyta i czeka na moją odpowiedź.

– Nie. – Odpowiadam ze łzami w oczach i próbuję wyrwać nadgarstki z żelaznego uścisku Roberta, niestety, z marnym skutkiem. – Słyszę jego głos, błagam zabierz mnie do niego, zabierz mnie do Aarona, chcę sobie z nim wszystko wyjaśnić, chcę go zapytać, dlaczego, dlaczego mi to zrobił, dlaczego ja! – Mężczyzna wolną ręką przeczesuje swoje siwe, ale gęste włosy i przez chwilę przysłuchuje się głosowi dochodzącemu z innej części budynku, a potem na powrót skupia swoją uwagę na mojej osobie.

– Evo, proszę, uspokój się, chodźmy do twojego pokoju. Zapewniam cię, że żaden Aaron tutaj nie pracuje. Musiałaś pomylić głos owego chłopaka z mężczyzną pracującym w tej placówce. Jeśli chcesz, możemy o tym później porozmawiać. Kiedy wszystko z siebie wyrzucisz, gwarantuję ci, że poczujesz wewnętrzną ulgę, to jak? Idziemy?

Powoli chyba zaczynam wariować.
Analizuje jego słowa i dochodzi do mnie to, co powiedział mi na początku. Jest moim lekarzem, nie tylko od urazów fizycznych, ale także od psychicznych, chyba mógłby mi jakoś pomóc, chociaż w małym stopniu.

Może ma rację? Może nie jestem w stanie rozpoznać głosu Aarona tylko po tym, jak przez moment rozmawiałam z nim przez telefon? Wymieniliśmy wtedy tylko kilka słów, bo zadzwoniłam do niego przez przypadek. Może on wcale nie jest w to wplątany? Ponownie wytężam słuch. Cisza. Nikt już nie krzyczy. Patrzę na zmartwioną twarz stojącego przy mnie człowieka i wolno kiwam głową jednocześnie ruszając się z miejsca. Robert wypuszcza z ulgą trzymane w płucach powietrze i uśmiecha się pocieszająco.

Już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Pewnie wtedy w ciężarówce i przed chwilą to był jakiś inny mężczyzna, czasem przecież głos w telefonie brzmi całkiem inaczej niż w świecie realnym.

Dochodzimy do jasno różowych drzwi, które po chwili zostają otwarte przez idącego za mną mężczyznę. Jestem tu dopiero kilka godzin, a już mam dosyć tego koloru, dlaczego tutaj wszystko musi być tego odcienia? To bardzo frustrujące. Wchodzę do środka i siadam na łóżku. Jest takie wygodne.

– Zaraz wracam, pójdę po jakiś lekki posiłek dla ciebie, jest noc więc nie możesz też zjeść za dużo. – Robert uśmiecha się i zamyka drzwi, oczywiście na zamek.

Dlaczego on tak o mnie dba? Do czego zamierzają mnie tutaj wykorzystać? Ten lekarz wydaje się bardzo doświadczony w tym co robi, ale w ogóle nie pasuje mi na osobę, która pracuje w czymś nielegalnym, bo przecież porywanie ludzi jest cholernie nielegalne.

Nigdy nie byłam na dłużej w szpitalu, zawsze byłam okazem zdrowia. Nigdy nie miałam żadnych operacji ani nic z tych rzeczy, w sumie bardzo się cieszyłam z tego powodu, bo nienawidzę widoku krwi i igieł.

Na samą myśl o tym wszystkim robi mi się słabo i opadam górną częścią ciała na poduszkę. Czując pod głową miękki materiał, zamykam z rozkoszą oczy i uświadamiam sobie, jak bardzo jestem zmęczona.

Prawie zasypiam, gdy nagle z pół snu wyrywa mnie dźwięk otwieranego zamka. Gwałtownie zrywam się z pościeli, przez co tracę równowagę i upadam na podłogę. Nie mam siły nawet na to, żeby normalnie wstać. Czuje, jak silne ramiona podnoszą mnie z zimnej posadzki.

– Evo nic ci nie jest? – Słyszę przepełniony niepokojem głos Roberta. – Jesteś strasznie blada, to pewnie przez to, że mało ostatnio jadłaś i piłaś, proszę usiądź i napij się wody. – Wykonuję jego polecenie, biorę w rękę plastikowy kubek, który trzyma mężczyzna. Nadal nie czuję się w pełni na siłach, ale jest już lepiej niż minutę temu. Robi mi się jeszcze lepiej, kiedy czuję na swoim języku chłodną ciecz, wypijam całą zawartość jednym tchem. – Jesteś zbyt słaba, proszę, to jest twój posiłek, zjedz wszystko. – Patrzę, jak jego ręce biorą z biurka tacę i kładą ją obok mnie na łóżku, stoi na niej jeszcze jeden plastikowy kubeczek, a obok niego leży talerzyk z bułką z masłem i jajkiem. Pachnie cudownie. Wciągam zapach gotowanego jajka w nozdrza, a do moich ust momentalnie napływa ślina.

Postanawiam przełamać wszelkie swoje bariery i podziękować mu za to, co mi przyniósł. Mimo tego dla kogo pracuje, jestem mu w jakimś stopniu wdzięczna, za to, że tak o mnie dba.

– Dziękuję. – Z moich usta wydobywa się ledwo słyszalny szept. Gdy Robert słyszy moje słowa, widzę, jak jego kąciki ust lekko się unoszą, a w kącikach jego oczu pojawiają się zmarszczki.

– Naprawdę nie masz za co. – Odpowiada i głośno wzdycha. – Zjedz sobie w ciszy i spokoju, a potem idź spać. Nic ci tutaj nie grozi, więc możesz spać spokojnie. Jutro o odpowiedniej porze przyjdę ze śniadaniem i wszystkim, co muszę ci powiedzieć. – Dobranoc. – Mężczyzna jeszcze raz na mnie spogląda i wolno wychodzi z pokoju, robi to bardzo cicho, zupełnie tak, jakby bał się, że kogoś może obudzić.

Czy ktoś tutaj jeszcze jest, w tych innych pokojach? Pewnie tak, bo przecież, co innego mogłoby się w nich znajdować niż kolejny taki sam pokój, jak mój? Sięgam po kanapkę i pochłaniam ją w ekspresowym tempie.

Dawno nic mi tak nie smakowało, pewnie każdy posiłek tutaj będzie tak dobry, jak ten. Odstawiam tacę na biurko i odkrywam kołdrę. Z przyjemnością kładę się na miękkim materacu i przykrywam swoje ciało ciepłym materiałem.

Czuje wewnątrz siebie straszny niepokój. Mimo przeraźliwego zmęczenia postanawiam w duchu pomodlić się o to, żebym mogła wrócić do domu, do rodziców, do normalnego życia. Kończę modlitwę wypowiedzianym na głos słabym i cichym "amen".

Pamiętam jak byłam mała, wtedy rodzice kazali mi odmawiać modlitwę codziennie rano i wieczorem, z wiekiem przestałam to robić, sama nie wiem, dlaczego.

Głośno wzdycham, gdy do mojej głowy zaczynają napływać obrazy z dzieciństwa. Wtedy nie sądziłam, że kiedyś zostanę całkiem sama, bez rodziców.

Próbuję już o tym nie myśleć i nie mogąc zasnąć wsłuchuję się w panującą w pomieszczeniu ciszę, która wypełnia cały ten budynek. Ciekawe, jaki on jest. Pewnie strasznie duży, ale czy jest na jakimś odludziu? Pewnie tak, więc nawet jakby mi się udało w jakiś sposób uciec, zabłądziłabym, a potem umarła z głodu.

Próbuję obliczyć w głowie, ile mniej więcej mogliśmy jechać ciężarówką, ale za nim zdążę cokolwiek sobie przypomnieć, moje powieki robią się ciężkie, po czym opadają, a ja jednocześnie zapadam w głęboki, spokojny sen.

~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~...~

Hej, hej, hej 💋💞

Jak się podoba kolejny rodział? Wiem, że jest trochę nudno, ale obiecuję, że już niedługo coś się stanie i pojawi się nowa postać, tylko tyle Wam mogę zdradzić :D

Jeśli czytasz to opowiadanie to pozostaw po sobie komentarz, albo chociaż gwiazdkę, będzie mi miło :)

👋👋🔜🚹🚻📴

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz