11

3.4K 260 19
                                    

To już trzeci poniedziałek w nowej pracy i dochodzę do wniosku, że jest to najgorszy dzień w całym tygodniu. Nie tylko dlatego, że muszę iść do biura po dwóch (albo jednym) dniu wolnego, ale także dlatego, że jest wtedy najwięcej rzeczy do zrobienia. Tydzień roboczy Krafta z pewnością ma siedem dni, a przez weekend nazbiera się trochę tych "dyspozycji".

Zabrałam się ostro do pracy. Telefon dzwonił co chwilę, a szef ciągle czegoś chciał: skseruj to, zmów tamto, zmień, zamień, wyślij. Mistrzowsko opanował wszystkie czasowniki w trybie rozkazującym. Czasami uśmiechałam się sama do siebie i myślałam o tym, że gdyby go poprosić o ich wymienienie w kolejności alfabetycznej lub według ilości liter, samogłosek, sylab i tym podobne, zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Ponownie usłyszałam dzwonek.

- Proszę do mnie przyjść.

"Czego on znowu chce? - pomyślałam. - "Ten chłop mnie wykończy". Weszłam energicznie do gabinetu i zobaczyłam, że na fotelu przed jego biurkiem siedzi Paulina Grecco. Ujrzawszy mnie, wstała z miejsca i powiedziała:

- Witaj Ula - po czym uściskała mnie jak dobrą znajomą. Kraft patrzył trochę podejrzliwie, zresztą ja także. Paulina usiadła z powrotem na swoim miejscu.

- Kuba wezwał cię tu z mojego powodu.

Cóż, niewiele mi to mówiło. Nadal nie wiedziałam, o co jej chodzi, bo przecież chyba nie o spotkanie.

- Ależ ja się chaotycznie tłumaczę. Chciałam powiedzieć, że tak naprawdę to ja chciałam się z tobą zobaczyć. Chodzi o to spotkanie, które mi obiecałaś. - "A jednak!" - Tak, więc w który dzień możemy zjeść razem lunch?

Czułam na sobie wzrok Krafta, dlatego odpowiedziałam niepewnie:

- Dziękuję ci bardzo za zaproszenie, ale w tym tygodniu jest bardzo dużo pracy i chyba nie będę miała czasu.

Paulina była oburzona taką odpowiedzią.

- Co za absurd! Nie możliwe, że nie znajdziesz nawet godzinki. - Zapadła krótka chwila milczenia, którą przerwała ponownie Paulina. - Na pewno znajdziesz trochę czasu. - I tu zwróciła się w stronę Krafta. - Och, Kuba chyba nie powiesz mi, że nie wypuścisz jej z biura choćby na chwilkę?

Kraft nie miał zadowolonej miny, ale zajrzał w końcu w komputer.

- W środę jadę podpisać kontrakt, więc pewnie nie będzie dużo pracy. Może wtedy się spotkacie.

- Świetnie! - Ucieszyła się. - Wiedziałam, że razem znajdziemy jakieś rozwiązanie. - Po czym zwróciła się do mnie - Będę na ciebie czekać o dwunastej u "Luisa", w tym barze sałatkowym na Złotym Kwadracie.

- Dobrze - odpowiedziałam. - Do zobaczenia. - Pożegnałam się i pośpiesznie wyszłam. Postanowiłam nie myśleć i nie martwić się tym zajściem. A na nadmierne rozpamiętywanie nieistotnych spraw, najlepsza jest praca. Kraft na pewno by to pochwalił. Sam nic nie wspominał o wizycie Pauliny w jego biurze. Kto jak kto, ale on z pewnością nie należał do wścibskich ludzi. Prościej - po prostu nie miał na to czasu.

W środę rzeczywiście Kraft pojechał podpisać umowę z Penem. A ja poszłam na umówione spotkanie z Pauliną. Ponownie powitała mnie bardzo serdecznie. Zastanawiałam się jakim cudem zasłużyłam sobie na taką przychylność, ponieważ nie sądziłam, aby obdarowywała taką sympatią wszystkie napotkane na swojej drodze osoby.

- Tak się cieszę z tego spotkania - powiedziała, - a jeszcze bardziej z tej znajomości.

"Doprawdy, nie mam pojęcia dlaczego?" - chciałam powiedzieć.

- Ja również - odparłam za to nieśmiało.

- Wiem, wiem. Pewnie to wszystko wydaje ci się dziwne. - Spojrzała na mnie podejrzliwie. - Wiem, co czujesz, ponieważ ja sama tego nie rozumiem. Jesteś taką normalną osobą, nie zrozum mnie źle. Chodzi mi o to, że nie przesiąkłaś jeszcze tą atmosferą wyższych sfer, zarozumiałością i wyższością. Wszyscy moi znajomi mają jakieś a'le, jakiś pro'blem albo kom'pleks.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz