13

3.3K 264 5
                                    

Od tej pory w pracy było całkiem przyjemnie. Miałam wrażenie, że ton głosu Krafta stał się mniej władczy i bardziej wyrozumiały. Jego ciągłe rozkazy stały się uprzejmymi poleceniami, a wspólne spędzanie czasu nad tekstami i raportami, nie było już dla mnie katorgą. Na przyszły poniedziałek wyznaczono konferencję, (odbywały się one co miesiąc, ta miała być moją pierwszą), na której szefowie poszczególnych działów składali raport z działalności poszczególnych resortów. Codziennie zostawałam w biurze do godziny osiemnastej. Dlatego też, gdy zadzwonił do mnie Julek i zaproponował wyjazd na wieś, do niego, bardzo się ucieszyłam.

- Tyle teraz pracujesz - powiedział, kończąc rozmowę, - że przyda ci się trochę odpoczynku i świeżego powietrza. Kiki także przyjedzie. Wyjdę po was na stację.

###

- "Żyli długo i szczęśliwie ..." powiedziałeś kiedyś. Czy to prawda? - spytałam Julka, który siedział przy stole naprzeciwko mnie. Patrzył ślepo w okno, a rękami obejmował szklankę z herbatą. Kiki spała w pokoju obok. Byłam w mieszkaniu Julka, które mieściło się na piętrze dwupoziomowego budynku. Składało się z dwóch pokoi i łazienki. Sam budynek stał naprzeciwko kościoła, który znajdował się po drugiej stronie drogi. Pokój, w którym się znajdowaliśmy, mieścił w sobie także aneks kuchenny. Mebli nie było dużo: stół, krzesła, komoda na naczynia. Spora część podłogi zastawiona była stosami różnych książek i gazet. Na ścianie wisiało kilka obrazów, ikona i jedno zdjęcie. Owo zdjęcie zainteresowało mnie najbardziej. Przedstawiało rodzinę stojącą na łące, a w tle było widać ule. Ojciec trzymał na rękach jedno z dzieci, pozostała czwórka stała w rządku, a za nimi znajdowała się uśmiechnięta kobieta. Coś mi się przypomniało, pewna historia. Czyżby jego ...

W pokoju panował jeszcze półmrok.
Była godzina piąta trzydzieści. Rozbudziłam się i poszłam do łazienki. Zobaczyłam, że Julek także już nie śpi. Siedział przy stole. "Czasem budzę się i nie mogę spać" - powiedział. Zrobiłam nam herbatę i usiadłam razem z nim. Julek nadal milczał.

- Zauważyłaś zdjęcie? - wyszeptał. Skinęłam głową. Patrzyłam na niego uparcie, żądając odpowiedzi. Może niesłusznie. Może nieładnie. Sama wiedziałam. Sama znałam odpowiedź. ... "Nie" ...

- Nie - odpowiedział w końcu. - Nikt nie żyje długo i szczęśliwie. - Podszedł do ściany i zdjął zdjęcie. Położył na stole i powiedział, pokazując palcem: - Ta uśmiechnięta kobieta to moja matka. To tata. Trzyma na rękach moją siostrę Jadzię. Potem stoi Justyna, Judyta, ja i Julia. To moje siostry bliźniaczki. Wszyscy nie żyją. Zginęły pożarze razem z rodzicami. Tylko ja się uratowałem. Jedyną rzeczą, która została mi po tamtym wydarzeniu, jest ta oto blizna - i pokazał mi rękę, podciągając rękaw swetra.

- Bardzo mi przykro - powiedziałam zasmucona. Odwiesił zdjęcie na swoje miejsce i usiadł ponownie przy stole.

- Miałem wtedy trzy lata, a wychowali mnie dziadkowie.

- Teraz jeszcze bardziej będę cię podziwiać za twoją siłę i sympatię do życia po tym, co cię spotkało.

- A co mnie spotkało?

- Jak to co? - zdziwiłam się. - Straciłeś rodzinę.

- Mylisz się Urszulo. Oni odeszli, ale ich nie straciłem. Oni nadal żyją, żyją we mnie, w mej pamięci i w moim życiu. Są tu, bo ja jestem. Życie często się zmienia. Raz jesteś tu, a raz cię nie ma. Czy jestem z tego powodu samotny? Nie. Po prostu zostałem sam. Lubię być sam, lubię być z innymi. Za to, że jestem tu, dziękuję Bogu każdego dnia. Niewdzięczność jest bez sensu, nienawiść pychą, smutek chwilą. Wiesz, co to jest chwila? Chwila to tu i teraz. To ułamek życia zamknięty w oddechu. Czuję chłód i widzę mgłę unoszącą się nad łąkami wczesnym rankiem. Wiem, że kiedy się schylę i dotknę trawy, poczuję rosę. Uwielbiam patrzeć w słońce zamkniętymi oczami. Czuję wtedy jego ciepło i siłę, jego potrzebę bycia, istnienia. Wiesz, że to jest dobre i należy być wdzięcznym, bo los nie istnieje, a szczęśliwy traf jest synonimem przypadku. Wszystko ma cel i sens. A jeśli tego nie widzisz, to taki jest właśnie tego cel i sens - w braku logiki. Każdy uśmiech rodzi łzę, a każda łza uśmiech. Emocje są naszym obrońcą, a zarazem obrazem człowieczeństwa. Każde życie jest cenne, każde istnienie ma do tego prawo, a człowiek jako istota świadoma powinien tego strzec. Pewien bardzo mądry człowiek powiedział kiedyś, że "ostateczną podstawą wartości i godności człowieka i sensu jego życia jest to, że jest on obrazem i podobieństwem Boga. Zabijać go, to tak jak chcieć zabić samego Boga". Śmierć jest tylko aktem pojednania, wyznacznikiem, różnicą, alfą i omegą tego, co znane i niezbadane. Tylko twórca ma prawo do zniszczenia swojego dzieła i to nie tylko dlatego, że było złe. Koniec może mieć głębszy sens i przeznaczenie.

- Dlaczego mi to wszystko mówisz?

- A rozumiesz to, co słyszysz?

- Nie wiem.

- Widzisz, ja czasem sam wątpię, ale wiara jest moją nadzieją. A tam, gdzie jest nadzieja, rodzi się wiara. Jestem wierny swoim zasadom.

- A jakie są twoje zasady?

- Proste, jak wszystko w życiu, gdy potrafisz patrzeć przez właściwy witraż. Życie jest jak płonąca świeca wewnątrz latarni. Każdy patrzy na nie przez inny pryzmat. Czasem gaśnie. Radość, otwartość, poczucie własnej wartości, uczucie spełnienia, stan zorganizowania, zdrowy sen, apetyt, zainteresowanie i koncentracja, dobry nastrój, akceptacja samego siebie i innych, aktywność, pewność siebie. Staram się im sprostać. Jestem tylko człowiekiem i wiele rzeczy mi się nie udaje. Ale staram się, jak mogę. O tak, życie to sztuka wyboru i sztuka kompromisu z samym sobą i panem Bogiem. Urszulo, a czy ty też masz jakieś zasady?

Uśmiechnęłam się sama do siebie i rzekłam:

- Mam, ale nie spodobałyby ci się. Są "trochę" pesymistyczne.

- W przyrodzie musi być równowaga - skwitował z uśmiechem.

###

Po śniadaniu poszliśmy do kościoła na mszę. Julek oczywiście grał na organach. Po mszy zostałyśmy w kościele, a Julek zagrał nam jakieś dwie sonaty. Był z nami proboszcz, jedyny kapelan w tej parafii, człowiek starszy i spracowany, lat około siedemdziesięciu. Następnie postanowiliśmy się przejść po cmentarzu i niewielkim zagajniku. Kiki szła z Julkiem z przodu. Ja zostałam z tyłu z księdzem Janem, który podpierał się laską. Opowiadał mi o okolicy i tutejszych mieszkańcach. Spytałam, czy znał rodziców Julka. Zasmucił się i powiedział:

- Tak. To był straszny wypadek. Do dzisiaj nie wiemy, w jaki sposób wybuchł ten pożar. W raporcie ze śledztwa napisano, że prawdopodobnie doszło do spięcia w instalacji elektrycznej. Kiedy na miejsce tragedii przybyła pomoc i straż, dom już zdążył się zapaść i płonął całkowicie. Julka znaleźliśmy w trawie nieopodal. Był okopcony i poparzony. Miał dużą ranę na ręce, gdzieniegdzie powbijanie odłamki szkła. Prawdopodobnie któryś z rodziców w ostatniej chwili wyrzucili go przez okno z domu. Pogrzeb był formalnością.

- Co stało się później?

- Cóż, zarówno rodzice Zuzanny, jak i ojciec Edwarda, chcieli samodzielnie wychowywać wnuka. Sprawa trafiła do sądu. W tym czasie Julek mieszkał z dziadkiem od strony ojca w mieszkaniu, gdzie teraz on sam mieszka. Po dwóch miesiącach sąd przyznał prawo do wychowywania wnuka dziadkom od strony matki. Byli bogaci i wpływowi, co nie znaczy oczywiście, że bez serca. Pozwalali Julkowi spędzać wakacje w rodzinnej wiosce razem z drugim dziadkiem. Ale pozostałą część roku mieszkał w mieście. Jak mu tam było - nie wiem, musiałaby pani, sama go o to zapytać. Mogę się tylko domyślać, że nie najlepiej, ponieważ zawsze głęboko przeżywał koniec wakacji i powrót do miasta. Zresztą sama pani wie, że pracuje w mieście, a mieszka na wsi. Jego matka była lekarką. Podobno pracuje teraz w tym samym szpitalu, co ona kiedyś. Wiem, że uczęszczał do dobrych szkół. W wieku osiemnastu lat wrócił do nas. Był już dorosły z prawnego punktu widzenia. Mieszkał z dziadkiem, który przeżył jeszcze siedem długich lat.

- To wtedy zaczął grać na organach?

- Powiedzmy, że zawodowo - uśmiechnął się ksiądz. - Przez wakacje często przychodził do organisty i prosił o naukę. Mówił, że chce być organistą, ponieważ "organista to taki dyrygent chóru anielskiego".

Zatrzymaliśmy się przed rodzinnym grobem rodziny Julka. Kiki położyła kwiatek na pomniku.

Ja nie mogłam zasnąć wieczorem.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz